10 lat wcześniej konsekrowana została kaplica Zygmuntowska. Gdy Zygmunt Stary zlecił jej budowę, myślał już, by - wzorem kaplicy Sykstyńskiej - i ta kaplica miała swój zespół śpiewaków.
Tak powstaje kapela rorantystów, bogato przez króla uposażona. Rorantysci dostają dom przy wawelskiej katedrze i stały dochód - z żup wielickich, cła krakowskiego i dziesięciny z kilku wiosek. W zamian mają śpiewać codziennie roraty i występować podczas katedralnych ceremonii.
Zygmunt Stary nie cieszył się długo swoją kapelą, umiera kilka lat później, ale rorantyści pozostają na Wawelu aż do 1872 r., choć przestają być finansowani w r.1794.

Zespół przywraca do życia w r. 1980 Stanisław Gałoński. Śpiewają ten sam repertuar, co ich poprzednicy i poznaje go cały świat. Poznaje i zachwyca się muzyką polskich kompozytorów. Kiedy Capellę Cracoviensis przejmuje nowy dyrektor, rorantyści przestają istnieć, ale Stanisław Gałoński nie daje za wygraną, kolejny raz odradza zespół przy Fundacji Capella Cracoviensis pod nazwa Królewscy rorantyści.
W sobotę, w ramach festiwalu Muzyka w Starym Krakowie, znów można było posłuchać utworów Pękiela, Gorczyckiego i oczywiście - tradycyjnie na początek - Rorate caeli. Tak, jak przed wiekami, gdy z rorantystami współpracowali katedralni organiści, tak i teraz towarzyszył im - z dawną muzyką polską i włoską - organista Michał Kocot.
Koncert nie odbył się na Wawelu, ale w jego pobliżu, w kościele na Skałce. Gdy rorantyści śpiewali dla króla Zygmunta, w tym miejscu był inny kościół - św. Michała Archanioła, ale już wówczas należał do OO.Paulinów.

Jak śpiewali pierwsi rorantyści w XVI w.? Podobno bardzo dobrze, ale ci współcześni są rewelacyjni. Festiwalowa publiczność siedziała na koncercie , jak zaczarowana a anioły, zdobiące wszystkie ołtarze kościoła, wychylały się ku Królewskim rorantystom, jakby chciały się do nich przyłączyć.
Ostatnie koncerty Muzyki w Starym Krakowie , oprócz piatkowego, z współczesną muzyką Chin, wypełniła muzyka dawna. Pieśni miłosne z XVI i XVII wieku śpiewał, akompaniując sobie na lutni, doskonale znany krakowskiej publiczności, znakomity Joel Frederiksen a wczoraj, na dziedzińcu Collegium Maius, pod batutą Stanisława Gałońskiego, zagrał Zespół Instrumentów Dętych. Drupa dęta dawnej Capelli Cracoviensis była jedną z najlepszych w Polsce. To fantastyczni muzycy, co udowodnili wczoraj grając utwory Straussa, Gounoda i Mozarta - utwory, które wspaniale brzmią podczas koncertów plenerowych. Dziedziniec Collegium Maius, tradycyjnie zresztą służy podczas festiwalu do prezentacji takich zespołów.

Wrócę jeszcze do koncertu Królewskich rorantystów, którzy zakończyli swój występ Gaude Mater Polonia, XIII-wieczną pieśnią, śpiewaną po zwycięstwach przez polskie rycerstwo. I - jak zwykle - publiczność wstała, słysząc słowa: " Raduj się Matko-Polsko, w sławne potomstwo płodna."
Czy 19 sierpnia 1543 roku, kiedy rorantyści pierwszy raz śpiewali na Wawelu, 23-letni Zygmunt August, już wówczas - za życia ojca - koronowany na króla, mógł przypuszczać, że 29 lat później umrze bezpotomnie i zakończy się wspaniała dynastia Jagiellonów?
Pod koniec jego życia Rzeczpospolita Obojga Narodów była mocarstwem, z którym liczyła się cała Europa, potężnym państwem, słynącym z tolerancji, w którym rozwijała się nauka, kultura, sztuka i w którym - jak nigdy prawdziwiej - brzmiały słowa Gaude Mater Polonia. Jak potoczyłyby się losy Rzeczpospolitej, gdyby ostatni z Jagiellonów dokonał innych życiowych wyborów?
Ale to już całkiem inna historia...

Beata Penderecka