Zapis rozmowy Sławomira Wrony z małopolską kurator oświaty, Barbarą Nowak.
Dziś zakończenie roku szkolnego. Wyjątkowego, chyba najtrudniejszego w ostatnich latach. Czego oświata nauczała się po 10 miesiącach pracy w pandemii?
- To był wyjątkowo trudny rok. Od nas wymagał bardzo wiele inicjatywy. Nauczyliśmy się tego, że mamy być przygotowani na działanie w różnych sytuacjach. Musimy być elastyczni. Uczymy się szybko. Nauczyciele szybko potrafili przejść na nauczanie zdalne. To ewenement na skalę światową. Po pierwszej fali, kiedy musieliśmy drugi raz zamknąć szkoły, nauczyciele wszyscy podejmowali naukę zdalną przez nasze internetowe możliwości. Dopracowaliśmy się jednolitych platform, sposobu przekazu. Może być cały czas lepiej. Były wyciągane wnioski. Jak uczniowie nie są w stanie prowadzić właściwie nauczania zdalnego w domu, zaprasza ich się do szkoły. Tam była pomoc. To było bardzo ważne. Były też takie miejsca, gdzie w ogóle nie zamykano edukacji. Krakowskie młodzieżowe domy kultury cały czas oferowały zajęcia. Podobnie w szkołach specjalnych. Wiele innych podmiotów pracowało. Przedszkola tylko chwilę nie pracowały. Nauczyciele zdali egzamin.
Ta sytuacja wydaje się trwać. Ten rok doświadczeń może się przydać, bo są niepokojące doniesienia mówiące o nowej mutacji wirusa. Nie wiemy, co będzie w kolejnych miesiącach. Jest pani równie spokojna jak minister Czarnek, który mówił, że jest przekonany, iż 1 września wszystkie szkoły rozpoczną naukę w normalnym trybie?
- Ten rok uczy pokory. Chciałabym powiedzieć, że jestem pewna, że jeśli nauczyciele chętni zostali zaszczepieni dwiema dawkami i to, że mamy badania Eurostatu, które mówiły, że uczniowie nie są pasem transmisji wirusa to wydaje się być to informacją, która pozwala myśleć, że szkoły nie powinny być już zamknięte.
Jaka jest rekomendacja dla dyrektorów? Jak przygotowywać się do 1 września?
- Ja wiem, że wszyscy dyrektorzy mają plan A i plan B. Plan A to działanie stacjonarne. Plan B to nauka zdalna. Trzeba jednak patrzeć z nadzieją i trzymać się planu A. Ten rok przyniósł dużo szkód. Oby nigdy więcej do tego nie doszło. Musimy się dopracować na nowo, odbudowywać relacje społeczne. To zostało zniszczone. Mam nadzieję, że okres wakacji, który nie jest zupełnie wolny, ale jest okresem naprawiania szkód, nie zostanie zmarnowany.
Nie tylko perspektywa powrotu pandemii wywołuje niepokój w oświacie. Ostatnio gorąca dyskusja towarzyszy zapowiedzi zwiększenia pensum nauczycieli o 2 godziny. Tyle ma wzrosnąć minimalna liczba godzin koniecznych do wypełnienia etatu. Mówi się, że po wprowadzeniu takiego rozwiązania nawet 60 tysięcy nauczycieli może stracić pracę.
- Już wiele propozycji krąży. Nie wiem, jaki będzie ostateczny projekt. Ten czas, zamiast nerwowego podchodzenia do sytuacji i opowiadaniu o wyrywkowych zmianach, nie powinien mieć miejsca.
Kurator Barbara Nowak – jeśli pojawi się taka propozycja – poprze to i stwierdzi, że to dobre rozwiązanie?
- Inaczej. Uważam, że samo wyjęcie i mówienie, że wzrost pensum ma być, nie jest dobre. Jeśli mówimy o zmianach w karcie nauczyciela, coś za tym musi być. Jestem za tym, żeby nauczyciele mieli wybór. Powinno być kilka wariantów do wyboru. Trzeba też patrzeć na sytuację w różnych miejscach w Polsce. Inaczej jest w miastach, inaczej w wioskach. W niektórych miejscach nie można zwiększać pensum, które natychmiast spowoduje, że nauczyciel nie ma możliwości etatu. To by szkodziło nauczycielom, którzy ciężko pracują przez wiele lat. Tego nie wolno zrobić.
