Twórczość Arvo Pärta fascynuje od lat, zwłaszcza tych, którzy poszukują duchowości we współczesnym świecie. Większość dzieł tego kompozytora opiera się na tekstach liturgicznych i modlitwach, ale nie wszystkie. Jego twórczość jest wszechstronna. Obejmuje wiele kompozycji na chór i orkiestrę, na solistów i orkiestrę, tylko na chór, ale też nie brakuje także muzyki symfonicznej, a także kameralnej, na różne składy instrumentów. Przepustką do międzynarodowej kariery kompozytora stała się jego płyta „Tabula rasa” wydana w latach 80. przez wytwórnię ECM Manfreda Eichera. Płyta okazała rekordem sprzedaży.
Miałam w życiu dużo szczęścia, bo dwa razy spotkałam Arvo Pärta w swoich podróżach muzycznych. Pierwszy raz, 25 lat temu, gdzieś w Islandii, w lecie, gdy słońce nie zachodziło. W dolinie wielkiego pustkowia, w małej miejscowości, w której znajdowało się pięć białych domków z czerwonymi dachami i kościół. Gdy weszłam do kościoła, był pusty, tylko w ostatniej ławce siedział – Arvo Pärt. Słuchał, bo chór miał próbę jednego z jego utworów. Po próbie miałam przeprowadzić z nim wywiad, ale rozmowa się nie kleiła, dopiero gdy schowałam dyktafon, usiedliśmy na schodach przed wejściem do kościoła, patrzyliśmy na surowy krajobraz Islandii i po chwili kompozytor zaczął mówić o życiu, o wyborach, o wierze. Potraktowałam tę rozmowę jako prywatną.
Drugi raz spotkałam go sześć lat później w Tallinnie, gdzie Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod batutą Jerzego Maksymiuka wykonała na koncercie jego utwór „Orient & Occident”. Na bankiecie po koncercie kompozytor podszedł do Jerzego Maksymiuka i powiedział, że ten utwór trzeba grać dwa razy wolniej. Ale Jerzy Maksymiuk był innego zdania i przekonywał Pärta z taką stanowczością, że szybciej znaczy lepiej, że w końcu kompozytor stwierdził, że będzie musiał napisać dla niego ten utwór jeszcze raz, tak szybko, jak sobie życzy.
Życie Arvo Pärta mogłoby stanowić scenariusz filmu fabularnego. Wychowanek konserwatorium w Tallinnie, początkowo komponował w stylu neoklasycznym, później – jak większość twórców lat 60. – porwała go awangarda. Przez prawie 10 lat pracował jako inżynier dźwięku w rozgłośni radiowej. Był także dość sprawnym kompozytorem radzieckiej (wtedy!) muzyki filmowej i sporo jej napisał, do filmów animowanych i fabularnych (np. do polsko-radzieckiego filmu z 1978 roku: „Test pilota Pirxa” wg opowiadania Stanisława Lema). Rozczarowany awangardą przeszedł – podobnie jak wielu kompozytorów jego pokolenia – kryzys twórczy i zaczął poszukiwania własnego stylu. Pomagały mu w tym studia chorału gregoriańskiego i polifonii renesansu.
Biografowie podają, że rok 1976 stał się cezurą w życiu kompozytora. Stworzył wówczas własny język muzyczny o nazwie tintinnabuli, w którym komponuje do dziś. Nazwa tintinnabuli (z łacińskiego: dzwonek) nawiązuje do podobieństwa muzyki do grających dzwonków. Kompozytor mówił: „Odkryłem, że wystarczy mi, gdy pięknie zagrana jest pojedyncza nuta. Ona sama, albo cichy rytm, albo moment ciszy – przynoszą mi wytchnienie”.
Własny język muzyczny, zwrócenie się do kościoła, sięganie do chorału gregoriańskiego i polifonii renesansowej, publiczne przyznawanie się do wiary w Boga nie podobało się w Związku Radzieckim. W 1980 roku Pärt został zmuszony do emigracji. Estońskie media nazwały go wtedy „zdrajcą ojczyzny”, a wykonywanie jego utworów na koncertach i w radio zostało oficjalnie zakazane. Zaczął się okres wymazywania z kultury, okres który tak dobrze znamy także z polskiej historii muzyki. Pärt zamieszkał z rodziną w Wiedniu, potem przeniósł się do Berlina, gdzie spędził 30 lat. W 2010 roku powrócił do Estonii, zamieszkał w Laulasmaa, niewielkiej wiosce położonej 40 kilometrów od Tallinna, nad Zatoką Fińską. W osiem lat później właśnie w Laulasmaa, z inicjatywy kompozytora powstało Centrum Arvo Pärta. W lesie, nieopodal morza, zostało stworzone miejsce, w którym przechowywane jest osobiste archiwum twórcy, gdzie odbywają się koncerty, a kompozytorzy przyjeżdżają by popracować w ciszy i spokoju. Można tam wypić kawę, posłuchać muzyki, wyciszyć się, bo do Centrum nie ma dojazdu i ostatnie kilkaset metrów trzeba przejść leśną ścieżką.
Warto odwiedzić to miejsce, by lepiej zrozumieć kompozytora. Lecz przede wszystkim warto słuchać muzyki Arvo Pärta, bo to kompletnie inny wymiar twórczości. Ale wymiar fascynujący.