Dobre combo
Każdy człowiek jest wyposażony w taki potencjał, żeby służyć lub obdarowywać drugiego człowieka. I że być może to jest takie dobre combo, w którym z jednej strony osoby w kryzysie bezdomności mają ręce, mają nogi, mają jakąś tam siłę, żeby przenieść wózek i mogą w ten sposób pomóc, ale z drugiej strony i na to liczyłem, że osoby ze sporymi niepełnosprawnościami, które pracują, które zarabiają jako aktorzy, które jeżdżą po Polsce i po świecie, że te osoby właśnie będą w stanie pomóc tym osobom w kryzysie bezdomności, w znalezieniu motywacji.
Liczyłem na to, że będą czuły się potrzebne, spowoduje wzrost takich motywacji dla nich i myślę, że to się w bardzo dużej mierze udało.
Czy był lęk?
Ja się nie boję, jestem jakby tak obdarowany w życiu, że właśnie robię dużo takich projektów. Pracowaliśmy i z chłopcami z domu poprawczego i z dziewczętami, występowaliśmy tam wiele razy, też w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. Pracuję od wielu lat z osobami z niepełnosprawnością, więc jestem przetarty w boju i rzeczywiście się nie boję.
Jedyny lęk jaki mam, to o moich aktorów. Stoję na straży bezpieczeństwa tych ludzi, więc o to chodziło, żeby był taki dobór tego towarzystwa, żeby nie zachodziło ryzyko, że po prostu wydarzy się coś nieprzewidzianego, ale gwarancji nie mieliśmy absolutnie żadnej.
Pewne potknięcia były, ale jednak dla tych osób był to na tyle silny bodziec, przede wszystkim znalezienie zatrudnienia, znalezienie sensu w tym, że jestem pomocny komuś. Tego najbardziej tym ludziom brakuje, żeby oni odzyskiwali sens życia w tym, że mogą pomagać innym ludziom. I że są potrzebni, i że są zauważeni, że nie są omijani wzrokiem jako ktoś, kto może sprawić tylko kłopot. To jest ta potrzeba bycia potrzebnym, i jeśli ona nie jest zrealizowana, to człowiek jest odtrącony i wchodzi w samotność. Bycie osobą w kryzysie bezdomności, to jest takie pole minowe, to jest taka rzeczywistość jakby po wojnie jakiejś, mam na myśli relacje z ludźmi. One są po prostu wysadzone w powietrze, poprzerywane, pełne nienawiści wzajemnej.
Efektem tego projektu jest film, zapis dokumentalny naszej trasy. Exit, czyli rzecz o wychodzeniu z niewoli.
Oczywiście niepełnosprawność jest niewolą, ale bycie w bezdomności jest potworną niewolą, jest spadnięciem w jakiś taki dół, z którego bardzo trudno jest wyjść, więc tak sobie tutaj pomagamy.
To jest to, co ja właśnie bardzo lubię w życiu, że ta praca z takimi środowiskami daje mi niesamowite poczucie komplementarności, synergii, czy jak mówią Amerykanie team spirit. Jak my możemy się przepięknie uzupełniać. Każdy ma potencjał pomocowy i to jakby stało na początku powstawania tego filmu. Wiara w to, że osoba w kryzysie bezdomności dając swoją fizyczną sprawność może pomóc osobie na wózku czy niewidomej, ale osoba z niepełnosprawnością jest aktorem w teatrze, który jeździ po Europie, po Polsce, zarabia pieniądze.
Zademonstrowanie tej postawy tym ludziom da jakiegoś takiego, kolokwialnie mówiąc, kopa do działania. Czasami jest taki potrzebny w porządkowaniu sobie życia.
Szumnie mówiąc, jedni drugich brzemiona noście.