Wiele już było podobnych przypadków a są one jedynie częścią ujawnionych tego typu spraw. Najbardziej aktualna historia z przetrzymywaniem dzikich zwierząt, dotyczy mieszkańca Czchowa, który ukrywał w ten sposób dwa lwy i tygrysa bengalskiego.
Zwierzęta mieszkały w wolierach i ogrzewanych pomieszczeniach przy domu. Choć opiekun deklarował, że działał z potrzeby ratowania zwierząt, warunki te nie mogły spełnić wymogów gatunkowych – ani przestrzennych, ani behawioralnych.
Jak podkreśla prof. Urbaniak, nawet jeśli z punktu widzenia właściciela zwierzę wygląda na zaopiekowane, prawdziwą miarą dobrostanu jest porównanie go do warunków naturalnych. To standard, którego nie są w stanie spełnić nawet najlepsze ogrody zoologiczne, a co dopiero prywatne posesje.
Dlaczego jednak ludzie w ogóle kupują egzotyczne gatunki? Odpowiedzi jest kilka – prestiż, chęć wzbudzania sensacji, fascynacja „innym”, ale też wiara, że można na tym dobrze zarobić. Rynek nielegalnego handlu egzotycznymi kręgowcami w internecie kwitnie, często korzystając z luk w przepisach oraz łatwo dostępnych dokumentów CITES. Prof. Urbaniak wskazuje również na bardziej pierwotny motyw – potrzebę nadania sobie wyjątkowości poprzez egzotyczne zwierzę. Jak podkreśla, w społecznym postrzeganiu „charyzmatyczność samego gatunku świadczy o wyjątkowości właściciela”
Egzotyczne zwierzęta – nawet te najmniejsze – mają ogromne potrzeby środowiskowe. W rozmowie pada przykład niepozornej żaby Dendrobates tinctorius azureus. Aby utrzymać ją zgodnie z wymaganiami gatunku, trzeba zapewnić odpowiednie parametry mikroklimatu, żywy pokarm, przestrzeń do eksploracji i towarzystwo grupy. Jeśli tak wyglądają potrzeby kilkucentymetrowego płaza, łatwo sobie wyobrazić skalę problemu w przypadku kapucynek, papug czy dużych kotów drapieżnych. Prof. Urbaniak zauważa: „Nie jest możliwe, żeby indywidualny prywatny właściciel zapewnił choćby na poziomie weterynaryjnym opiekę nad takim zwierzęciem”
System, który nie nadąża
Przypadek z Czchowa pokazał coś jeszcze ważniejszego – brak strukturalnych procedur i specjalistów, którzy mogliby oceniać kondycję egzotycznych zwierząt oraz decydować o ich dalszym losie. Jeśli prokuratura czy inspektorat weterynaryjny odbiera lwa lub kapucynkę, pojawia się pytanie: co dalej? Gdzie je umieścić? Kto zbada ich stan? Kto zapewni im przestrzeń i bezpieczeństwo? W Polsce brakuje sanktuariów i profesjonalnych ośrodków rehabilitacyjnych dla dużych egzotycznych kręgowców. Nieliczne fundacje – jak Epikrates – mogą przyjmować mniejsze gady lub ssaki, ale nie wielkie koty.
Efekt? Zwierzęta często latami „tkwią” w prowizorycznych miejscach lub muszą być transportowane za granicę.
Choć w wielu przypadkach opiekunowie twierdzą, że ich drapieżniki są „oswojone”, zwierzę wychowane przez człowieka wciąż pozostaje dzikie. Zestresowane, nieodpowiednio żywione lub przetrzymywane w małej przestrzeni, mogą być nieprzewidywalne.
W przypadku Czchowa to lokalni mieszkańcy zwrócili uwagę na potencjalne zagrożenie – i to właśnie ich interwencja uruchomiła procedurę.