Dobre wieści! To trzecia w tym sezonie premiera w Starym Teatrze, i wreszcie udana. „Paw królowej” to mocna rzecz. Na granicy wulgarności, albo i otwarcie wulgarna, politycznie bardzo niepoprawna, formalnie niespecjalnie skomplikowana. A jednocześnie efektowna, atrakcyjnie zrealizowana i nie pozostawiająca widza obojętnym.
Pitz Patrycja, Przesik Anna, Retro Stanisław. Bohaterowie drugiej powieści Masłowskiej wywodzą się ze świata mediów, telewizji i tzw. show biznesu. Napluję we własne gniazdo, ale przypomnę, że popularny i powszechnie obowiązujący skrót myślowy, każe w tym miejscu zobaczyć i usłyszeć bandę idiotów, nieuków, ewentualnie narcyzów z pretensjami. Co na scenie Starego Teatru widać, ale przede wszystkim słychać. Zgodzę się z opiniami uczonych profesorów, że „Wojna polsko-ruska” ( pierwszy kawałek mc Doris) była językowym szokiem, ale dopiero „Paw Królowej” to prawdziwy majstersztyk.
To wspaniała, piekielna, jadowita, bezwzględna proza, która obnaża i masakruje czeluści duchowej pustki jej bohaterów. Tekst napisany rymowaną prozą, stylizowaną na piosenkę hip-hopową, parodiuje, deformuje i kaleczy współczesną polszczyznę. Masłowska jest wyborną stylistką, o absolutnym słuchu. Zapewniam, ten język naprawdę boli, dotyka i obraża. A hip-hopowa stylistyka wyznacza także konwencję teatralnej opowieści.

I w samej książce i na scenie Starego Teatru linearnej historii brak. To kilka epizodów, zgrabnie połączonych przez dramaturga Mateusza Pakułę w rodzaj koncertu, albo alternatywnej, hip-hopowej opery.

Sytuacja sceniczna także nie jest skomplikowana, i nie zmienia się przez cały seans. Jesteśmy we wnętrzu bez właściwości - jakiejś sali gimnastycznej, może na przykład do squasha? Nie ma stąd wyjścia, a każdy gest natychmiast wywołuje rykoszet. Kwartet aktorów nie tyle odgrywa jakieś role, ile płynnie dzieli się postaciami, najczęściej opowiadając o nich w trzeciej osobie.
I tak słuchamy kolejnych piosenek: o unii europejskiej, która wyrównując szanse produkuje idiotów, o tragicznej historii masażysty Mariusza i Małgorzaty Mosznal reporterskich podbojach. Albo o internetowym ataku na popularnego wokalistę z sugestią, że jest cytuję „pedałem i masonem”. Co może się państwu nie podobać? Ano wiele. Na przykład drwiny z Fundacji Jolanty Kwaśniewskiej, albo sugestywna parodia zachowań osób niepełnosprawnych. Ale w tej grze chodzi też o to, by tak łatwo nie dać się sprowokować.
Ten świetnie napisany, dobrze skonstruowany i nieźle zagrany bluzg budzi u znudzonego dotąd teatromana pozytywne ożywienie. Wątpliwości wywołują jednak zwyczajowe przedpremierowe deklaracje realizatorów. Oto dowiadujemy się, że że tekst Masłowskiej:

jest w kontekście przemian społecznych (…) kryzysu nie tylko , ale także kryzysu idei, demokracji i zaufania do władzy. (PAP)

Moim zadaniem prawdziwa rewolta dzieje się tutaj przede wszystkim w sferze języka. Szalona, dzika i całkowicie anarchistyczna. Momentami trudna do zniesienia. Szkoda, że realizatorzy nie byli w stanie jej zaufać, na wszelki wypadek doprawiając „Pawiowi królowej” jakże poprawną gębę teatru politycznego. A tymczasem polityka jest w języku. Polityka jest wszędzie.

W spektaklu grają: Paulina Puślednik, Małgorzata Zawadzka, Szymon Czacki i Wiktor Loga - Skarczewski.
Spektakl wyreżyserował Paweł Świątek, autorem adaptacji tekstu i dramaturgii jest Mateusz Pakuła.

Produkcja "Pawia królowej" została dofinansowana w ramach "IV edycji festiwalu re_wizje w Małopolsce" ze środków Małopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego 2007-2013.