Co znamienne, najwięcej poszkodowanych narciarzy trafia na Szpitalny Oddział Ratunkowy popołudniami lub nawet wieczorem. Doktor Jacek Imioło, wicedyrektor nowotarskiego szpitala tłumaczy, że przyczyną jest polski zwyczaj jeżdżenia na stokach przy sztucznym oświetleniu. "Na zachodzie na nartach jeździ się do godziny 16.00. U nas wtedy zaczynają się promocje, jest gorsza widoczność. Powinno się zrobić rachunek sumienia, żeby ludzie sobie uświadomili, że po całym dniu o uraz nie jest trudno" - podkreśla Imioło.

Nowotarscy lekarze dodają, że nie zwiększa się za to ilość poważnych urazów narciarskich, które wymagają zabiegów czy operacji chirurgicznych. "Część urazów kwalifikuje się do unieruchomienia, ale są urazy kwalifikowane do operacji. Ta statystyka z roku na rok jest podobna. Najczęstszym urazem narciarskim są urazy podudzia, urazy skrętne kolana. Zdarzają się też ciężkie urazy miednicy, najszczęsciej przy zderzeniach. Są też urazy głowy, ale z uwagi na jazdę w kaskach, te obrażenia są dużo mniejsze niż kiedyś" - dodaje Imioło.

Podobnie jest w zakopiańskim szpitalu. Tutaj również ostatnie niespełna trzy tygodnie to ponad 900 przypadków poszkodowanych narciarzy. Ferie zimowe potrwają do końca lutego. Na pewno liczba urazów narciarzy i snowboardzistów jeszcze się zwiększy.

 

 

(Przemysław Bolechowski/ko)