Problem mieszkaniowy dotyczy zwłaszcza osób, których nie stać na zakup własnego lokum, a zarabiają zbyt dużo by starać się o mieszkanie socjalne. 
Odważny pomysł przedstawił Łukasz Gibała, który chce w najbliższej kadencji wybudować w Krakowie 10 tysięcy mieszkań. Jak wylicza kosztowałoby to 3 miliardy 600 milionów złotych. 
Chcielibyśmy, aby ponad 80 procent tych środków pochodziło ze strony państwa, samorząd dałby 10 czy 15 procent i wtedy to jest jak najbardziej do udźwignięcia przez miasto.
Problemem niekoniecznie mogą być pieniądze, a ręce do pracy – komentuje Adrian Potoczek, wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich. 
W czasach świetności krakowskiego rynku deweloperskiego parę lat temu, gdzie działało 150 firm - deweloperzy byli w stanie wybudować i po 4 letniej pracy oddać 7 tysięcy mieszkań. 70 wyspecjalizowanych firm, które mają sztab ludzi do tego, by jak najszybciej zdewelopować ziemię nijak się ma do bezwładności miasta, które będzie budowało mieszkania. 
Inny pomysł ma z kolei Andrzej Kulig, który chce pozyskiwać grunty rolne pod budowę nowych mieszkań. Takich jest dużo chociażby w Nowej Hucie. 
W zasobach Skarbu Państwa są grunty, które mogą być miastu przekazane na cel publiczny nieodpłatnie i to pozwoliłoby nam po ich odrolnieniu na doprowadzenie do budownictwa mieszkaniowego. 
- To dobry  pomysł, ale jego wykonanie jest czasochłonne – komentuje Adrian Potoczek.
Na dzisiejszym studium tereny rolne muszą pozostać terenami rolnymi i żeby to zmienić - trzeba zmienić plan ogólny. Zmiana planu ogólnego to minimum dwa lata. Do tego trzeba jeszcze zrobić plan zagospodarowania terenu, a to kolejny rok.
W kwestiach mieszkalnictwa kandydatów więcej łączy niż dzieli. Wszyscy opowiadają się za wykorzystaniem pustostanów do celów mieszkaniowych – tych jest w Krakowie około 2 tysięcy. Kandydaci uważają, że nadal powinien być kontynuowany program mieszkanie za remont, a także że należy skrócić czas oczekiwania na pozwolenie na budowę – jak wyliczał kandydat Stanisław Mazur - w Krakowie czeka się na nią 33 miesiące, a w Katowicach 9 miesięcy. 
- Trzeba też zacząć rozmawiać z deweloperami – mówi Rafał Komarewicz.
Powinniśmy się starać o to, żeby wejść z nimi w kooperację żeby w każdej takiej inwestycji na przykład 10 procent było mieszkań było przekazywanych w gminie. Tak jest na przykład w Holandii.
Sami deweloperzy liczą, że po wyborach współpraca z miastem się poprawi. 
Wówczas jest szansa, że w Krakowie zacznie się budować więcej mieszkań. - dodaje Adrian Potoczek.
Jeżeli w Krakowie było budowane w granicach około 12 tysięcy mieszkań rocznie to myślę, że dziurę podażową zatkalibyśmy za jakieś 7 do 10 lat. 
I jak mówi, w Krakowie potrzebne jest przede wszystkim uproszczenie procedur, a także skrócenie czasu na wydawanie decyzji budowlanych.