Zapis rozmowy Jacka Bańki z profesorem Mariuszem Andrzejewskim z Uniwersytetu Ekonomicznego.

Gdybyśmy kompletowali koszyczek wielkanocny za euro to byłoby skromnie i ubogo?

- Jakby euro było w Polsce od dłuższego czasu to mogłoby być skromniej. Ostatni raport z Litwy pokazuje, że ceny zostały podniesione. Jest to mały argument przeciwko wprowadzeniu euro w Polsce.

 

Takie ubogie koszyczki będą mieć Litwini i Słowacy?

- Akurat z punktu widzenia ekonomicznego są inne racje za i przeciw przystąpieniu do strefy euro takiego małego kraju jak Litwa czy Estonia. Czymś innym jest dyskusja o wejściu Polski do strefy euro. Problem cen nie jest najważniejszy. Jest ważny, ale nie najważniejszy. Dla mnie ważne są kwestie reakcji na szoki podażowe, popytowe i możliwości wyjścia z zadłużenia. To jest pryncypialne.

 

W dyskusji publicznej dominują argumenty, że będzie drożyzna. Jakbyśmy popatrzyli to Chorwacja ma kunę a tam nie jest taniej. Jakbyśmy jednak kupowali benzynę w Austrii to zapłacimy mniej niż u nas. To przerzucanie się argumentami.

- Teza o tym, że jak nie mamy dzisiaj euro to jest w Polsce taniej, broni się sama rękami i nogami obywateli. Ludzie z krajów ościennych nawiedzają nasz kraj. Jakby się ich zapytać czemu przekraczają granicę to powiedzą, że tu jest taniej. Jeśli by pan chciał bronić tezy, że to nie z powodu euro to trzeba by zrobić badania i to udowodnić. Tym nie należy straszyć, ale należy o tym mówić. Byłoby nieuczciwie jakbyśmy nie mówili o tym a po wyborach ktoś powie, że powinniśmy być w euro. To ważna kwestia. Ja bym chciał wiedzieć jakie zdanie mają kandydaci. Ja jestem przeciwko wejściu do strefy euro i byłem zawsze w ekonomicznej mniejszości. Dzisiaj mówię, że zawsze byłem przeciwny. Chciałbym, żeby każdy kandydat powiedział jakie jest jego zdanie.

 

Z jednej strony nie jest to takie proste, że u nas nie ma euro i wszyscy do nas przyjeżdżają ze strefy euro, bo tu jest taniej. Przyjeżdżają też Rosjanie. Z drugiej strony Słowacy przyjeżdżali zanim przyjęli euro. Wtedy też było taniej.

- Nie zgadzam się. Na narty jeździliśmy na Słowację do czasu wprowadzenia euro. Widocznie mamy inne spostrzeżenia. To jest ważne, musimy o tym rozmawiać. Każdy obywatel musi doświadczyć wyjazdu na Słowację. To ważne. Rozmawiajmy z obywatelami. Ja się z panem nie zgadzam. Polacy nagminnie jeździli na Słowację przed wprowadzeniem euro.

 

To w latach 90.

- Nie. Tuż przed wejściem w strefę euro. Słowacja była popularna. Ostatnio bardziej popularna jest Austria. Te czynniki mają zatem znaczenie. Jednak mówienie tylko o zwyżkach cen jest niepełne. Dlaczego nie mówmy o przedsiębiorcach? Oni zawsze chcieli wejść w strefę euro. Ja ich rozumiałem. Oni mieli kredyty. One kosztowały kilka lub nawet 10%, jeśli chodzi o możliwość zaciągnięcia kredytu w złotówce. Ich koledzy ze strefy euro mieli kredyt w oprocentowaniu 1-3%. Nasi przedsiębiorcy chcieli wtedy wejść w strefę euro, żeby mieć konkurencyjne warunki. O tym powinniśmy teraz mówić. Teraz oprocentowanie jest zbliżone. Ten czynnik odpada. Następne kwestie to ceny paliwa i innych produktów.

 

Ceny paliw mamy porównywalne.

- Tak, bo doprowadziliśmy do tego podatkami. To jest taka polityka cenowa w całej UE. Ja się z tym zgadzam, ale nie zgadzam się jak ceny paliw w Polsce są trochę wyższe niż na zachodzie.

 

No zdarza się.

- Tak. To kwestia naszej polityki wewnętrznej. Nie mówimy o innych kwestiach. Polska ma duże zadłużenie – prawie bilion. UE też ma zadłużenie. Jakie są możliwości wyjścia z tego? Jak ktoś nie ma własnej waluty to nie może sobie pozwolić na wyjście z braku środków finansowych i zostaje się zakładnikiem tego kogoś, kto o tym decyduje w naszym imieniu. To czynnik najważniejszy. To bezpieczeństwo finansowe państwa. Jeśli o tym nie rozmawiamy to jest niedobrze. Rozmieniamy dyskusję na drobne. O podwyżkach cen trzeba mówić, ale o najważniejszych czynnikach, które mówią o tym, żebyśmy nie wchodzili do strefy euro, też trzeba mówić. Musimy mieć możliwość wyjścia z korkociągu, który może spowodować wiele złego. Tak było w Grecji, gdzie było oprocentowanie zadłużenia sięgające 10%. To równia pochyła. Była niemożność dodrukowania pieniędzy. Jak my chcemy taki instrument sobie zabrać to chcemy się oddać ekonomicznie na łaskę kogoś innego. To jest argument.

 

Wrócę do straszenia strefą euro. Słyszymy, że zdarzy się to w najbliższym czasie. Ile czasu musi upłynąć, żebyśmy płacili euro.

- Nasze zadłużenie jest na odpowiednim poziomie, kurs naszej waluty jest stabilny. Spełniamy warunki.

 

Wąż walutowy?

- To jest niebezpieczne. To może zrujnować gospodarkę. Kwestia wyboru po jakim kursie wejdziemy do strefy to kwestia niebezpieczna. Powinniśmy mówić o zmianie zasad w strefie euro. Nie możemy mówić, że zobowiązaliśmy się do wejścia do strefy euro i musimy to zrobić. Dzisiejsza dyskusja ma głęboki sens. Ja bym był za tym, żeby w tej dyskusji nieść swoje propozycje zmian strefy euro. Wiedzą państwo, że nie ma dzisiaj mechanizmu wyjścia ze strefy euro? Grecja jakby chciała wrócić do drachmy to nie może. Weszła do systemu, z którego nie da się wyjść. Tą rzeczą powinni zając się politycy, chyba że chcą, żeby to było wejście bez wyjścia. Jest jeszcze szereg innych zasad. Na przykład decydowanie o budżetach poszczególnych krajów. To powinno być zmienione. Dobrze, że jest ta dyskusja, bo ona zmusza każdego kandydata do wypowiedzenia się.

 

Nie jest to sprawa na przyszły rok, tylko na lata?

- W 2015 jest zmiana w parlamencie, zmiana w konstytucji a potem dwa lata na bycie w tym marginesie. W 2017 – 2018 jest realne, żeby ktoś nas wpędził w strefę euro.