Oszustwa tego typu mają następujący schemat: przestępca dzwoni do wybranej ofiary, podaje się za krewnego i tak prowadzi rozmowę, by nie wzbudzać podejrzeń.  Pod pozorem niepowtarzalnej okazji lub nagłego nieszczęścia, prosi o natychmiastową pożyczkę. Po gotówkę podsyła zaufaną osobę lub podaje numer konta, które z czasem przestaje istnieć. I tym sposobem dochodzi do kradzieży, która boli podwójnie, bo dochodzi do niej za przyzwoleniem ofiary. 

Po stracie finansowej pozostaje rozgoryczenie i wyrzuty sumienia. Często pojawia się strach przed oskarżeniami rodziny, więc ofiara cierpi w samotności. O tym, jak radzić sobie z traumą po kradzieży metodą „na wnuczka”, Sylwia Paszkowska rozmawiała w audycji "Przed hejnałem" z Weroniką Wolak, którą próbowano okraść metodą "na wnuczka", nadkom. Piotrem Raźnym z Wydziału Prewencji Komendy Miejskiej Policji w Krakowie oraz Ryszardem Izdebskim, psychoterapeutą.

 

Zapis rozmowy:

Sylwia Paszkowska: W ubiegłym roku do Komendy Miejskiej Policji w Krakowie zgłoszono 235 przestępstw metodą na wnuczka. Do końca lutego tego roku odnotowano ich już ich 49. Do tego doliczyć trzeba sprawy, które nie zostały zgłoszone na policję. Fałszywych wnuczków przybywa?

Nadkom. Piotr Raźny: Trzeba powiedzieć, że to nie zawsze są typowe metody "na wnuczka". Coraz więcej prób wyłudzania pieniędzy odbywa się metodą "na policjanta", szczególnie "na policjanta CBŚ", "na prokuratora", a nawet "na księdza". Wszystkie te metody łączy jeden cel: wyłudzenie pieniędzy. W tym roku dość intensywnie zaistniały te wydarzenia, ale temat nie jest nowy. Ostatnie 3-4 miesiące to apogeum takich oszustw.

Sylwia Paszkowska: Rzadko kiedy ktoś zgłasza usiłowanie takiego oszustwa.

Nadkom. Piotr Raźny: Tak, to jest problem. Nie mamy danych dotyczących tego, ile osób nie dopuściło do tego, by dać się oszukać. Poza tym, wiele osób wstydzi się przyznać, że zostały oszukane.

Sylwia Paszkowska: Pani Weroniko, panią próbowano oszukać.

Weronika Wolak: Tak, prawie to się udało, ale ja podnosząc słuchawkę i rozmawiając z osobą po drugiej stronie wyczułam, że ta osoba mnie sprawdza, próbuje mnie wyczuć. Mój rozmówca mówił ochrypłym głosem, zadawał pytania: "zgadnij kto mówi?". Pokasływał, ja zapytałam, czy to Madzia, moja siostrzenica, no i na tym stanęło. Usłyszałam, że jest w Tarnowie i może okazyjnie kupić samochód. Potrzebna jest kwota w wysokości trzydziestu tysięcy zł. Ja takich pieniędzy nie miałam. Ta osoba zadzwoniła jeszcze raz. Rozmawiała też z moim mężem, ale to były zbyt duże pieniądze, nie byłam w stanie zdobyć takiej kwoty. To nas chyba uratowało. Po tych rozmowach zadzwoniłam do siostry (mamy dziewczyny, za którą podawał się rozmówca) i wtedy wszystko stało się jasne. Ktoś chciał nas oszukać i wyłudzić pieniądze.

Sylwia Paszkowska: Z tej relacji pani Weroniki wynika, że oszuści dzwonią, tak naprawdę nie wiedząc na kogo trafią, dzwonią na chybił trafił, może akurat się uda.

