Radio Kraków
  • A
  • A
  • A

Halka wileńska. O dziewczynie co kochała zbyt mocno

Podróżując po Internecie w poszukiwaniu smaku kultury zazwyczaj zdaję się na przypadek. To trochę wygląda tak, jak wypad w nieznane miasto…chodzę tam gdzie mnie oczy poniosą, gdzie jest coś ciekawego i czasem sama się dziwię dokąd docieram i co znajduję. Właśnie w taki sposób doszłam w piątek do Royal Opera House i zobaczyłam transmisję opery Benjamina Brittena „Gloriana”, napisaną w 1953 roku z okazji obchodów koronacji Jej Królewskiej Mości Królowej Elżbiety II. Inscenizacja, która pochodziła z 2013 roku (reż. Richard Jones), wykorzystywała scenografię prapremiery, która odbyła się z udziałem Jej Wysokości. Bardzo ciekawy spektakl z udziałem takich artystów jak m.in.: Susan Bullock, Toby Spence, Patricia Bardon, Mark Stone.

fot: A. Malatyńska

Jednak nie o Brittenie chciałam napisać, choć muzyka tego kompozytora zawsze warta jest słuchania, tylko o Moniuszce. Bo pewnego wieczoru rezygnując z mojego ulubionego wypadu w nieznany Internet, postanowiłam zobaczyć, co słychać w wirtualnym Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. A tam niespodzianka: okazało się, że jest dostępna wersja wileńska „Halki” Moniuszki, w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Spektakl nowy, bo premierę miał w czerwcu zeszłego roku i spektakl o którym się głośno mówiło, gdyż był operowym debiutem znanej reżyserki teatralnej.

Wydaje się, że o Moniuszce zostało powiedziane już wszystko. Zwłaszcza po Roku Moniuszki, który świętowaliśmy w 2019 i który przyniósł wiele bardzo ciekawych produkcji. Ale to nie prawda. Tak hucznie obchodzone 200. urodziny mistrza (5 maja obchodzić będziemy 201.) pokazały jak wiele ten kompozytor potrzebuje jeszcze odkrycia. I to na wielu płaszczyznach, od naukowej, wydawniczej po nagraniową i popularyzatorską. Wcześniej Moniuszko nigdy nie był twórcą, którego bym słuchała z emocjami. Owszem wiedziałam, że trzeba go znać, ale żeby tak dla przyjemności… to raczej nie. Ale w zeszłym roku, kiedy z wiadomych przyczyn muzyki Moniuszki było znacznie więcej i siłą faktu za utwory tego twórcy wzięli się świetni wykonawcy, odkryłam tego kompozytora na nowo.

Wtedy okazało się to, o czym mówię zresztą od dawna, że to nie Moniuszko jest słaby, tylko wykonawcy. Bo to od wykonawców zależy, jak będziemy postrzegać dany utwór.  No choćby Londyńczycy z Simonem Rattlem, którzy będąc w zeszłym roku w Krakowie wykonali tańce góralskie Moniuszki. Ależ to było świetne! I ile osób się dziwiło, że to jest kompozycja Moniuszki!

Wersja wileńska „Halki”, to pierwsza wersja słynnej opery Moniuszki.  Powstała – stąd nazwa – jeszcze w Wilnie, premierę miała w wersji koncertowej 1 stycznia 1848 roku w salonie państwa Müllerów, teściów kompozytora. Zresztą jak byłam w Wilnie, to obejrzałam dokładnie to miejsce i zaskoczyła mnie mała przestrzeń salonu, jak na taką prezentację. No, ale tablica pamiątkowa była!

Moniuszko miał wtedy prawie 30 lat, mieszkał w Wilnie już od kilku lat, był organistą, pedagogiem. Wileńska „Halka” podczas prawykonania podobno spodobała się słuchaczom, ale dopiero jej cztero-aktowa wersja warszawska, z licznymi zmianami, która miała premierę 10 lat później, w 1858 roku w Warszawie, stała się przebojem. Wykonywały ją liczne teatry, a fragmenty grano nawet w ogródkach kawiarnianych. Moniuszko, wówczas dyrektor teatru warszawskiego niemal z dnia na dzień stał się sławny.

Wersja wileńska, według libretta Włodzimierza Wolskiego, była zawsze traktowana raczej jako ciekawostka muzykologiczna. Naukowcy mieli co analizować. Różnica między wersjami jest spora.  „Halka” wileńska trwa zaledwie 1,5 godziny, ma dwa akty, Jontek jest barytonem (!) a nie tenorem, brakuje wielu słynnych arii, które kompozytor dopisał dopiero do drugiej wersji, np.: „Szumią jodły na gór szczycie” albo „Gdybym rannym słonkiem”. Brakuje też porywających tańców góralskich czy Mazura (finał I aktu). To wszystko dopiero pojawi się w „Halce” warszawskiej, czteroaktowej i stanie się z czasem przebojami opery polskiej.

