"Na razie nie ma podwyżek, ceny są takie, jakie były w zeszłym roku i nie ma na razie podstaw, żeby te podwyżki zastosować. Im bardziej ceny będą rosłym, tym mniej klientów będziemy mieć. Da się zauważyć, że jednak tych klientów od dwóch lat, po pandemii, jest mniej, niż było wcześniej. Dlatego nie można tych cen w nieskończoność podnosić"

- komentuje Strama.

Największym kosztem działalności stacji narciarskich jest energia elektryczna - armatki śnieżne i koleje krzesełkowe czy wyciągi zużywają w sezonie ogromne ilości prądu i od tego głównie uzależnione są ceny karnetów.

Stacjom narciarskim w Małopolsce nie brakuje optymizmu i wszyscy liczą, że najpóźniej w połowie grudnia uda się uruchomić pierwsze wyciągi i koleje krzesełkowe. Wszystko zależy nie tyle od opadów naturalnego śniegu, ile od ujemnych temperatur - praktycznie każda trasa narciarska jest już sztucznie zaśnieżana i uniezależniona od kaprysów zimy. Ale temperatura musi spaść poniżej zera.

Kolejne noce mogą przynieść spadek temperatury nawet do 8 stopni poniżej zera. Takie warunki to szansa na przygotowanie pierwszych stoków. W Tyliczu otwarcie tras zapowiadane jest już na najbliższy weekend. Krynickie stacje planuje start w pierwszej połowie grudnia. 

"Słotwiny Arena będą chciały wstrzelić się w rozpoczęcie sezonu mniej więcej na Mikołaja, a mam informację z Jaworzyny Krynickiej, która będzie w sobotę 16 grudnia, czyli tak bardziej na spokojnie, wystartować".

- mówi Daniel Lisak z Krynickiej Organizacji Turystycznej.

Niestety na stokach Sądecczyzny w tym roku będzie drożej. Zdaniem Daniela Lisaka podwyżki nie powinny wynieść więcej niż ok. 5 proc. Na więcej nie pozwala obawa, że turyści, którzy mocno odczuwają skutki inflacji, w ogóle zrezygnują z wypoczynku na nartach.