Sąd okręgowy przesłucha dodatkowych świadków. Będą to zarówno więźniowie, jak i wnioskowani przez obronę pracownicy służby więziennej i dwaj osadzeni, którzy nie potwierdzają zachowań skazanego strażnika. 

"Takie sprawy wymagają szczególnej ostrożności i weryfikacji dowodowej. Sąd odwoławczy dostrzega, że każda z tych grup może mieć swój określony interes w prezentowaniu takich, a nie innych wersji. Dlatego zadaniem sądu jest dążenie do tego, aby wyjaśnić w sposób wszechstronny wszystkie wątpliwości, które w tej sprawie mogą się pojawić" - mówi sędzia Barbara Polańska-Seremet.

Prokuratura oskarżyła 34-letniego strażnika o przekroczenie uprawnień. Jednak sąd rejonowy w Tarnowie uznał, że Radosław N. znęcał się psychicznie nad więźniem. "Polegało to nie tylko na wyzywaniu, nie tylko na znieważaniu zwłaszcza dotyczącym narodowości osadzonego i jego pochodzenia, ale także na formułowaniu pod jego adresem gróźb" - wyjaśniał w czerwcu rzecznik sądu okręgowego w Tarnowie Tomasz Kozioł. 

Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Zdaniem mecenasa Dawida Gąsawskiego, cała sprawa to efekt zmowy więźniów. "W naszej ocenie mamy do czynienia z pomawianiem oskarżonego i szukaniem odwetu na funkcjonariuszu, który prawidłowo wykonywał swoje obowiązki służbowe". Jak dodaje obrońca strażnika, nawet gdyby dochodziło do nieprawidłowości, to na pewno nie do znęcania się, za co został skazany Radosław N. "W warunkach penitencjarnych coś takiego jak podniesiony głos, ostra komenda, jest nawet wymagane, żeby w tej jednostce zachować spokój. Ale żeby było jasność: jeżeli nawet padły jakieś mocniejsze słowa, to nie były personalnie kierowane pod adresem pokrzywdzonego lub innego osadzonego".

Sąd okręgowy już na pierwszej rozprawie dopuścił dodatkowe dowody z dokumentów. Wynika z nich, że dwaj więźniowie, którzy zeznawali na korzyść pokrzywdzonego, sami też skarżyli się do prokuratury oraz sądów na zachowanie tarnowskich strażników, a także warunki, w których odsiadywali wyroki. W jednym przypadku prokuratura umorzyła postępowanie. W drugim sąd cywilny wyda niedługo wyrok. 

Zdaniem prokuratora Jacka Solaka to jeszcze nie przekonuje, że są dowody na winę strażnika. Jak sam jednak przyznaje to zeznania pokrzywdzonego i świadków. "Oczywiście to sprawa precedensowa. Nie ma tutaj nagrań z kamer. Jest grupa świadków pokrzwydzonego i oskarżonego". Dlatego prokuratur Solak zgadza się z decyzją sądu apelacyjnego o rozszerzeniu postępowania. 

Podczas dzisiejszego procesu i wcześniejszych posiedzeń na sali sądowej zjawiło się kilkunastu umundurowanych strażników więziennych,  policjantów oraz strażaków. "Nie zgadzamy się z tym pierwszym skandalicznym wyrokiem. Proszę zauważyć, jaka zachodzi nierówność procesowa. Skazany, który pomawia funkcjonariusza, ma do dyspozycji adwokata z urzędu, szereg instytucji, które przychodzą mu z pomocą. Natomiast funkcjonariusz pozostaje sam sobie. I cierpi tylko za to, że pełnił służbę zgodnie z prawem".

Przewodniczący samorządowego związku zawodowego funkcjonariuszy i pracowników więziennictwa w okręgu krakowskim dodaje, że strażnik z Tarnowa został skazany w pierwszej instancji na podstawie zeznań "kryminalistów, recydywistów, którzy razem się kontaktowali, bo byli w jednej grupie spacerowej, a więc mieli możliwość ustalenia fabuły. Sąd rejonowy dał wiarę takim osobom i to dla nas jest wręcz nie do pomyślenia".

Major Paweł Oświęcimka zastrzega, że prawomocny wyrok dla strażnika więziennego z Tarnowa może spowodować falę takich pomówień. I każdy uczciwie pracujący funkcjonariusz też może się znaleźć w takiej sytuacji..

Rafosław N. jest na zwolnieniu lekarskim. 

Czytaj także: Strażnik z Tarnowa skazany za znęcanie się psychiczne nad więźniem

 

 

(Bartek Maziarz/ew)

Obserwuj autora na Twitterze: