Dzieci w leśnych przedszkolach spędzają zazwyczaj 80% czasu na zewnątrz, 20% wewnątrz. Założenie jest proste - człowiek potrafi się dostosować do każdych praktycznie warunków, a tym bardziej dzieci. Bo podobno nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie. Skoro na zimnej północy pomysł się sprawdza, tym bardziej powinien przyjąć się w Polsce. Czy tak będzie? Zobaczymy. Gośćmi programu "Przed hejnałem" byli Justyna Romaniak, założycielka leśnego przedszkola Dzika Osada w Konarach i Marek Nawracaj z Fundacji Dzieci z Naturą.

 

Sylwia Paszkowska: „Idziemy na pole!” – takim tekstem dzieci żegnały kiedyś swoje mamy i wybiegały na podwórko. Dzisiaj dzieci nie chodzą „na pole” czy „na dwór”. Dziś chodzą na spacery, na plac zabaw, gdzie czas jest limitowany. Kiedyś dzieci same organizowały sobie czas na zewnątrz. Dziś, jeśli wychodzą, to na krótko. Pewnie z potrzeby odwrócenia tego biegu zaczęły powstawać leśne przedszkola.

 

Justyna Romaniak: Chcemy dać dzieciom to, co kiedyś było normalne. Z jednej strony to rewolucja, z drugiej, to po prostu powrót do czegoś, co już kiedyś było.

 

Sylwia Paszkowska: Dlaczego założyła pani leśne przedszkole?

 

Justyna Romaniak: Bo ja w podobny sposób spędziłam swoje dzieciństwo. Przez pierwszych pięć lat życia mieszkałam na wsi, potem w małym mieście, ale to moje życie było wolne, nie było zajęć dodatkowych, bawiłam się z rówieśnikami. Dziś dzieciństwo jest bardzo ustrukturalizowane, podlega systemowi, dlatego chcemy przywracać w dzieciach zdolność wsłuchiwania się w swój rytm, rozwijania się w swoim tempie.

 

Sylwia Paszkowska: Pomysł leśnych przedszkoli narodził się w krajach skandynawskich 60 lat temu, dziś takie placówki prężenie działają także w Niemczech, Czechach, USA i Japonii. Kiedy pierwszy raz usłyszała pani o leśnych przedszkolach?

 

Justyna Romaniak: To było jakieś półtora roku temu. Wtedy w Polsce nie było takich miejsc. Dziś, tak wynika z moich informacji, jest ich kilka - 3, 4.

 

Sylwia Paszkowska: Założenie jest takie, że dzieci spędzają 80% czasu na zewnątrz budynku. Jak wyglądają zajęcia w Dzikiej Osadzie?

 

Justyna Romaniak: Ten procentowy podział jest umowny. Są przedszkola, w których 100% czasu dzieci spędzają na zewnątrz. To dotyczy głównie tych przedszkoli, które są czynne krócej. Inaczej to wygląda w przedszkolach czynnych od 7 do 17. My dopiero rozpoczęliśmy działalność trzy tygodnie temu. Pogoda była do tej pory sprzyjająca. Mamy, co prawda tipi, mamy drewniany domek, mamy też do dyspozycji piwnicę pobliskiego domu, ale do tej pory nie musieliśmy z niej korzystać.

 

Sylwia Paszkowska: Sama idea, by żyć w zgodzie z natura jest piękna. Ale w dzisiejszych czasach wiemy, że przed jedzeniem trzeba myć ręce, a po - zęby. Boimy się też kleszczy.

 

Justyna Romaniak: Mamy możliwość mycia rąk, zębów, aczkolwiek nie jest to tak restrykcyjnie przestrzegane jak w normalnych przedszkolach. Jeśli chodzi o kleszcze, pewnie będą się zdarzać, dlatego trzeba się odpowiednio zabezpieczać. Trzeba się odpowiednio ubierać.

 

Sylwia Paszkowska: O co pytają rodzice, zapisując dzieci do leśnego przedszkola?

 

Justyna Romaniak: Przede wszystkim, czy nie będą chorować. Jednak, wszelkie badania wskazują na to, że dzieci z leśnych przedszkoli chorują mniej niż dzieci z placówek tradycyjnych.

 

Marek Nawracaj: W jednym z leśnych przedszkoli w Czechach, które odwiedziliśmy, w ciągu całego roku zdarzyła się jedna infekcja. Kiedy byliśmy tam, byliśmy w szoku - było około zera stopni, dzieci nie miały czapek, szalików, miały porozpinane kurtki i były przeszczęśliwe.

 

Sylwia Paszkowska: Richard Louv, autor książki „Ostatnie dziecko lasu”, używa określenia „zespół deficytu natury”.

 

Marek Nawracaj: Autor mówi też o tęsknocie za naturą. Ta tęsknota jest w nas, rodzicach, którzy jako małe dzieci wychowaliśmy się w naturze i chcemy, by nasze dzieci tego zasmakowały.

 

Sylwia Paszkowska: Czy leśne przedszkola przygotowują dzieci do szkoły? Nie ma przecież zajęć z pisania, angielskiego, rytmiki.

 

Justyna Romaniak: Przygotowuje bardzo dobrze i potwierdzają to badania. Natura to mądra nauczycielka. By się uczyć wcale nie potrzeba zeszytów i pomocy naukowych.

 

Sylwia Paszkowska: Dzieci z leśnych przedszkoli są, według badań, bardziej pewne siebie, ale i bardziej wyciszone, spokojne.

 

Marek Nawracaj: Żyjemy szybko i dzieci w to tempo zostały wtłoczone. Dzieci w leśnych przedszkolach uczą się swojego rytmu. Kiedy byliśmy w Czechach, uderzyło nas właśnie to, że jest tak cicho. Dzieci świetnie zajmują się sobą, są spokojne. Czechy są w ogóle fenomenem - w ciągu pięciu lat otwarto tam 120 leśnych przedszkoli. W Niemczech z kolei placówki te są traktowane na równi z tradycyjnymi przedszkolami i są dofinansowywane. W Czechach i w Polsce, niestety nie, dlatego leśne przedszkola nie są tanie.

 

Sylwia Paszkowska: Ile kosztuje posłanie dziecka do leśnego przedszkola?

 

Justyna Romaniak: 750 zł - tyle wynosi czesne za miesiąc.

 

Sylwia Paszkowska: Dobrze byłoby, gdyby tradycyjne przedszkola nawiązały współpracę z leśnymi i, na przykład, raz w tygodniu zrezygnowały z tradycyjnych zajęć na rzecz spędzenia czasu w lesie.

 

Justyna Romaniak: Trzeba się nie bać wychodzić dziećmi. Panie przedszkolanki często się boją. A deszcz nie jest żadnym zagrożeniem. Mówi się, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie, stąd Skandynawowie wymyślili dla dzieci gumowe ubrania i one się sprawdzają.