Sprawa dotyczy błędu medycznego, którego dopuścić miały się dwie położone i lekarka jednego z krakowskich szpitali. To tam w czerwcu 2018 r. rozpoczął się poród kobiety, u której - zdaniem prokuratury - nie przeprowadzono na czas cesarskiego cięcia, w konsekwencji czego zarówno ona, jak i jej córka doznały ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Dwa i pół miesiąca później dziewczynka zmarła. Śledczy uznali, że lekarka Anita Ł., która pełniła wówczas dyżur na oddziale położniczo - ginekologicznym, naruszyła "zasady wiedzy i praktyki medycznej" i nie przeprowadziła zabiegu "we właściwym czasie - w trybie pilnym".
Prokuratura uznała też, że dwie położne - Agnieszka Dz. i Anna F. - wiedziały o konieczności pilnego przeprowadzenia cesarskiego cięcia, ale nie poinformowały ani swojego przełożonego, ani przełożonych lekarki o tym, że ta przez ok. 11 godz. nie podejmowała koniecznych działań. "Z opinii biegłych z zakresu ginekologii i położnictwa, neonatologii oraz medycyny sądowej bezspornie wynika, że gdyby cesarskie cięcie przeprowadzono we właściwym czasie, matka i dziecko byłyby zdrowe" - podała prokuratura.
Proces w tej sprawie ruszyć miał w czwartek przed sądem rejonowym; podczas rozprawy reprezentująca lekarkę adw. Marta Kubica zawnioskowała, aby sprawa ponownie trafiła do prokuratury. Chciała, by ta uzupełniła śledztwo m.in. poprzez dopuszczenie i przeprowadzenie dowodu z dodatkowej opinii biegłych sądowych. Argumentowała, że ta już sporządzona jest "niepełna", "wewnętrznie sprzeczna" i "niezgodna z wiedzą powszechną".
Reprezentująca lekarkę podkreśliła, że śledztwo prowadzone było aż trzy lata, natomiast prawo do obrony oskarżone miały przez bardzo krótki okres - do czasu końcowego zaznajomienia z materiałami postępowania, więc prawo to zostało ograniczone. Według niej taki stan rzeczy jest nie do przyjęcia "w sprawie o bardzo bogatym materiale dowodowym, wielotomowej, bardzo skomplikowanej". Do wniosku o przekazanie sprawy do prokuratury przychyliły się reprezentujące pozostałe oskarżone.
Innego zdania była natomiast prokuratura, według której wniosek ten nie zawiera merytorycznych argumentów, a prawo do obrony całej trójki zostało zachowane. "Obowiązkiem organu prowadzącego postępowanie przygotowawcze jest zakończenie go w rozsądnym terminie, tak, aby również w rozsądnym terminie pokrzywdzony otrzymał sprawiedliwość" - mówiła prok. Anna Balon. W jej ocenie "niedopuszczalne jest zasięganie opinii ponad miarę", w sytuacji, kiedy te już przedstawione są "pełne i jasne". Prokurator przyznała, że śledztwo rzeczywiście trwało trzy lata, ale jego efektem jest "bardzo obszerny, szczegółowy i rzetelny materiał dowodowy, który rzadko zdarza się w postępowaniach dotyczących spraw o błędy medyczne".
O nieuwzględnienie wniosku apelował też pełnomocnik rodziców zmarłego dziecka - oskarżycieli posiłkowych w procesie. W opinii adw. Wiktora Mordarskiego nie ma podstaw, aby na tym etapie polemizować z przedstawioną opinią, a jeśli pojawią się jakieś wątpliwości, to można wyjaśnić je podczas ewentualnego słuchania biegłych przed sądem. "To, że oskarżone z taką opinią się nie zgadzają, nie jest podstawą do tego, żeby sąd zwracał sprawę do prokuratury na tym etapie" - ocenił.
Sąd poinformował, że zapozna się z przedstawionym przez pełnomocniczkę oskarżonej lekarki wnioskiem - termin kolejnej rozprawy wyznaczył na 2 lutego.
Z opinii, wokół której toczyła się czwartkowa dyskusja w sądzie, jak poinformowała Prokuratura Regionalna w Krakowie, "bezspornie wynika, że gdyby cesarskie cięcie przeprowadzono we właściwym czasie, matka i dziecko byłyby zdrowe".
Ponadto prokuratura wskazała, że po porodzie oskarżona lekarka "wielokrotnie zmieniała i przerabiała treść zapisów w elektronicznej dokumentacji medycznej" matki noworodka. Chciała w ten sposób, zdaniem śledczych, zataić, kiedy rzeczywiście rozpoczął się poród i upozorować, że rodzącej zapewniona została właściwa opieka. W związku z tym lekarce postawiony został też zarzut kilkukrotnego poświadczenia nieprawdy w dokumentacji medycznej.