Nie wiem zresztą, czy nie mamy tu do czynienia z regresem, odwrotem od tamtych rewolucyjnych rozwiązań. Zresztą Klaty tu mało, więcej Sebastiana Majewskiego, autora scenariusza i stałego współpracownika szefa Starego Teatru. Majewski wraca do stylistyki, jaką kiedyś uprawiał w swoim wrocławskim surrealno-absurdalnym teatrze pod pseudonimem piligrim/Majewski. Łączy motywy z powieści Tadeusza Micińskiego „Nietota. Księga tajemna Tatr” i „Goralnevolk” o kolaboracji działaczy góralskich podczas hitlerowskiej okupacji.

Klata z Majewskim tworzą seans dźwiękowy na pograniczu magii i performensu, opowiadają w nim historię alternatywną, ukazując losy polskich zdrajców po nieprzegranej przez hitlerowców wojnie. Mamy do czynienia jakby z transmisją z górskiej przełęczy, w odbiornikach radiowych huczy wicher a powieszony na haku nad przepaścią dynda sobie Witalis Wieder, trzeci obok Szadkowskiego i Krzeptowskiego przywódca „gockich górali”, flirtujących z Hansem Frankiem i III Rzeszą. Witalis – czyta go Roman Gancarczyk - monologuje, jakby wiedział, że do jego mózgu podłączono mikrofony, gra przed sobą i przed nami monodram mistycznych usprawiedliwień. A potem jakiś Wolny Elektron w formie żeńskiej czyli Katarzyna Krzanowska łączy go na pogawędkę z towarzyszem Leninem – w tej roli Adam Nawojczyk. Wspólnie zakładają spółkę kolaborantów uniwersalnych. To oni są właśnie tytułowymi „nietotami”, bohaterami, którym nie wyszło. Można ich będzie sobie wypożyczać do narodowych egzorcyzmów, opluwać i osądzać. Od razu zgłaszają się Chorwaci i Norwegowie. Potem Kambodża… Klata zabiera nas w lot nad całym globem i historią najnowszą, przestrzeń i czas zamykają się w języku. Podoba mi się, że znów na antenie Radia Kraków gadają polskie duchy, odbywa się prześmiewcza i obrazoburcza zarazem debata, w której marginalna regionalna polska współpraca z nazistami zostaje zrównana ze zbrodniami Ante Pavelica i Quslinaga. W tym sensie słuchowisko jest kolejną odsłoną walki Klaty i Majewskiego z polskimi mitami i naszym narodowym dobrym samopoczuciem.

Dziwnie się śledzi tę opowieść dźwiękową, są fragmenty podawane jak odczyt wykładu lub rozpędzona pogadanka dla młodzieży, są sekwencje dynamiczne, dramatyczne, stwarzające pozór prawdziwej debaty. Gdyby jednak ten język brzmiał z teatralnej sceny od razu powiedzielibyśmy, że jest niesceniczny, ale teatr radiowy ma swoją specyfikę, gada się w pustkę, znaczenia idą niewidzialną falą, docierają powolutku do słuchacza, czasem nawet wracają jak echo. „Nietoty” warto zestawiać z formułą debaty o kulturze i historii, jaka funkcjonuje w programach różnych rozgłośni. Dzieło Klaty nie podszywa się pod nią, tylko odcina pod względem stylistycznym: przecież „Nietoty” to absurd wymieszany z abstrakcją. Chwilami publicystyka. Jazda figurowa na faktach historycznych. I dopiero w tym kontekście Klata w Radio Kraków nawet w słabszej formie ma sens.


(Łukasz Drewniak/ teatralny.pl)