Kiedyrozpoczynała służbę w brytyjskiej armii, kobiety miały bardzo ograniczone możliwości kariery i było ich niewiele. Mimo to, przez 37 lat gen. Ingrid Rolland z determinacją  pokonywała bariery i torowała drogę innym żołnierkom. Jako jedna z niewielu kobiet otrzymała stanowisko w Królewskim Korpusie Inżynierów Mechaników i Elektryków (REME) i jako pierwsza kobieta objęła dowodzenie batalionem żołnierzy - rezerwistów.  Dziś gen. Rolland  pracuje  w Centrum Rezerw Strategicznych w sztabie generalnym armii brytyjskiej. Jest także nauczycielem fizyki w szkole średniej oraz honorowym członkiem Armii Kadetów.  Pani generał została zaproszona do Polski na spotkanie z  żołnierkami, żeby opowiedzieć o swojej drodze kariery i zachęcić je, by nie bały się sięgać po więcej.

- Dlaczego zdecydowała Pani dołączyć do armii, środowiska zdominowanego przez mężczyzn?

Dobrze znałam środowisko męskie, ponieważ na studiach wybrałam przedmioty ścisłe a to zawsze będzie dziedzina dominowana przez mężczyzn. Dołączyłam do armii w dużej mierze przez przypadek. Wstąpiłam do Korpusu Szkolenia Oficerów Uniwersytetu w Leeds, ponieważ miał on świetną reklamę i zapowiadała się dobra zabawa. Nie bardzo wiedziałam, co mnie czeka, ale w ciągu kilku pierwszych miesięcy szkolenia podstawowego, kiedy uczyłam się strzelać z broni, poznawałam działania w terenie, trenowałam fizycznie i uczyłam się łączności, bardzo mi się to spodobało. Po prostu to uwielbiałam. I kiedy nadarzyła się okazja, żeby dołączyć do kursu oficerskiego pod koniec pierwszego roku, podjęłam się zadania. Poszło mi dobrze więc dostałam miejsce! Miałam dużo szczęścia, bo otrzymałam stypendium na kolejne dwa lata studiów oficerskich. Następnym logicznym krokiem, było wstąpienie do armii na 3 lata więc zrobiłam to i nie patrzyłam wstecz.  

- Co pani rodzice sądzili o pani decyzji służenia w armii?

Mój ojciec pracował na krążowniku HMS Belfast  do końca II wojny światowej, więc wiedziałam, z czym się wiąże służba. Na początku kiedy byłam w szkole średniej pomyślałam nawet, że byłoby całkiem miło wstąpić do marynarki, ale w tamtym czasie,  mechanicy Królewskiej Marynarki Wojennej nie mogli zbyt często wypływać w morze, więc nie widziałam sensu w pracy na wybrzeżu i porzuciłam ten pomysł. Mój ojciec zawsze bardzo mnie wspierał w mojej decyzji dotyczącej armii. Co innego moja mama. Ona nie była zbyt zadowolona. Twierdziła, że decydując się na służbę, godzę się na spędzenie życia w lesie, żyjąc w brudzie przy kopaniu okopów. Więc mój Korpus  (przyp. red. REME - Korpus Królewskich Inżynierów, Elektryków i Mechaników) zaprosił moich rodziców na obiad. Mesa znajdowała się w przepięknym budynku położonym w pięknej okolicy. Na moich rodziców czekał fantastyczny obiad. Po wszystkim moja mama stwierdziła: „Wydaje mi się, że możesz do nich dołączyć”.  Więc ostatecznie oboje byli bardzo dumni, ze wszystkiego, co udało mi się osiągnąć.

- Czy mąż był z Pani równie dumny?

Po raz pierwszy spotkaliśmy się w mojej ostatniej pracy, w regularnej armii. Ja byłam kapitanem, on był starszym szeregowym w korpusie podoficerów. To pierwsze, co nas różniło. Szczerze mówiąc na początku nie szło nam przez to zbyt dobrze. Wydaje mi się, że czuł się trochę urażony, gdy trzeba było zostać w domu i zająć się dziećmi, kiedy ja byłam na służbie. Myślę, że to nie było dla niego szczególnie komfortowe. Jednak to była część mnie więc za bardzo nie mógł  narzekać. To  było coś, czym po prostu się zajmowałam. No nie było nam łatwo, jeśli mam być szczera...

- Kiedy rozpoczynała pani służbę w armii, czy chęć posiadania dziecka była problemem?

Kiedy zaczynałam, nie było łatwo, ale w czasach kiedy ja miałam dzieci, wiele się zmieniło w brytyjskiej armii. Łatwiej było wziąć urlop i zajmować się dziećmi. Akurat wprowadzili ubiór macierzyński, swego rodzaju spódnicę z bardziej elastycznym pasem i nareszcie można było się zmieścić w mundurze. Jednak gdy pojawiały się dzieci, niewiele osób decydowało się na zostanie w wojsku, szczególnie jeżeli oboje rodziców pracowało w wojsku. Ktoś musiał zostać w domu. W dzisiejszych czasach macierzyństwo jest całkiem normalną sytuacją w armii, nawet gdy oboje rodziców kontynuuje  służbę. Umożliwiają to duże nakłady finansowe i wprowadzenie ubezpieczeń. Zdecydowanie dzisiaj jest inaczej, niż było kiedyś. 

 

- Czy pamięta Pani okres spędzony w Niemczech? 

Bardzo podobała mi się służba w Niemczech! To były późne lata 80., mur berliński dopiero został zburzony, ale nadal nie byliśmy pewni, jak będzie wyglądała relacja między Wschodem a Zachodem. Mieliśmy ustaloną rolę. To było tuż po I wojnie w Zatoce Perskiej i to jakby zbliżyło ludzi do siebie. Wszyscy mieliśmy poczucie przynależności do jednej organizacji  (przyp. red. misja ONZ), o jednym celu. Było to bardzo inspirujące, bycie w drużynie, w której wszystkim zależy na wspólnym celu.

- Wspomniała Pani o pewnym incydencie w Niemczech...

To było, kiedy jechaliśmy do Bośni, zdaje się w 1992 roku. Byłam dowódcą plutonu i mój przełożony podjął decyzję o tym, że mój pluton w ramach misji ONZ pojedzie do Bośni. Ja miałam zostać, ponieważ jestem kobietą. Przydzielono mi rolę asystentki oficera rodzin. Więc byłam tam po to, aby zajmować się zasiłkami dla rodzin żyjących w kwaterach małżeńskich na terenie Niemiec. Gdy moi  żołnierze byli wysyłani do strefy konfliktu, moim zadaniem była troska o zasiłki, obiady czy wycieczki dla ich rodzin..

- Jaka była Pani reakcja? 

 Byłam wściekła! Nieprawdopodobnie, wściekła, ale nic nie mogłam z tym zrobić. Nie można kłócić się z pionem dowodzenia więc czasem trzeba mądrze postąpić, po prostu zasalutować, obrócić się w prawo i powiedzieć „Tak jest!” I do przodu.

- Ile koleżanek na podobnym stanowisku pracuje obecnie w Pani brygadzie?

Jejku, w sumie to nawet kilka! Na pewno są dwie, które służyły ze mną w Korpusie Królewskich Inżynierów, Elektryków i Mechaników. Na poziomie jednej gwiazdki jest to całkiem rozsądna grupa. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, że mogłam pracować z kobietami, szczególnie pod dowództwem Gen. Sharon, zastępczyni szefa sztabu generalnego. To nasza pierwsza kobieta z trzema gwiazdkami, jest naprawdę niezwykła i inspiruje nas wszystkim, co robi.

- Ostatnie dwa lata to intensywne angażowanie się wojska w pomoc w szpitalach i ambulatoriach.  Czy Pani jednostka była zaangażowana w pomoc podczas pandemii Covid-19? 

