Data tego dorocznego koncertu nie jest przypadkowa. 1 lipca 2001 roku zmarła Halina Czerny-Stefańska, legendarna pianista, zwyciężczyni Konkursu Chopinowskiego w 1949 roku, artystka, której grą zachwycało się wielu i to na wszystkich kontynentach, w tym słynny Artur Rubinstein, i której nagrania Chopina do dziś uważane są za wzorcowe. Jak napisała na swoim profilu Elżbieta Stefańska, klawesynistka córka Haliny Czerny-Stefańskiej: „1 lipca 2020 to 19. rocznica śmierci Haliny Czerny-Stefańskiej, mojej Mamy i 19. rocznica mojej tęsknoty i smutku”.
Ta rocznica – choć  nie okrągła, a zwyczajna i cicha z powodu pandemii – jest dobrym pretekstem aby przypomnieć Halinę Czerny-Stefańską i jej fascynujące interpretacje. Tym bardziej, że jest Internet a w nim morze nagrań. Nic tylko unosić się na internetowych falach muzyki i słuchać.
Kiedy pierwszy raz szłam na rozmowę z Haliną Czerny-Stefańską byłam wystraszona.  Był to początek lat 90., ja dopiero zaczynałam działać w zawodzie dziennikarskim, a ona była wielką sławą, wielką osobowością. Osiągnęła tak wiele, że byłam zaskoczona, że chce poświęcić mi czas. Dodam, że dostałam w dzieciństwie komplet płyt Chopina, czarnych płyt oczywiście, zarejestrowanych przez Polskie Nagrania w wykonaniu wybitnych polskich pianistów. I tam były preludia Chopina w wykonaniu Haliny Czerny-Stefańskiej, do dziś je doskonale pamiętam. A później poznałam jej interpretacje mazurków Chopina i to był świat, w którym chciałam być. Szłam więc z bijącym sercem, bo zdawałam sobie sprawę, że stanę twarzą w twarz z kimś, kogo wykonania bardzo ceniłam.
Jak się przekonałam nie potrzebnie się bałam tej rozmowy, bo pianistka okazała się niezwykle ciepła i serdeczna. A potem był Konkurs Chopinowski w 1995 roku i Halina Czerny-Stefańska zasiadała w jury, a ja obsługiwałam dziennikarsko tę imprezę. Te trzy tygodnie w Warszawie, to była czas kilku rozmów, bardzo ciekawych o pianistyce, o Chopinie i o życiu. Niezwykle miło je wspominam.
Gra Haliny Czerny-Stefańskiej była charyzmatyczna. To czuło się od pierwszych dźwięków, od pierwszego uderzenia w klawisze. Miała tę rzadką umiejętność, że potrafiła podbić każdą publiczność już po kilku pierwszych dźwiękach, zarówno w Japonii, Ameryce Południowej czy w Europie. Recenzje z jej występu pisane w kilkudziesięciu językach były zawsze entuzjastyczne. Recitalem w ONZ, dwoma solowymi koncertami w Carnegie Hall w Nowym Jorku i podróży koncertowej po USA wzbudziła niekłamany podziw. Dziennikarz „San Francisco Call Bulletin” pisał: „Od czasów Paderewskiego nie było polskiego pianisty o tak wspaniałym artyzmie, jak Halina Czerny-Stefańska”, zaś Harold Schonberg z „New York Timesa” podkreślał jej „wrażliwość, muzykalność, wdzięk i barwę”. Japończycy podziwiali jej kunszt i nie kryli dla niej uwielbienia. Czcili ją niemal jak boginię; do dziś trwa jej kult w Japonii.
Pewnie gdyby żyła w innych czasach byłaby milionerką, a tak jej kariera zależała od władzy PRL-u.  Nawet pierwszym miejscem w Konkursie Chopinowskim musiała się podzielić – co było decyzją polityczną – z Bellą Dawidowicz z ZSRR. A przecież wszyscy wiedzą że zwycięstwo należało jej się bezspornie, co wynikało z punktacji. Gdy zaczęła się jej międzynarodowa kariera nie pozwalano jej na zatrudnienie swojego agenta koncertowego. Wszystkie jej wyjazdy zagraniczne były organizowane przez PAGART, agencję państwową która nie tylko pobierała ogromne haracze z gaży artysty (często do 90 procent), ale też decydowała gdzie wystąpi. Zdarzało się, że grała koncert za 5 dolarów, albo, że PAGART w jej imieniu i poza jej plecami odmawiał występów twierdząc, że jest na przykład chora.
Jak mówiła Elżbieta Stefańska, Halina Czerny-Stefańska dyplomatka była żadną. Mówiła wprost, co myśli, a to przysparzało jej wrogów. Nie umiała lawirować, sugerować, dawać nadzieje, mówić wymijająco; nie potrafiła się układać z kimkolwiek. Polityka też nie była jej mocną stroną. Nie do końca się orientowała kto jest kim i jaką odgrywa rolę w ówczesnym życiu politycznym czy kulturalnym. Była ufna. Władza umiała to wykorzystać. Zrobiła z niej polski towar eksportowy PRL-u.
Halina Czerny-Stefańska należała do tych, którzy „urodzili się” dla estrady. Kontakt z publicznością dawał jej siłę, bez której nie potrafiła żyć. Nigdy nie odmawiała występów, bo uwielbiała publiczne granie. Nie selekcjonowała publiczności; nie wyznaczała sobie stopni kariery. I co wszyscy doskonale pamiętamy tak samo grała w szkole dla dzieci w małym polskim miasteczku, jak i w wielkich salach koncertowych Japonii czy Ameryki.
Była bardzo ciekawa świata. Lubiła barwne życie i umiała łatwo dostosować się do nowych warunków. Nie miała stałych upodobań; działała spontanicznie. Mało kto wie, że bardzo lubiła ładnie i kolorowo się ubierać i często projektowała swoje suknie koncertowe. Ciekawe, że miała też talent plastyczny. W czasie wojny studiowała przez rok rzeźbę na ASP. To był przypadek, bo Niemcy zamknęli szkołę Urszulanek, do której chodziła, a ASP jeszcze działało. Postanowiła tam się uczyć. Okazało się, że oprócz zdolności miała też zamiłowanie w tym kierunku.
Stworzyła niezwykły dom: pełen muzyki, pełen artystów z rożnych krajów i kultur, grających głównie na fortepianie. U Stefańskich, zawsze było pełno, jak w akademiku. Niektórzy zatrzymywali się tam na wiele lat.  Ul. Gancarska 3, to chyba najsłynniejszy adres dla wielu pianistów polskich i zagranicznych. Umierając mówiła córce, aby nie roztrwoniła tradycji muzycznej tego domu. I Elżbieta Stefańska nie roztrwoniła. Ten dom nadal jest pełen muzyki, młodych artystów, którzy grają na różnych instrumentach, choć tych grających na klawesynie jest najwięcej.
Po Halinie Czerny-Stefańskiej  pozostała pamięć, ale przede wszystkim pozostało wiele nagrań, które do dziś fascynują. Warto posłuchać i przypomnieć sobie jak doskonale grała Halina Czerny-Stefańska, jak potrafiła porwać i wzruszyć. Warto!