Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z Wojciechem Grzeszkiem, przewodniczącym Zarządu Regionu Małopolska NSZZ Solidarność.
Spotykamy się 31 sierpnia, w 40. rocznicę zawarcia Porozumień Sierpniowych. My dyskutujemy o znaczeniu tego, co się wydarzyło 40 lat temu. Równocześnie swój sierpień przeżywają Białorusini?
- Tak. Można to powiedzieć. Patrząc na to, co dzieje się na Białorusi, nie chce się wierzyć, że 40 lat minęło. Białoruś jest na takim etapie jak my wtedy. Jest wiara w zmianę i bezinteresowność. Wielu o tym już dzisiaj zapomniało. Oni chcą być wolni, suwerenni, mieć wolne wybory. Podobnie było u nas. Zaczęło się od protestów płacowych, potem była zmiana Polski, postulaty dotyczące zmian ustrojowych, rejestrowanie związków zawodowych. Ten proces, który następuje na Białorusi, będzie zmierzał w tym kierunku. Teraz postulatem są tam już normalne, wolne wybory.
Mówi pan o perspektywie 40 lat, które dzielą wydarzenia w Polsce i to, co widzimy na Białorusi. Jest jednak coś przygnębiającego w informacjach o zatrzymywanych dziennikarzach, niewpuszczeniu ciężarówki NSZZ Solidarność na Białoruś, żeby żywność mogła trafić do protestujących robotników.
- To pokazuje, jak ten reżim Łukaszenki wygląda. To ciemny scenariusz realizowany u nas w stanie wojennym i wcześniej. To było robione jednak w bardziej białych rękawiczkach. Nękanie dziennikarzy to rzecz, która powinna się spotkać z potępieniem większości cywilizowanych krajów świata. Mam nadzieję, że z taką reakcją się to spotka. Obrazki z pobić, wywiady z dziennikarzami, którzy doświadczyli ścieżek zdrowia to makabra. To przypomina brutalne pacyfikacje w Polsce w okresie stanu wojennego. Droga jest w jednym kierunku. Odwrotu od tego nie ma. Budujące jest to, że na jednym z wieców sami robotnicy mówili do Łukaszenki „odejdź”. Strach jest przełamany. To podstawa zmian. W zrywach w Polsce w 1970 roku nie było siły ducha. Stwierdzenie św. Jana Pawła II „nie lękajcie się”, „niech zstąpi duch Twój”… Byłem ostatnio w tym miejscu w Warszawie. Od tego momentu nasze społeczeństwo nabrało wiary, że się uda, że ten duch im doda sił i pozbawi strachu. Tak się stało.
Domyślam się, że na przełomie lat 70. i 80. w Polsce żywe były wspomnienia krwawej rozprawy władz, kiedy żołnierze i milicjanci strzelali do robotników na Pomorzu. Nie było obawy, że ten scenariusz się powtórzy? Może Polska była w zupełnie innym miejscu? Papież Polak i słowa, które padły w Warszawie zaczęły to zmieniać?
- Myślę, że powoli zaczyna to być doceniane, ale wielkie znaczenie miało to, że mieliśmy swojego papieża. To był ewenement. Blok wschodni się tego bał. W tym czasie Sowieci byli zaangażowani w innych krajach. Wersje o bratniej pomocy generała Jaruzelskiego… To stwarzało, że ta sytuacja była nieco inna niż w 1970 roku, kiedy Żelazna Kurtyna była silna i bratnie kraje mogły do nas wkroczyć jak w 1968 to Czechosłowacki. Ciekawostką jest to, że to Niemcy byli wtedy z NRD przygotowani do wkroczenia do Polski. Doktryna wojenna była tak skonstruowana… Miałem przyjemność poznać generała Kuklińskiego, który opowiadał o tym, że rakiety atomowe, których obecności w Polsce wypierał się Jaruzelski, były nakierowane na Danię. Jako kraj w razie wojny mieliśmy zaatakować Danię. Nie mówię o legalnym stacjonowaniu wojsk sowieckich w Polsce. To spowodowało, że inna była sytuacja w 1980 roku. Wtedy też ta odwaga pobudzona przez Jana Pawła II była większa. Były większe swobody. Były problemy z paszportami, ale więcej ludzi wyjeżdżało i widziało, że inaczej życie wygląda na zachodzie. To spowodowało, że tak się to skończyło. W momencie rozpoczęcia protestów rzeczą, z którą władza się nie liczyła, było powieszenie portretu Jana Pawła na bramie Stoczni. Tłumy rodzin były po drugiej stronie, oni donosili jedzenie, pomagali. To jest wielki problem dla każdej władzy. Łatwiej kilka osób wyłapać niż przeciwstawić się tłumowi. Wtedy rodzi się także pytanie wśród tych, którzy przysięgają wierność ojczyźnie. Oni przysięgają na wypadek wojny, nie na wypadek walki ze swoim społeczeństwem. To był zarzut dla Jaruzelskiego, że on wytoczył wojnę własnemu społeczeństwu.
Skala protestów zaskoczyła ówczesne władze. One zaczęły się choćby na Lubelszczyźnie bardzo intensywnie. Lubelszczyzna nie była słynna z takich akcji. Jak dzisiaj toś przygląda się historii Polski i patrzy, że porozumienia zostały zawarte w Szczecinie, Gdańsku, Jastrzębiu-Zdroju i w Katowicach to zadaje sobie pytanie – dlaczego nie w Krakowie?
- To pytanie, które niedawno podczas rozdawania krzyży wolności zadał prezes Szarek. Dlaczego nie w Krakowie? Kraków miał inne zadanie do spełnienia. Chociaż potem w hucie Lenina były takie wypadki, że był wiatr z południa. Tam było około 40 tysięcy pracowników. Dość szybko, bo w pierwszych tygodniach września powstał KRH. Kraków był i jest opanowany przez środowiska intelektualne. Dziękuję im. Dzięki środowiskom Młodzieży Akademickiej skupionej wokół Beczki, środowiskom Tygodnika Powszechnego, środowiskom reprezentowanych przez ówczesną Gazetę Krakowską czy środowiskom intelektualnym Mirosława Dzielskiego, który miał swoją koncepcję dochodzenia do wolnej Polski... On zakładał, że przez stowarzyszenia, wpuszczanie wolności, Polska się na niepodległość wybije. Były też założenia gospodarcze liberalne, które zaskutkowały. Kraków, oprócz wkładu robotniczego, miał też wkład merytoryczny i logistyczny. Dla mnie jest ważny ten wkład, który się rozpoczął w środowisku akademickim. Ta siła ducha odegrała wielką rolę. Każdy wtedy zrobił swoje.
Nie może być rocznicy Porozumień bez mszy świętej na Wawelu i złożenia kwiatów pod Krzyżem Katyńskim. Warto też zaprosić do odwiedzenia placu Szczepańskiego i specjalnej wystawy.
- Tak. O 14.30 będzie wystawa rysunków Janusza Gniadka. To tragicznie zmarły pracownik Budochemu w Krakowie. To postać zapomniana, ale warta upamiętnienia. Dlatego organizujemy wystawę. Ona jest pod tytułem „Wyobraźnia ekstremisty”. To mocne rysunki człowieka, który pracował normalnie, ale w rysunku wyrażał zdanie na temat władzy i przemian. On pokazywał siłę ruchu Solidarności też przez satyrę i wyśmiewanie ustroju. To pobudzało ludzi do zmian. Cieszę się, że udało się zorganizować taką wystawę. Same rozmowy i prezentacje bohaterów są często używane. To jest inne spojrzenie.
Dzisiaj po 18.00 na antenie Radia Kraków specjalna debata z pana udziałem. Będą też Jan Franczyk, Adam Gliksman, Ryszard Majdzik i Bogusław Sonik. Pokłócicie się, czy będziecie zgodni?
- Ja uchodzę za człowieka dialogu. Jestem w komisji dialogu. Czas robi jednak swoje. Często ludzie z tym samym rodowodem się porozchodzili. To przykre. Ideały kiedyś były spójne. Nie może być tak, że jak wtedy protestowaliśmy przeciwko dyktatowi Związku Sowieckiego, dzisiaj zaakceptujemy wszystkie zalecenia UE. Jak pan mówi o konflikcie, z jednym z kolegów tutaj już mamy kontrowersję. Druga rzecz to wizja Polski. Liberalna, czy wrażliwa społecznie? Ostatnie wybory i działania partii rządzącej to wrażliwość społeczna, płaca minimalna, 500+ i inne rzeczy. To wspomaga rodzinę. Drugi kurs jest ściśle liberalny, mówiący o tym, że jak będziesz silny i wykształcony, dasz sobie radę w życiu.