Tak, Zostałam zmobilizowana podczas pandemii COVID-19. Zaopatrywaliśmy szpitale, testowaliśmy punkty mobilne, pomagaliśmy w ambulatoriach. To wszystko działo się bardzo szybko, ale nasza odpowiedź na te wyzwania była adekwatna. Nasz 23-osobowy sztab w ciągu 2 tygodni rozrósł się do ponad 250 ludzi. Osiągaliśmy bardzo dobre rezultaty i rzeczywiście mieliśmy wpływ na społeczeństwo. Ta misja to była zdecydowanie „domowa operacja". 

- To dlatego kobiety powinny służyć w wojsku?

Są tak samo zdolne jak mężczyźni. Potrafią dać z siebie tyle samo jeśli nie więcej, niż oni. Dla kobiet to też bardzo satysfakcjonująca praca. Pozwala nam na rozwój osobisty, na podejmowanie dużej odpowiedzialności. Patrząc wstecz na moją karierę, robiłam rzeczy, których nigdy nie zrobiłabym, gdybym nie służyła w armii. Myślę, że każdy bez względu na płeć, powinien mieć okazję, aby skorzystać z tej szansy. Poszerzamy perspektywę, spojrzenie na różne sytuacje. Mamy trochę inny pogląd na niektóre rzeczy. Mówi się, że drużyna jest taka silna jak silne są jej części. Taka organizacja jest zdrowsza, mocniejsza i bardziej otwarta.

- I nigdy nie myślała Pani o robieniu czegoś innego w życiu?

Nie! Autentycznie nie. Nigdy nie miałam takiego dnia, w którym myślałam „Uh nie mam na to siły.”. Czerpię przyjemność z każdego dnia. Każdy dzień ma swoje wyzwania i każdy jest inny, ale ostatecznie to ludzie, z którymi pracuję są wyjątkowi. To braterstwo i poczucie bycia w grupie, praca zespołowa i osiąganie wspólnych celów. Moim zdaniem  to najlepsze środowisko, w jakim można się znaleźć.

- Z jakimi wyzwaniami mierzy się Pani teraz?

Niestety moja kariera dobiega końca, ale chciałabym cofnąć czas. Mieć 21 lat i być jedną z tych młodych pań w pokoju rekrutacyjnym, abym mogła zrobić wszystko od początku. Teraz możliwości są znacznie lepsze. Jest zdecydowanie więcej rzeczy, które można robić. Gdy ja zaczynałam karierę, nie było zbyt wielu opcji. Niczego nie żałuję, ale wtedy chciałabym mieć więcej możliwości. Zbliżam się do ostatnich pięciu lat mojej służby, więc będę starała się wykorzystać je jak najlepiej! Moim wyzwaniem jest kontynuowanie tego co robię, tak długo, jak to możliwe.

- Planuje Pani przejść na emeryturę?

Mogę pracować do sześćdziesiątki, ale tylko wtedy,  jeśli będzie dla mnie wolne stanowisko, więc czekam na to, co przyniosą następne lata. Niezależnie od tego co przyniesie przyszłość, a chciałabym, żeby przyniosła jak najwięcej, to nadejdzie taki dzień, w którym będę musiała odejść z zawodu i zająć się czymś innym.

- Zastanawiam się czy będzie Pani chciała spędzać więcej czasu w ogrodzie?

Oczywiście, że bym chciała! Szczerze mówiąc, będę przykładała się do wszystkiego, do czego się zabiorę. Jestem również honorowym pułkownikiem Armii Kadetów, młodzieży szkolnej która trenuje musztrę. To rola doradcza więc wiążę z nią pewne nadzieje. Kadeci to wspaniała organizacja, nie wiem, czy macie taką w Polsce. Statystycznie dzieciom z takich organizacji jest łatwiej znaleźć pracę, nie miewają konfliktów z prawem i rzadziej cierpią z powodu chorób psychicznych czy uzależnień. To stwarza lepsze możliwości rozwoju. To jest coś, czym chce się zajmować Tak, na pewno znajdę sobie jakieś zajęcie.

Tłumaczenie: Michał Chmiel/ por. Marek Załuski/ Joanna Gąska