Fot. Emilia Wietecha
Odkryć to, co zaginęło
Wszystko zaczęło się od inwentarza Macieja Przywilskiego, krakowskiego introligatora, który zmarł w 1587 roku. Gdy spisano jego majątek, okazało się, że nie tylko oprawiał książki, lecz także nimi handlował. Wśród pozycji znalazły się tytuły dziś praktycznie nieznane.
To była długa droga. Na "Fortunę" natknęłam się dzięki inwentarzowi introligatora krakowskiego. Handlował on książkami i ponieważ był to drobny handel, więc rozprowadzał głównie książki po polsku przeznaczone dla szerokiej publiczności – drobne druki, druki rozrywkowe, modlitewniki – mówi prof. Justyna Kiliańczyk-Zięba.
Jedną z nich byłą "Fortuna albo szczęście", obszerna publikacja w formacie folio, przeznaczona, jak się później okazało, do zabawy we wróżby. Nie istniał jednak żaden znany egzemplarz z XVI wieku. Najstarszym śladem był zdekompletowany, mocno zniszczony siedemnastowieczny przedruk przechowywany w Bibliotece Narodowej.
(cała rozmowa do posłuchania)
Kolejny krok zaprowadził aż do biblioteki na Strahovie w Pradze. Tam znajdował się kompletny egzemplarz "Fortuny" z 1665 roku – pięknie ilustrowany, bogaty w drzeworyty, który potwierdzał istnienie wcześniejszej wersji. To odkrycie pokazało, że szesnastowieczna edycja musiała istnieć. Drzeworyty użyte w wydaniu z 1665 roku nosiły ślady wieloletniego zużycia, znak, że zostały wykonane znacznie wcześniej.
Pewnego dnia kolega z Czech napisał, że natrafił na wzmiankę o "polskiej książce pod tytułem Fortuna, oprawionej w cienki pergamin", zinwentaryzowanej już w 1650 roku w Bawarskiej Bibliotece Państwowej. Po sprawdzeniu katalogu było pewne, że Monachium posiada egzemplarz datowany na 1532 rok. Po kontakcie z biblioteką potwierdzono, że to rzeczywiście szesnastowieczna "Fortuna", choć datowanie na 1532 rok było błędne. Badaczka ustaliła, że książkę wydrukowano po 1566 roku w Krakowie, w drukarni Łazarza Andrysowica przy ulicy Gołębiej, na parcele o dzisiejszym numerze 20.
Jest to niezwykłe, dlatego że jest to książka, o której wiemy, że jakiś egzemplarz tej pierwszej edycji miał w ręku król Zygmunt I Stary.
Jak wygląda "Fortuna"?
Początkowo fizyczny dostęp do książki nie był łatwy, bo tego rodzaju zbiory są ściśle chronione.
Nie chciano mi tego pokazać, ale ostatecznie się udało. A tego samego dnia miałam samolot i potrzebowałam zobaczyć tę książkę jak najszybciej. Jest to bardzo ważne dla badacza, ponieważ żadna cyfrowa kopia nie zastąpi kontaktu z prawdziwym zabytkiem.
Trzymając "Fortunę albo szczęście" w dłoniach można przyjrzeć się pergaminowej oprawie, zabrudzeniom na grzbiecie, śladom dłoni na marginesach, czyli tak naprawdę materialnych znakach obecności ludzi sprzed 500 lat. Książka została wydana w formacie zbliżonym do dzisiejszego A4. Co czyni ją wyjątkową? Przede wszystkim duży format i czcionka, dzięki którym czytanie staje się ułatwione, drzeworyty, faktura i język staropolski.
Ile kosztowała rozrywka w XVI wieku?
Książka była popularna, ale niestety nie była tania. Największy koszt stanowił papier, bo około połowy ceny. Pierwsze nakłady były droższe, a dopiero kolejne taniały. Była więc rozrywką dla mieszczan, rzemieślników, drobnej szlachty – ludzi, których było stać na luksus kupienia księgi, choć niekoniecznie umieli czytać.