Zapis rozmowy Jacka Bańki z wicepremierem, ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, liderem Porozumienia i kandydatem Zjednoczonej Prawicy do Sejmu, Jarosławem Gowinem.

 

Ostatnie miejsce na liście nie jest eksponowane jak na premiera. Nie żałuje pan, że nie jest na czele listy?

- Nie. To moja decyzja. Mamy w Krakowie świetną liderkę – poseł Wassermann. Jako jeden z dwóch koalicjantów PiS, mieliśmy pewną pulę wysokich miejsc. Wolałem je oddać moim koleżankom i kolegom z Porozumienia.

 

Między innymi minister Emilewicz w Poznaniu.

- Tak. To wybitny polityk. To przyszłość polskiej polityki. Ona otworzy listę Prawicy w najtrudniejszym dla nas okręgu. Tam posłaliśmy Jadwigę Emilewicz. Ona przyciągnie do siebie wielu nieprzekonanych wyborców.

 

Jak pan - jako liberał gospodarczy – przyjął zapowiedź gwałtownego podniesienia płacy minimalnej. Przypomnijmy, 2021 rok to 3000 złotych, 2023 – 4000.

- Od 30 lat polska gospodarka rozwija się bardzo dobrze. Przez te lata – jeśli brać pod uwagę połączony wzrost gospodarczy – jesteśmy na 1 miejscu w UE. Na 1. miejscu w UE jesteśmy też, jeśli chodzi o wzrost z okresu naszych rządów. Trzeba się tym podzielić z Polakami. Czy tak skokowy wzrost minimalnego wynagrodzenia jest bezpieczny dla firm? Dla dużych, średnich, spółek skarbu państwa to tak. One sobie z tym poradzą. Co do małych firm rodzinnych… Część z nich walczy o przetrwanie. Dla nich to wielkie wyzwanie. Dlatego rząd weźmie to na siebie. To element programu Porozumienia. ZUS będzie uzależniony od dochodu firmy. Małe firmy będą płaciły mniejszy ZUS. To podniesienie wynagrodzenia dla tych firm powinno być neutralne.

 

Wątpliwości zostają. Wzrost kosztów pracy to na pewno. Z drugiej strony nie można mówić o wzroście wydajności. Nie spowoduje to zwolnień?

- Nie. Są analizy, które pokazują, że jeśli płaca minimalna nie przekracza 60% średniego wynagrodzenia, nie ma takiego zagrożenia. 3000 złotych brutto to nieco ponad 50% średniego wynagrodzenia. W roku 2023 liczymy, że gospodarka tak się rozwinie, że to minimalne wynagrodzenie nie powiększy bezrobocia. Teraz mamy odwrotny problem. Brakuje rąk do pracy. To rekompensuje częściowo milion Ukraińców w Polsce, ale gdy jeżdżę po kraju i spotykam się z przedsiębiorcami, oni za główną barierę rozwoju firm wskazują brak rąk do pracy.

 

Inna wątpliwość. Wyższe koszty pracy to ewentualny wzrost szarej strefy.

- To rozwiązanie, które zaproponowaliśmy, obliczone jest na ograniczenie szarej strefy. Dzisiaj wielu pracodawców płaci minimalne wynagrodzenie, pod stołem daje dodatkowe pieniądze. Mam poglądy wolnorynkowe. Dzisiaj trudno jest być małym przedsiębiorcą. Część małych przedsiębiorców to proletariat naszych czasów. Rząd zrobi wszystko, żeby w najbliższych latach warunki do prowadzenia działalności się poprawiały. W mijającej kadencji było wiele korzystnych zmian dla innowacyjnych branż. Wiem jednak, że polska gospodarka się rozwija przez branże tradycyjne. Trzeba wspierać małe, polskie firmy.

 

Ile będzie kosztowała 13 i potem 14 emerytura?

- Wiemy, ile kosztowała 13 emerytura. To około 10 miliardów. Co do 14 to ona będzie nie dla wszystkich emerytów, ale dla tych, którzy mają je na rażąco niskim poziomie.

 

Jakie są dzisiaj mechanizmy finansowe, które by ewentualnie zapobiegły spowolnieniu, o którym już się mówi? Mamy już 10 lat bez kryzysu.

- Wzrost wynagrodzeń pobudza konsumpcję. To szansa dla przedsiębiorców. Nie jest to jednak takie proste. Trzeba pobudzać konsumpcję w czasach spowolnienia. Słyszałem proroctwa ekonomistów, że polska i światowa gospodarka już, już się załamie. Faktycznie jest pewne spowolnienie na świecie w gospodarce niemieckiej. Jednak wyniki polskiej gospodarki są rewelacyjne. Uniezależniliśmy się od Niemiec.

 

Jest pan autorem „Historii polskiego Kościoła”. Jak pan odebrał słowa prezesa PiS, że poza Kościołem jest nihilizm?

- Nie powiedziałbym czegoś takiego. Są inne wyznania chrześcijańskie, inne religie z pięknym przesłaniem. Chrześcijaństwo wywodzi się z judaizmu, wiele elementów łączy chrześcijaństwo z islamem. Wszyscy znamy wielu wspaniałych ludzi, którzy są niewierzący, ale kierują się twardymi i mądrymi zasadami. Rozumiem słowa prezesa tak, że chrześcijaństwo w wydaniu Kościoła Katolickiego, jest zwornikiem polskiej tradycji. Pod tym się podpisuję. Nie należy tego rozumieć jednak dosłownie.

 

W Katowicach mówił pan o potrzebie skorelowania edukacji na wszystkich poziomach – podstawowym, średnim i wyższym. Na czym by mogły polegać konkretne rozwiązania?

- Za wcześnie, żeby o tym rozmawiać. Chcemy wygrać wybory. Sprawa nie jest przesądzona. Sondaże wskazują naszą przewagę, być może będą samodzielne rządy, ale są 4 tygodnie do wyborów. Koncentrujemy się na własnych resortach. Ja przygotowuję reformę PAN.

 

Polska Akademia Nauk w jaki sposób powinna się zmienić?

- W ubiegłym tygodniu w Warszawie obradowało grono 15 ekspertów, wybitnych uczonych. Ten zespół przesłuchiwał rektorów najlepszych polskich uczelni, żeby wyłonić uczelnie badawcze. To ciekawe. Zagraniczni eksperci oceniali sposób przeprowadzenia reformy jako modelowy. W Polsce trudno być prorokiem. Tu słyszę głosy krytyczne. Jaki to ma związek z PAN? Jak powstaną elitarne uczelnie badawcze, PAN w takim kształcie zacznie się marginalizować. Nie można do tego dopuścić. Tam pracują wybitni naukowcy. Trzeba oddzielić korporację PAN od instytutów badawczych. One muszą mieć większą autonomię i mieć zachętę do wchodzenia w federacje z najlepszymi uczelniami badawczymi.

 

Jak odebrał pan nową twarz na czele PO? Mówię o kandydaturze marszałek Kidawy-Błońskiej na premiera, w razie wygrania wyborów przez blok opozycyjny.

- To sympatyczna, kulturalna osoba. Zostaje wyciągnięta jednak w ostatniej chwili. To nie odegra istotnej roli w kampanii. Grzegorz Schetyna chciał uniknąć dotkliwej porażki w Warszawie. Ta kandydatura pojawiła się z innego powodu. Jeśli gdzieś są przepływy wyborców, to między KO i Lewicą. Małgorzata Kidawa-Błońska ma lewicowe poglądy moralne. Być może ona może zapobiec przeciekom wyborców KO w stronę Lewicy.