Opowiadają starsi księża, że kiedy Karol Wojtyła był biskupem w Krakowie i rozmawiał z księdzem, który zamierzał odejść od kapłaństwa, zdarzało się, że klękał i prosił go, żeby tego nie robił. Człowieka nie można zmusić do nie grzeszenia, ale można mu pokazać, jak bardzo mi zależy na tym, żeby jednak tego nie robił.

Też czasem powtarza się anegdotę o pewnej pani ambasador, która podczas prywatnego spotkania z papieżem miała powiedzieć, że ona się tak za dobrze nie prowadzi i świętą nie jest. Ojciec Święty miał odpowiedzieć: To będę się miał za kogo jeszcze modlić. Jak człowiek wie, że nie jest święty, to mu nie trzeba wypominać grzechów, tylko obiecać pomoc.

Kiedy w grudniu 1981 roku wprowadzono stan wojenny w Polsce, papież Polak napisał list do gen. Jaruzelskiego. Przypominając o stracie sześciu milionów obywateli, jaką Polska poniosła w latach wojny, prosił zdecydowanie: „Trzeba uczynić wszystko, żeby tegorocznych Świąt Rodacy nie musieli spędzać pod groźbą śmierci i represji. Zwracam się do Pańskiego sumienia Generale, do sumień wszystkich tych ludzi, od których zależy w tej chwili ta decyzja”.

Nie wiem, na ile prawdziwe są opinie, że Ojciec Święty był gotowy opuścić Watykan i wrócić do Polski, gdyby wojska radzieckie napadły zbrojnie Ojczyznę, ale już sam list pokazuje, jak bardzo mu zależało, żeby nie pozostać obojętnym na krzywdę ludzką. Bo przecież nie dlatego Kościół walczy z grzechami a lekarze z chorobami, że mają takie hobby, ale dlatego, żeby nie było ludzkiej krzywdy.

Najmocniejsza dla mnie reakcja na zło miała miejsce w Agrigento na Sycylii 9 maja 1993 r.. Papież zwracając się do członków mafii, w pewnym momencie zaczął wręcz krzyczeć: „W imię Chrystusa zwracam się do odpowiedzialnych: „Convertitevi! („nawróćcie się!”) Un giorno verrà il giudizio di Dio!” („pewnego dnia nadejdzie sąd Boży”).

W tym kontekście bardzo wymowne jest to, co zrobił papież po zamachu na swoje życie 13 maja 1981 r. Odwiedził Ali Agce w więzieniu i po spotkaniu z zamachowcem powiedział: „Rozmawiałem z nim jak z bratem, któremu przebaczyłem i który cieszy się moim zaufaniem”. Czy papież nie mógł wyrazić oburzenia, że takich rzeczy nie robi się drugiemu człowiekowi? Czy nie mógł nakrzyczeć jak później do mafiosów? Czy nie mógł powiedzieć, że wybaczy, jeśli niedoszły morderca się nawróci albo przynajmniej przeprosi? Pewno by mógł i to też byłoby jakoś ludzkie. Ale święty człowiek to taki, który między byciem człowiekiem a człowiekiem lepszym, wybiera zawsze to drugie.

Pomyślmy jeszcze o tym, że Ojciec Święty spowiadał się co tydzień. A przecież, żeby spowiedź była ważna, trzeba wyznać chociaż jeden grzech lekki. Święty człowiek to nie taki, który nie popełnia grzechów albo udaje, że ich nie widzi. Widzieć, nie potępiać, wybaczać, samemu powstawać i pomagać innym oraz pokazać, że nawet największy grzech nie musi zniszczyć miłości do człowieka słabego, to jest naprawdę bardzo ludzkie, bo to jest bardzo każdemu człowiekowi potrzebne.

Mówiąc św. Jan Paweł II a grzech i ludzie grzeszni, rodzi się - zwłaszcza w ostatnich latach - pytanie o sprawę założyciela Legionistów Chrystusa a szerzej o pedofilię w Kościele. Patrząc całościowo na postawę papieża i jego wypowiedzi na temat molestowania nieletnich, osobiście nie mam wątpliwości, że Ojciec Święty byłby jednym z ostatnich, który chciałby takie sprawy zamiatać pod dywan. Mam nadzieję, że jego współpracownicy złożą o tym wyczerpujące świadectwo, a jeśli nie mają odwagi tego zrobić teraz, że przynajmniej napiszą całą prawdę w testamencie. Bo nie mówić całej prawdy o tak świętym człowieku i o tak nieświętych sprawach, byłoby bardzo, bardzo nieludzkie.