Recital Jewy Gieworgian, to było święto muzyki w Krakowie. Bilety – wcale nie były tanie – sprzedały się w parę godzin, a kolejka do wejścia na koncert do budynku Filharmonii Krakowskiej była długa, dłuższa niż do ulicy Smoleńsk. Przypomniały mi się czasy, kiedy w Filharmonii Krakowskiej koncertował Yehudi Menuhin, Mścisław Rostropowicz, Krystian Zimerman, Rafał Blechacz, Grigorij Sokołow. To wspomnienie nie dotyczyło jedynie tłumu wchodzącego do Filharmonii, ale też tego dreszczyku emocji, tego oczekiwania na coś niezwykłego. Faktem jest, że takiej atmosfery, takiego napięcia, dawno nie było w Filharmonii Krakowskiej.

Recital składał się z utworów Chopina. I tak zabrzmiały: Nokturn cis-moll op. 27 nr 1, Fantazja f-moll op. 49, Ballada As-dur op. 47, Walce op. 34 (nr 1 As-dur; nr 2 a-moll; nr 3 F-dur). Zaś w drugiej części: cztery Mazurki op. 17 (nr 1 B-dur; nr 2 e-moll; nr 3 As-dur; nr 4 a-moll). Wieczór zakończyła Sonata b-moll op. 35.

Jewa Gieworgian ma olbrzymi talent, aż trudno uwierzyć, że ta zaledwie 17-letnia dziewczyna ma tak doskonałą technikę. Może zagrać wszystko. Jest niezwykle muzykalna. Do tego jest także zwierzęciem scenicznym, nie krępuje ją estrada, gra dla publiczności i widać, że to jej sprawia przyjemność. Ma też urodę i wielki urok osobisty.

Publiczność przyjęła artystkę niezwykle gorąco, nagradzając ją licznymi brawami, także – co może jest dość zadziwiające – nawet pomiędzy częściami sonaty. Chcąc temu zaradzić Jewa Gieworgian, ze znawstwem wytrawnej pianistki, nie opuszczała rąk pomiędzy częściami, trzymając je nad klawiaturą i zmuszając publiczność do oczekiwania. Trochę się powstydziłam za krakowską publiczność, bo jest w tym jakiś paradoks, aby młodziutka zagraniczna artystka uczyła nas, gdzie powinniśmy bić brawo w muzyce najbardziej znanego polskiego kompozytora.

Pianistka bardzo się spodobała krakowskim widzom, którzy na finał zgotowali jej dwie owacje na stojąco, za co artystka zrewanżowała się dwoma bisami. Był to piękny koncert, ale… ja jednak byłam trochę rozczarowana. Czułam niedosyt.

Przypomnę, że pianistka zdobyła wyróżnienie na XVIII Konkursie Chopinowskim w Warszawie. Przez trzy tygodnie pianistycznych zmagań wśród komentatorów wyrosła na bardzo ważną postać tego konkursu; niektórzy mówili wręcz, że „idzie po I nagrodę”. Publiczności konkursowej też bardzo przypadła do gustu.

Oglądałam – przez Internet – wiele jej występów konkursowych i mnie także niezmiernie się podobała. Proporcje w dźwięku, sprawność techniczna, architektura całego utworu, a do tego mimika twarzy, która przecież też jest częścią koncertu-widowiska, dodawały dużo pianistce. Wydawało mi się, że powinna dostać punktowane miejsce i dziwiłam się, że poza wyróżnieniem, jury nie dało jej żadnej nagrody.

Ale po koncercie „na żywo” muszę przyznać rację jurorom. Pierwsza część jej krakowskiego recitalu mnie nie porwała. Coś było nie tak, tempa zbyt szybkie, drobne nieczystości (wiem, to może było zmęczenie). Zwłaszcza walce, nie brzmiały jak walce. Druga część była o wiele lepsza: mazurki a przede wszystkim Sonata b-moll, w której można było poczuć tragizm. Bo przecież ten utwór, który powstał w 1839 roku, został zbudowany wokół marsza żałobnego skomponowanego dwa lata wcześniej. I ten marsz w interpretacji pianistki był niezwykle przejmujący. A już ostatnia część, te zagadkowe 75 taktów, które wychodzą poza ramę epoki i które pokazują Chopina jako bardzo nowoczesnego kompozytora (Schumann powiedział o tym fragmencie, że „to muzyką nie jest”), zabrzmiała świetnie. Ale w sumie był to bardzo nierówny recital.

Jewa Gieworgian – to uczennica Centralnej Szkoły Muzycznej w Moskwie. Aż trudno uwierzyć, że do tej pory została nagrodzona na ponad 40 (!) międzynarodowych konkursach dla młodych pianistów, m.in. Van Cliburna (II nagroda), w Cleveland (I nagroda), im. Roberta Schumanna w Düsseldorfie (I nagroda) oraz Jeune Chopin Competition (I nagroda). Uhonorowano ją nagrodą w kategorii „Discovery” w ramach programu International Classical Music Awards (2019); otrzymała też tytuł Młodej Artystki Yamahy. Już po tym krótkim życiorysie wydać, że stoi w przedsionku wielkiej kariery.

Słuchając Jewy myślałam o cudownych dzieciach, o konkursach dziecięcych, o przemyśle zdolnych dzieci. Myślałam też o dyskusji, która się przetoczyła przy okazji Konkursu Chopinowskiego, czy dzieci powinny startować w konkursie dla dorosłych pianistów. Różne są opinie na ten temat, ale nie bądźmy hipokrytami.

Kiedy decydujemy, że dzieci zaczynają się uczyć gry, mając 4 lub 5 lat, kiedy pozwalamy im grać z profesjonalnymi orkiestrami nawet gdy mają raptem kilka lat, kiedy nie przeszkadza nam, że menedżerowie na nich zarabiają, jak na całkiem dorosłych artystach, gdy godzimy się, że muszą radzić sobie z psychicznymi presjami, które trudno udźwignąć często dojrzałym artystom, to nie możemy zabronić im pokazywania swoich umiejętności w konkursach dla dorosłych. Zwłaszcza, jak to jest w przypadku Jewy, gdy te umiejętności techniczne często są o wiele większe niż dojrzałych pianistów. Tylko w takim przypadku rodzi się jednak pytanie, o co tak naprawdę chodzi w wykonywaniu muzyki? Czy popis wystarczy? Uważam, że nie. I recital Jewy w Krakowie pokazał, że technika, to jednak nie wszystko.

Ale mimo to, z wielką przyjemnością posłuchałam pianistki na żywo. I przyznam się, że z będę śledzić jej rozwój. Bo Jewa Gieworgian może być wielką osobowością świata muzyki. Ma ku temu wszelkie atuty. Potrzebuje tylko czasu i mądrości otaczających ją dorosłych.

A w Filharmonii Krakowskiej kolejna niespodzianka: zagra Kyōhei Sorita z Japonii zdobywca II nagrody w tegorocznym Konkursie Chopinowskim. Niedziela, 7 listopada, godz. 15.Wart