Czyli ma pani tutaj wątpliwości?
- To nie kwestia wątpliwości. Mam swoje pomysły. Jeśli cokolwiek zmieniamy, musi to być z korzyścią dla ludzi. To nie ma być bat.
Mówi się o zwiększeniu kompetencji kuratorów, jeśli chodzi o wpływ na wybór dyrektorach w szkołach i o zwiększeniu nadzoru nad zajęciami dodatkowymi w szkołach. To potrzebne narzędzie?
- W jakimś sensie tak. Powiem dlaczego. Z mojego punktu widzenia prawo dzisiejsze nie jest egzekwowane. Ten problem widzę. Nie wykorzystujemy prawa, które jest. Jeśli jest złamanie, machamy ręką i nic się nie dzieje. Mówię o całej Polsce. Ja się staram. Jeśli by się udało spowodować większą uwagę ludzi co do przestrzegania prawa, żeby nie miały miejsca takie sytuacje jak w Dobczycach, czyli wyprowadzanie dzieci na miting polityczny bez zgody rodziców, wtedy będzie dobrze.
Jakie narzędzie pozwoliłoby egzekwować ten porządek określany przez Kuratorium?
- To, co w tej chwili funkcjonuje, czyli kierowanie takiej osoby na postępowanie dyscyplinarne z szybkim efektem, byłoby dobrym rozwiązaniem. Teraz to bardzo długo trwa.
Wczoraj pojawiła się informacja, że w resorcie sprawiedliwości jest pomysł, żeby nawet prawnie karane były złe decyzje i niewłaściwy nadzór nad dziećmi w placówkach. To się wiąże?
- Ja nie powiem o pomysłach. Każdy pomysł jest kwestią do rozmowy. W każdym zawodzie jest tak, że jak popełnimy przestępstwo, jest kara. Spokojnie. Patrząc na dzisiejsze prawo, jego egzekucja by poprawiła zdecydowanie sytuację.
W kontrowersyjnym tweecie odnoszącym się do ankiety w badaniach prowadzanych na UJ, gdzie uczestnicy mieli do wyboru w pytaniu o płeć: kobieta, mężczyzna, transkobieta, transmężczyzna, niebinarna i nie chcę odpowiadać na to pytanie, napisała pani tak: „Szok! Uniwersytet Jagielloński zamienia się w agencję towarzyską! Przygotowuje ofertę wg płci kulturowych. Pierwsza polska wyższa uczelnia, z historią od 1364 r. stosuje segregację studentów po neomarksistowsku”. Podtrzymuje pani treść tego wpisu? Nadal nie ma pani wątpliwości, że był słuszny po listach rektorów, konferencji rektorów i tak dalej?
- Nie żałuję. Oczywiście można było nazwać praktyki dopytywania się o preferencje seksualne mało eleganckimi, ale zwracam uwagę na to, że UJ ogłaszał godziny rektorskie na Strajk Kobiet. Tam wulgarne słownictwo było non stop stosowane. Nazwa, którą ja użyłam, jest w słownikach i literaturze.
Padnie słowo przepraszam?
- Dlaczego?
Wobec osób, z którymi rektor UJ proponował spotkanie. Te osoby korzystające z pomocy Studenckiego Ośrodka Wsparcia i Akceptacji, działającego w ramach UJ.
- Bądźmy poważni. Pan wie, co odpowiedziałam na taką propozycję. Ja mówię, opierając się na tradycji, że UJ to miejsce przekazywania wiedzy. Ja nie mogę poważnie potraktować propozycji pana rektora, żeby spotkać się z ludźmi, gdzie temat orientacji zostanie podnoszony jako coś, co w dyskusję uniwersytecką może się wpisywać. Jeżeli jakakolwiek instytucja dopytuje się o preferencje seksualne, oznacza to, że ofertę specjalną dla tych ludzi chce przekazać. Uniwersytet jest miejscem, gdzie powinna być tylko oferta wiedzy.