Wydawać by się mogło – inscenizacja skazana na sukces. Autor tekstu "Pacjent EGBDF" to Tom Stoppard, brytyjski dramaturg, autor m.in. oskarowego scenariusza do „Zakochanego Szekspira”. Do tego – muzyka na żywo, orkiestra kameralna wykonująca kompozycje amerykańskiego twórcy André Previna, laureata czterech Oskarów za muzykę do filmów Gigi, Porgy i Bess, Słodka Irma i My Fair Lady.
Temat, czy raczej koncept sztuki może zaintrygować. Historia rozgrywa się w sowieckim szpitalu psychiatrycznym. Dysydent Aleksander (Błażej Wójcik), uwięziony przez KGB, spotyka się w celi z chorym pacjentem Iwanowem (Tomasz Wysocki), który wyobraża sobie, że kieruje orkiestrą. Wariat? Niekoniecznie. Urojenie bardzo szybko okazuje się prawdą, a rzeczona orkiestra objawia się na scenie, aktywnie uczestnicząc w akcji. Ale czy rzeczywiście? Autor scenariusza myli tropy, mnoży zaskoczenia. Iluzja miesza się z rzeczywistością, złudzenie z prawdą.

W tekście dramatu, właściwie w tej precyzyjnie skomponowanej partyturze, bez wysiłku wyczują Państwo, czy raczej usłyszą kompozycję doskonałego dyrygenta-dramaturga. Nie dość, że świadomie igra sobie z nasza percepcją, to na dodatek, z równą łatwością buduje wokół tematu orkiestry czytelną metaforę – grać w orkiestrze znaczy uczestniczyć w systemie, a każda fałszywa nuta to bunt i odmowa uczestnictwa w zakłamanym społeczeństwie. Dwaj pacjenci szpitalnej sali, a właściwie celi, toczą z pozoru tylko oderwane od rzeczywistości, abstrakcyjne dialogi. W rzeczywistości mówią nie tyle o muzyce, ile o otaczającym ich opresyjnym świecie. „To nie są objawy, to są moje poglądy” – mówi bardzo wyraźnie jeden z nich w rozmowie z psychiatrą.
Niestety czytelność tej metafory jest siłą, ale także słabością tego spektaklu. Sztuka „Pacjent EGBDF” powstała w latach 70. i została zadedykowana rosyjskim opozycjonistom. Być może wtedy, pokazywana na zachodnich scenach, robiła wrażenie błyskotliwym i nieoczywistym porównaniem abstrakcyjnego świata muzyki z językiem bieżącej polityki. Dziś, ładnych kilka lat po upadku komunizmu, jej siła rażenia wyczerpuje się po kilku minutach. Ta oczywistość męczy wręcz i nudzi. Pozostają zgrabnie napisane retoryczne popisy dwójki protagonistów, którzy bez wielkiego sukcesu usiłują ominąć na scenie pułapkę zagrania wariata. Nie zawsze, ale zdecydowanie bardziej z tarczą wychodzi z tego zadania Błażej Wójcik, któremu znakomicie partneruje mistrz rodzajowych detali Krzysztof Jędrysek w roli psychiatry. Obaj nota bene wspaniali w naszym radiowym „Weselu”!
Można się ekscytować orkiestrą na żywo, no cóż, to fajny pomysł, ale orkiestry na żywo w filharmonii zdarzają się co tydzień. W przedstawieniu teatralnym to smakowity, ale raczej gadżet. Swoją klasę potwierdziła młoda scenografka Julia Skrzynecka, autorka doskonalej realizacji „Czarnoksiężnika z krainy OZ”, która tym razem zbudowała na scenie minimalistyczny, zagadkowy, trochę kafkowski świat. Całość jednak trochę za bardzo szeleści papierem. Jest zbyt gładka, zbyt oczywista, jakby trochę zbyt hollywoodzka, jeśli wybaczą mi Państwo to porównanie trochę z innego świata.
O dysydentach i opresyjnym systemie kilka lat temu opowiadał inny spektakl w Teatrze im. Słowackiego – „Bułhakow” wg. autorskiego scenariusza Macieja Wojtyszki. Spektakl pełen napięć, niedopowiedzeń i ciszy. Nic na to nie poradzę, że wolę Wojtyszkę od Toma Stopparda.
"Pacjent EGBDF"
Duża Scena Teatru im. Słowackiego, premiera 22 września
reżyseria Jarosław Kilian