Zapis rozmowy Hanki Wójciak z Marią Peszek:

[

 

Posłuchaj: rozmowy Hanki Wójciak z Marią Peszek  

 

]

Marysiu, chciałam zapytać jak się czuje metr pięćdziesiąt dwa dziko rosnącego nieba?

- Czuję się świetnie. Spotykamy się przy okazji mojego koncertu w Krakowie, który rozpoczyna drugą część trasy koncertowej „Jezus Maria Peszek”. Bardzo się cieszę na to, zwłaszcza, że w pierwszej części trasy graliśmy koncerty w dużych miastach, a w drugiej części zagramy także w mniejszych miejscowościach. Lubię grać w takich małych miejscach.
Dużo się dzieje i wszystko jest dobrze.

Gdybyś miała streścić ostatnie pół roku, opowiedzieć o najważniejszych koncertach, spotkaniach. Jakie by to były momenty?

- Na pewno bardzo ważny był moment premiery płyty, która wywołała burzę przez swoje treści. Ważny był także wywiad w „Polityce”, który wywołał burzę zupełnie z innego powodu. Była to dla mnie zaskakująca rzecz. Burza z początku października to był taki ważny, mocny moment. Także pierwsze koncerty były niesamowite. Ludzie tak emocjonalnie zareagowali na ten materiał, że był to dla mnie taki plaster na bóle wywołane niektórymi reakcjami. Graliśmy parę zupełnie niesamowitych koncertów w maleńkich miejscach. Między innymi graliśmy we wsi Gomunice, tam był klub prowadzony przez zapaleńca Przemka, który nas zaprosił. Zagraliśmy tam dla ponad setki ludzi i to był koncert, który nam zapadł w duszę. Każdy koncert z tej pierwszej części trasy był jednak dla nas ważny. Fajną akcją była także „Róbmy klip”, którą wymyśliliśmy gdy fani i antyfani narysowali mi klip. Premiera tego była dość niedawno. Okazało się, że nagle 30 tysięcy ludzi zareagowało na ten apel co daje poczucie, że ludziom w Polsce się chce. Niekoniecznie reagują w sposób pozytywni, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze, że nie ma takiej inercji z jaką się kojarzyła do niedawna Polska. Jestem szczęśliwa z tego co się wydarzyło z „Jezus Maria Peszek”. Cieszę się, że płyta dobrze się sprzedaje. Jest do dla mnie ważne nie tylko ze względów finansowych, ale przede wszystkim z powodów ambicjonalnych. Jestem współproducentem i współkompozytorem tej płyty. Wszystko jest dobrze.

Marysia Peszek na scenie jest charyzmatyczna i pełna energii a co się dzieje gdy schodzisz ze sceny? Jak wygląda czas wtedy, kiedy wszyscy fani idą już do domu?

- Muszę sporo wypoczywać. 1.52 m. to nie jest zbyt dużo, trzeba dużo czasu aby się zregenerować. Właśnie po koncercie krakowskim mam tydzień przerwy przed następnymi koncertami. Jadę w góry, wyłączam telefon, laptopa i odpoczywam. Nie ma mnie dla nikogo i niczego. Czytam książki, śpię i obcuję z przyrodą. Bardzo jest mi to potrzebne.

Kiedy wychodzisz i śpiewasz swoje piosenki to jak to jest z przeżywaniem? Wracają do ciebie trudne momenty?

- Jedyny moment, kiedy jest mi trudno śpiewać, to kiedy jestem wzruszona. Jak ludzie śpiewają razem ze mną utwór „Nie urodzę syna” i sala śpiewa głośniej niż ja to wzruszenie odbiera głos. Jeśli chodzi o dramatyczne teksty, to nie. To jest rodzaj oczyszczenia. Jak pisałam te teksty to była inna sytuacja. To jest za mną. Teraz jest dobrze i jasno. Aktorzy zawsze tłumaczą, że żeby zagrać Raskolnikowa nie muszą brać siekiery i zabijać, żeby zrozumieć co to za stan. Ja mam podobnie. Wskrzeszam tylko pewien rodzaj energii niezbędny do tego, żeby ten utwór się wydarzył. Nie wracam jednak do stanów psychicznych. Nie ma zresztą na to czasu na scenie. Koncert szybko się dzieje. To jest machina, która musi się szybko toczyć.

Marysiu, piszesz teraz nowe piosenki?

- Kiedy jestem w fazie eksploatacji płyty, to nie piszę nowych utworów. Muszę skończyć pewien etap. Wszystko się musi wydarzyć i poniekąd umrzeć. Muszę wyjechać w podróż paromiesięczną i z czystym kontem zabieram się do nowej rzeczy. Ciężko mi jest w tych koncertach łączyć piosenki z różnych płyt. To są inne czasy, zupełnie inny świat.

Planujesz powrót do śpiewania tamtych utworów?

- Kilka z tych utworów jest granych w trakcie tego koncertu. Jednak teraz jest czas „Jezus Maria Peszek” i trzeba to uszanować. Ta płyta musi mieć szansę pełnego wybrzmienia. Być może wrócę kiedyś do tamtych utworów w innych aranżacjach, jednak w tym momencie jest „Jezus Maria Peszek”.