Selekcjoner Adam Nawałka, co było do przewidzenia, dokonał w wyjściowym składzie w stosunku do meczu w Kopenhadze kilku zmian. Na pozycji lewego obrońcy, gdzie w meczu z Danią spore problemy miał Artur Jędrzejczyk, zameldował się Maciej Rybus. Największą niespodzianką było pojawienie się w wyjściowej jedenastce Macieja Makuszewskiego. Skrzydłowy Lecha Poznań w meczu z Danią zaliczył reprezentacyjny debiut, a z Kazachstanem rozpoczął od pierwszej minuty kosztem Jakuba Błaszczykowskiego. Pewnikiem była natomiast trzecia zmiana. Arkadiusz Milik pojawiający się w miejsce Karola Linetty'ego to jasny sygnał, że Polacy planują od samego początku szturm na bramkę Kazachów.

Tak też się zaczęło i już w drugiej minucie mogło być pod bramką gości niebezpiecznie, gdy niewiele obok słupka huknął Kamil Glik. Mylili się jednak ci, którzy w tamtym momencie uznali, że tak będzie wyglądać całe spotkanie. Kilkadziesiąt sekund później, po prostej stracie Polaków na własnej połowie, sporo przestrzeni przed polem karnym miał Aslan Darabajev. Kazach uderzył z dystansu tuż obok słupka, choć część kibiców zapewne widziała już oczyma wyobraźni, jak piłka szybuje w kierunku siatki. Nasza drużyna odpowiedziała w 11. minucie i zrobiła to skutecznie. Tak gol, jak i dwa poprzedzające go podania stały się udziałem tych, którzy z Danią zaczęli na ławce. Rybus dośrodkował w pole karne, tam Makuszewski strącił piłkę do Arkadiusza Milika, który dopełnił formalności. Trzy zmiany przyniosły więc skutek w postaci gola na 1:0.

Nie było to jednak spotkanie lekkie, łatwe i przyjemne. W 16. minucie naszej drużynie dopisało szczęście. Nie zrozumieli się Glik z Fabiańskim, ten pierwszy zagrał za lekko i przez moment wydawało się, że wszystko zakończy się źle. Skończyło się jednak na interwencji Fabiańskiego, który wygrał pojedynek z Chiżniczenką. Po drugiej stronie podwyższyć nasze prowadzenie mógł między innymi Milik. Najpierw oddał soczysty strzał z rzutu wolnego, po którym piłkę nad poprzeczkę sparował Loria. Później, w 38. minucie był praktycznie sam naprzeciw bramki, ale nie trafił do celu. Do przerwy było 1:0 - choć bardziej "tylko" niż "aż".

W 49. minucie dopisało nam szczęście. Zakotłowało się w naszym polu karnym, Polacy nie mogli poradzić sobie z wybiciem piłki i zrobiło się bardzo nieprzyjemnie, bo Łukasz Fabiański został pokonany. Sędzia za moment przerwał jednak radość Kazachów, bo liniowy dopatrzył się, słusznie, pozycji spalonej zawodnika utrudniającego Fabiańskiemu interwencję. Koronkowo Polacy pograli kilka minut później, kończyło się tym, że Błaszczykowski wykładał piłkę Milikowi do tak zwanego "pustaka", ale zagrał minimalnie niedokładnie i nie było z tego nawet strzału.

Strzał był, i to znakomity, Roberta Lewandowskiego w 73. minucie. Nasz kapitan uderzył z rzutu wolnego tak, że piłka po ręce Lorii spadła za linię bramkową, po czym odbiła się od trawy w ten sposób, że bramkę opuściła. Powtórki telewizyjne pokazały wyraźnie, że piłka przekroczyła linię bramkową. Polacy doskoczyli błyskawicznie do sędziego Treimanisa, ale było oczywiste, że ich protesty nie przyniosą skutku. Skutek przyniosła jednak sportowa złość Biało-czerwonych, bo zaledwie minutę później po centrze z rzutu rożnego Kamil Glik pokonał bramkarza Kazachstanu w sposób taki, że nikt nie miał już co do tego trafienia wątpliwości. Pieczątkę na wyniku postawił sam kapitan, Robert Lewandowski, który w 85. minucie sam wykorzystał rzut karny podyktowany po faulu właśnie na nim.

To, co najważniejsze się więc udało. Polacy po klęsce w Kopenhadze zainkasowali przed własną publicznością trzy punkty. Styl mógł być z całą pewnością lepszy, kibice oczekiwali czegoś więcej. Pozytywna informacja po poniedziałkowych meczach jest jednak taka, że reprezentacja Polski utrzymuje trzypunktową przewagę nad Duńczykami, którzy pewnie ograli dziś Armenię.

Polska - Kazachstan 3:0 (1:0)
11' Milik, 74' Glik, 85' Lewandowski (karny)

AD