Nadkom. Piotr Raźny: Tak, robią jedynie selekcję, wybierają osoby, które z dużym prawdopodobieństwem są w podeszłym wieku i będą łatwą ofiarą. Pani została oszukana klasyczna metodą, ale, jak mówiłem wcześniej, popularną ostatnio metodą są wyłudzenia "na policjanta CBŚ". Polega to na tym, że oszust dzwoni, podaje się za policjanta i podaje rozmówcy możliwość weryfikacji jego osoby, podaje numer legitymacji, numer alarmowy 997 i zachęca do sprawdzenia jego tożsamości. Zwykle jednak potencjalne ofiary nie weryfikują, bo skoro ktoś podaje możliwość weryfikacji, to oszustem nie jest. Oszust dzwoni jeszcze raz i najczęściej mówi o wypadku spowodowanym przez bliską osobę ofiary i proponuje załatwienie sprawy polubownie na określoną kwotę. Rekordowa kwota przy tego typu oszustwie to do tej pory 229 tysięcy złotych. Inną popularną metodą są wyłudzenia przez hakerów, którzy włamują się na konta bankowe. Pojawia się telefon, że chodzi o jakąś kwotę, po czym rozmówca rozłącza się. Za kilka minut znów dzwoni telefon. Tym razem rozmówca podaje się za policjanta i mówi, że prowadzone jest śledztwo w sprawie tego typu oszusta i trzeba jak najszybciej wypłacić wszystkie pieniądze i zawieźć je we wskazane miejsce, to ma pomóc w złapaniu oszustów.

Sylwia Paszkowska: Dlaczego ofiarami są najczęściej osoby starsze?

Ryszard Izdebski: Powody są banalne. osoby starsze są często samotne, naiwne, bo wychowały się w innych czasach. Poza tym jest prawdopodobne, że osoby starsze mają wnuczka i te metody do nich przemówią.

Sylwia Paszkowska: Często osoby starsze, które nie kontaktują się często z członkami swojej rodziny, czują się wręcz wyróżnione tym, że ktoś poprosił je o pomoc.

Ryszard Izdebski: Zdecydowanie tak. Chciałbym też zwrócić uwagę na to, że osoba, która została oszukana przeżywa głęboką traumę i nie jest tak, że potrafi się szybko z tego otrząsnąć, nie, wręcz przeciwnie, potrzebuje bardzo dużo czasu, żeby to "przerobić", nabrać zaufania do ludzi i wyjść z tej traumy. To długi proces. Porównywalny nawet do utraty bliskiej osoby. Ważne jest byśmy nie dali się poddać takiej fali, że wszyscy patrzymy na siebie wilkiem. Z jednej strony ważne jest mówienie o oszustwach, uświadamianie, ale z drugiej strony taka jest rzeczywistość. My nie możemy czuć się źle, bo nas oszukano, tymczasem to ofiara często czuje się winna. Źle powinien czuć się złodziej.

Sylwia Paszkowska: Czy to jest tak, że za każdym razem, kiedy ktoś dzwoni i prosi o pieniądze powinna nam się zapalić lampka kontrolna?

Nadkom. Piotr Raźny: Nie tylko wtedy. Każdy telefon, który pochodzi od osoby obcej powinien nas wyczulić. Zdarza się tak, że ktoś dzwoni i pyta o jakąś osobę, a kiedy słyszy, że taka osoba nie mieszka tutaj, przekonuje, że na pewno jest inaczej, wtedy potencjalna ofiara mówi np: Nie, tu nie mieszka ta osoba, ja mam tylko dwie córki, jedna jest w Anglii... I w ten sposób opowiada, zdradza bardzo wiele. Za kilka dni oszust znowu dzwoni i wykorzystuje tę wiedzę.

Ryszard Izdebski: Telefon służy też do rozpoznania naszej nieobecności w domu. Złodziej w ten sposób się zabezpiecza, zanim się włamie.

Nadkom. Piotr Raźny: Przy wszelkich tego typu oszustwach ważna jest współpraca ofiary ze służbami. Jeśli ofiara informuje nas o wszystkich szczegółach, jest nam znacznie łatwiej. Niestety, z tą chęcią współpracy jest gorzej. Często jest tak, że osoba tylko nas informuje, ale nie chce złożyć oficjalnego zgłoszenia. To ogromna bariera.