Marzenia i Łaźnia Nowa
Bartosz Szydłowski lata studiów wspomina jako czas pracoholizmu i ogromnego zaangażowania. To właśnie wtedy narodziło się przekonanie, że nie warto czekać na decyzje dyrektorów, lecz trzeba samemu brać sprawy w swoje ręce. W ten sposób powstała pierwsza Łaźnia – przestrzeń odkryta przypadkiem przy ulicy Paulińskiej w Krakowie.
Pierwsza myśl, jaka się pojawiła, to zróbmy tam teatr. Koledzy z roku również zareagowali entuzjastycznie. Razem z Małgorzatą zaczęliśmy tam dłubać. Przez lata było to takie nieformalne miejsce. Potem założyliśmy stowarzyszenie – mówi Bartosz Szydłowski.
Z grupą kolegów zaczął tworzyć alternatywne miejsce, które szybko stało się kultowe. Nieformalne, wolne od instytucjonalnych ograniczeń, pozwalało na spotkania artystyczne i eksperymenty. Była to odpowiedź na brutalną rzeczywistość lat 90. Prawdziwy przełom nastąpił, gdy wraz z żoną, scenografką Małgorzatą Szydłowską, przeniósł Łaźnię do Nowej Huty. Był to ryzykowny ruch. On sam widział w nim jednak szansę na oczyszczenie dzielnicy z negatywnych stereotypów.
Były osoby, które się podśmiewały, mówili, że czeka mnie tam krwawa łaźnia, ale wiedziałem, że jest to obietnica determinacji, oddania, pasji. Nowa Huta była wspaniałym miejscem, będącym zawsze jakoś stygmatyzowana, marginalizowana. Im więcej ludzi mówiło, że to się nie uda, to tym bardziej miałem wewnętrzny upór pokazania i udowodnienia, że jednak jest to możliwe – mówi Bartosz Szydłowski.
Pierwszy projekt nazywał się "Mieszkam tu", w ramach którego mieszkańcy przekazywali przedmioty i historie związane z ich życiem, stał się początkiem nowej misji. Kilkadziesiąt osób przekazało różne przedmioty, opowiadali historie. Teatr miał stać się przestrzenią współodpowiedzialności i współtworzenia.
(cała rozmowa do posłuchania)