W XX wieku wersja wileńska utworu była rzadko wykonywana a jeżeli już, to głównie koncertowo, czasem w skromnych inscenizacjach np. studenckich. Ale przez kilkanaście ostatnich lat już częściej powracała na estrady i sceny, a w zeszłym roku kilkakrotnie, w tym m.in. w TW-ON. 

Instrumentacji i opracowania partytury z wyciągu fortepianowego (oryginalna partytura tej wersji nie zachowała się do naszych czasów) podjął się Michał Dobrzyński, za pulpitem dyrygenckim stanął Łukasz Borowicz. Scenografię opracowała Monika Nyckowska, kostiumy Katarzyna Lewińska, choreografia Weronika Pelczyńska. Zaśpiewali: Ilona Krzywicka (Halka), Kamil Zdebel (Jontek), Łukasz Klimczak (Janusz) , Katarzyna Szymkowiak (Zofia),Paweł Czekała (Cześnik), Dariusz Machej (Marszałek).

Jakie wrażenia? Przede wszystkim jest to bardzo ciekawa inscenizacja. Historia w „Halce” wileńskiej jest taka sama co w 4-aktowej wersji, ale jest bardziej zwarta, szybsza, dla mnie niemal filmowa. Przez ten brak przepychu operowego i pewnego rodzaju zwięzłość czy wręcz ascetyczność w muzyce uwypuklona zostaje historia: dramat dziewczyny wykorzystanej przez Janusza i odrzuconej przez jego sferę, ale także odrzuconej przez jej środowisko. W tej kameralnej wersji jeszcze dobitniej widać, że nikt nie chce Halce pomóc i że to obojętność otoczenia doprowadza ją do śmierci. W inscenizacji Agnieszki Glińskiej Halka nie tonie w rzece, tylko w muzyce; śpiewa na finał z kanału orkiestrowego, więc można sądzić, że pochłaniają ją – zamiast nurtu – dźwięki. To bardzo ciekawe rozwiązanie reżyserskie.

Opera „Halka” jest bardzo odważną jak na tamte lata opowieścią, akcentującą mocno nierówności społeczne i obłudę wyższej sfery i środowiska tytułowej bohaterki. W wersji wileńskiej jest to bardzo mocno zarysowane, a w inscenizacji Agnieszki Glińskiej to wręcz psychologiczna opowieść o dziewczynie, która kochała zbyt mocno, i która z tej  miłości popada w obłęd. Później czteroaktowa wersja zostanie przez kompozytora, w tym społecznym akcencie, trochę załagodzona. Poprzez wprowadzenie dodatkowych fragmentów muzycznych, baletów pełnych przepychu kostiumowego, dramat „Halki” zostanie przykryty, złagodzony. Ale wersja wileńska pozostaje dramaturgicznie ostra, teatralna, a przez to niezwykle współczesna.

Bardzo dobre głosy, zwłaszcza Halka (Ilona Krzywicka) i Janusz (Łukasz Klimczak); interesująca scenografia, prosta, ale z pomysłem, ciekawe stylizowane kostiumy (koniec XIX wieku z współczesnością). Tylko choreografia mnie zastanawia. Ale jeżeli przyjmiemy, że tancerze-performerzy są demonami Halki, jej myślami, wątpliwościami, nadziejami, to ruch wtedy zaczyna się wpisywać w tę opowieść, w obłęd głównej bohaterki. Może takie rozumienie jest kluczem do tej choreografii?

Warto zobaczyć!

 

http://vod.teatrwielki.pl/stream/vod/halka-wilenska/

Wyślij opinię na temat artykułu

Najnowsze

Skontaktuj się z Radiem Kraków - czekamy na opinie naszych Słuchaczy

Pod każdym materiałem na naszej stronie dostępny jest przycisk, dzięki któremu możecie Państwo wysyłać maile z opiniami. Wszystkie będą skrupulatnie czytane i nie pozostaną bez reakcji.

Opinie można wysyłać też bezpośrednio na adres [email protected]

Zapraszamy również do kontaktu z nami poprzez SMS - 4080, telefonicznie (12 200 33 33 – antena,12 630 60 00 – recepcja), a także na nasz profil na  Facebooku  oraz  Twitterze

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię