Prezydent Andrzej Duda, który już w kampanii wyborczej obiecywał 500 zł na drugie i kolejne dzieci, zaapelował teraz o taką pomoc do rządu.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z Beatą Ciepłą, szefową krakowskiego Banku Żywności o problemie niedożywienia:
Mamy w Polsce polityczny spór niedożywione dzieci. Jak duże może być to zjawisko?
Statystyki dotyczące niedożywienia wśród dzieci i młodzieży, czy też w ogóle ubóstwa i deprywacji materialnej, wskazują różne dane. W moim przekonaniu nie można powiedzieć, że problemu nie ma. Trudno mówić o skrajnym głodzie, bo nie jest to tak dramatyczna sytuacja. Wedle statystyk GUS-u i różnych organizacji pozarządowych w Polsce jest problem niedożywionych dzieci. Badania, które realizowały banki żywności, wskazywały 160 tys. dzieci w szkołach podstawowych w skali kraju. GUS mówi o ok. pół milionie niedożywionych dzieci. Ciekawa jest statystyka dotycząca Unii Europejskiej, gdzie jednym z takich czynników badających deprywację materialną jest kwestia braku możliwości spożywania mięsa, ryb czy odpowiednika wegetariańskiego przynajmniej co drugi dzień. Według tych statystyk w Polsce blisko 1 700 000 dzieci ten problem dotyka.
Jeśli mówimy o niedożywionych dzieciach w Polsce, to możemy też powiedzieć, że problem występuje na terenie Małopolski.
Dokładnie tak. Nie dysponujemy szczegółowymi danymi w kwestii liczby dzieci i młodzieży dotknięty problemem niedożywienia. Sam fakt istnienia problemu wskazują nam organizacje partnerskie oraz zapotrzebowanie na żywność, jakie te organizacje do nas zgłaszają. Widzimy to też po potrzebach dzieci w świetlicach środowiskowych. Realizujemy różne warsztaty kulinarne. W ubiegłym tygodniu w jednej ze świetlic podczas warsztatów kilkoro dzieci miało problem ze skupieniem się na zajęciach. Dopytywały się, kiedy będzie posiłek i czy będą mogły z tego skorzystać.
Jest problem, który umyka gdzieś w publicznej dyskusji, a mianowicie nie chodzi o dożywianie w sensie ilościowym, ale jakościowym.
Na pewno tak. Sam fakt problemów z prawidłowym żywieniem dzieci nie bierze się tylko z ubóstwa. To na pewno jeden z najważniejszych czynników, ale warto wspomnieć o niedożywieniu jakościowym, które może wynikać z braku czasu, zainteresowania rodziców. Ci nie przygotują zdrowego drugiego śniadania dla dzieci do szkoły, a dadzą pieniądze, które zostają przeznaczone na fast food. Kolejny problem to kwestia niezaradności życiowej rodzin. Nawet mając środki czy produkty żywnościowe, spora część rodzin nie jest w stanie mądrze tym zarządzać i gospodarować.
Czyli nie zawsze problem tkwi w sensie ekonomicznym?
Sytuacja ekonomiczna jest na pewno tym najważniejszym elementem i dotyczy na pewno największej grupy dzieci i młodzieży, ale również osób powyżej 60. roku życia. Natomiast warto i należy pamiętać, że są inne czynniki jak kwestia wiedzy, umiejętności i prawidłowego, racjonalnego wykorzystywania zasobów rzeczowych, jakie posiadamy.
Skoro mówimy o dwóch problemach związanych z dożywianiem dzieci, to jak pani ocenia programy rządowe?
Program dożywiania dzieci realizowany przez państwo od wielu lat na pewno zaspokaja sporo potrzeb. Ale nawet jeśli jest ten jeden ciepły posiłek w szkole, to on nie zaspokaja potrzeb żywieniowych dziecka na cały dzień. Niektóre gminy dysponujące większymi własnymi budżetami korzystają z pomocy państwa w większym zakresie, np. podnosząc stawki żywieniowe, zwiększając limity kryterium dochodowego, od którego dzieci mogą korzystać w szkole z takiego posiłku. Często dyrektorzy szkół i pedagodzy mogą wykorzystywać większą pulę dzieci niekorzystających z pomocy społecznej, a wskazanych przez szkołę jako te, które powinny podlegać dożywianiu. W Krakowie ta sytuacja jest dobra, tak jak w innych większych gminach, gdzie są wyższe stawki i wyższy poziom dochodów pozwalających na skomponowanie posiłku. Natomiast w gminach wiejskich te limity i środki są bardzo małe. Jak można zrobić dobry i pożywny obiad za 2,50 zł?
My z tej perspektywy miejskiej nie dostrzegamy problemu leżącego w mniejszych gminach.
Dostępność w mniejszych środowiskach różnych form wsparcia jest mniejsza. I szkoły, i gminy przygotowują więcej ofert wsparcia, szczególnie z myślą o dzieciach w okresie wakacyjnym. Organizowane są półkolonie. W mieście też nie można zapomnieć, że ten problem istnieje. Są też organizacje zajmujące się dziećmi ulicy, takimi, które cały dzień spędzają właśnie na ulicy, mimo że mają domy i rodziny. Nikt nie myśli o tym, by przygotować im coś do jedzenia.
500 zł w zależności od kryterium dochodowego na każde drugie i kolejne dziecko. To jest jakieś rozwiązanie?
Przyczyny problemów finansowych rodzin są rozmaite. Pieniądze są jednym z tych najważniejszych elementów. Poza zasiłkami z pomocy społecznej są proponowane, również rodzinom wielodzietnym i niepełnym, inne dodatkowe mechanizmy. Jednoznaczna odpowiedź, która z tych metod jest lepsza: zasiłki, te 500 zł na jedno dziecko, wymagałyby szczegółowej wcześniejszej analizy.
Gdyby była pani doradcą ws. dożywiania dzieci, to co podpowiedziałaby pani rządzącym?
Na szczęście nie jestem. Ale to, co podpowiedziałabym rządzącym, to wsłuchanie się w opinie organizacji pozarządowych, które działają na pierwszym froncie. Również takich jak banki żywności. Przede wszystkim myślę o takich, które mają bezpośredni kontakt i z dziećmi i z rodzinami mającymi problemy finansowe. Te organizacje są skarbnicą wiedzy, potrzeb takich rodzin i pomysłów na to, w jaki sposób im pomóc. Konsultujmy i bierzmy pod uwagę to, co mówią praktycy.