Zapis rozmowy Anny Piekarczyk z Eweliną Pietrowiak
Jest pani zaprzyjaźniona z Jerzym Pilchem od wielu lat. Trudno było namówić pisarza na taki wywiad – rzekę? Czasem to, że dobrze znamy rozmówcę, wcale nie pomaga przy zwierzeniach? Nawet może budować pewną barierę?
Do wywiadu rzeki nie namawiałam autora ja, tyko autor mnie. To był jego pomysł. Po przestawieniu parametrów w rozruszniku, który ma w mózgu w związku z jego chorobą Parkinsona, trudno mu było mówić. Wymyślił wówczas wywiad rzekę jako rodzaj terapii, żeby codziennie trenować mówienie, a zostało to zaproponowanie mnie pewnie dlatego, że go dobrze znam, przyjaźnimy się od 15 lat. Chętnie się na to zgodziłam, bo wiem, jakim jest mądrym i ciekawym człowiekiem.
Mówiło się, że powieść Jerzego Pilcha wydana w ubiegłym roku Zuza albo czas oddalenia ma wiele wątków autobiograficznych. Także wiele wątków autobiograficznych zawarł Jerzy Pilch w publikowanym wcześniej „Dzienniku”, a sprawę swojej choroby, choroby Parkinsona – w „Dzienniku drugim”. To taki rodzaj samooczyszczenia, jawne i publiczne mówienie o zmaganiu z chorobą?
Na szczęście nie jestem ciężko chora i nie wiem, jak poradziłabym sobie z taką sytuacją. Czy chciałabym właśnie o tym rozmawiać, czy zamknęłabym się w sobie. Ciężkie, nieuleczalne choroby są w jakimś sensie tematem tabu w codziennym dyskursie medialnym. Być może Jerzy Pilch chciał dotknąć tematu, który jest pomijany. Nie dziwię się temu, że artysta chce spożytkować wszystko, co go spotyka. Być może wiele osób chorych na Parkinsona czuje jakąś wspólnotę.
Jest choroba, i śmierć, i lek przed nią, i pytania, co dalej. Czy religia ewangelicka dawała odpowiedzi?
Religie po to są, żeby dawać odpowiedzi na takie pytania, ale jeśli ktoś ma skłonności do autorefleksji, to pyta i szuka dalej i dotyka problemów, na które religia nie daje odpowiedzi. Sądzę, że Jerzy Pilch jest w takim właśnie momencie codziennego niemal zastanawiania się, jak wygląda to nasze odchodzenie, to nasze kończenie się dzień po dniu. Wszyscy jesteśmy chorzy na śmierć, każdego z nas to prędzej czy później spotka, ale na co dzień o tym nie rozmawiamy. Pewną wartością tej książki, oprócz humoru, jest to, że ona zmusza do zastanowienia się nad wieloma kwestami.
W pewnym momencie rozmawiacie z Jerzym Pilchem o literaturze kobiecej, o tych kobietach autorkach, jakie widział.
Patrzy na swoją bibliotekę i nie widzi prawie żadnych autorek kobiet. Wynika to z pewnego systemu edukacji, dostępu do kultury, tradycji. Jest też współczesny kontekst kontaktu z wydawnictwami. Pilch daje przykład z życia: autorka w Wielkiej Brytanii wysłała swoją książkę do wielu wydawnictw raz pod męskim pseudonimem, a drugi raz pod swoim nazwiskiem. Efekt był wstrząsający: ośmiokrotnie większe szanse wydania tej samej książki są, gdy autorem jest mężczyzna. Co myśli Jerzy Pilch na ten temat - o tym można dowiedzieć się z książki.
Pani odczarowuje biurko pisarza: tam są pióra wieczne, jest 39 zaostrzonych ołówków, 8 temperówek, mnóstwo drobiazgów. Jerzy Pilch chyba niezbyt chętnie dzieli się tą swoją intymnością.
Ma wiele manii czy przyzwyczajeń, które nie bardzo nadają się do tego, żeby się dzielić ze światem. Zdradzę najnowszą, o której nie piszę jeszcze w książce - foliuje widokówki i w tej chwili ma ich na biurku kilkadziesiąt. Jeżeli jest to porządkujące i daje radość, to dlaczego nie. Takie biurko zawsze chciał mieć. Jest w książce wspomnienie pisarza Kornela Filipowicza, którego biurko wyglądało bardzo podobnie. To jest pewien atrybut pisarski, który uwiódł Jerzego Pilcha i przyciągnął do tego zawodu.
Jerzy Pilch debiutował późno. Jak on do tego podchodzi? Czy to było zwlekanie, powolne dojrzewanie?
Jego pierwsza książka wyszła, kiedy miał 36 lat, czyli późno. Wiedział od liceum, że będzie pisarzem i krok po kroku do tego dążył. Czekał, wiedział, że jego godzina nadejdzie.
Czy pisarz, siadając do pisania wie, jaki będzie finał?
On nigdy nie wie. Nie wie, jakim gatunkiem skończy - może zacząć opowiadaniem, a skończy powieścią. Jest ważny pierwszy obraz, jakiś rodzaj nastroju, bohater, i z dnia na dzień uchyla się wyobraźnia. Pomocne są nie tyle szkoły pisania, ile pisanie i czytanie - maniakalne wręcz czytanie.
Świat Jerzego Pilcha to Warszawa, Kraków, Wisła – kraj lat dziecinnych.
I tyle, teraz naprawdę dobrze czuje się w Warszawie.
Pilch nie ukrywa prawdy o swoim domu rodzinnym, o niedobrych relacjach z ojcem, o chłodzie emocjonalnym, mówi nawet w tym kontekście „o lodówce”. W jaki sposób to wpłynęło na jego twórczość?
Właściwie jedyną dobrą rzecz, jak zawdzięcza ojcu, jest rodzaj zdyscyplinowania, tego, że dzień bez pracy jest zmarnowany, że Bóg kocha ludzi pracowitych. Byłam zdziwiona, że o tych ciemnych stronach opowiedział tak szczerze.
W przygotowaniu są dwie kolejne książki Jerzego Pilcha: „Portret młodej wenecjanki” i „Autobiografia w sensie ścisłym”. Co to będą za książki?
„Portret młodej wenecjanki” to jest, jak mówi, proza erotyczna, o zakochaniu się młodej dziewczyny. Kilka odcinków "Autobiografii" ukazało się na łamach "Tygodnika Powszechnego", ale w przygotowaniu jest biografia pisarza. Kiedy Jerzy Pilch się o tym dowiedział, to skrzydła mu trochę opadły, więc "Autobiografia" nieprędko ukaże się.