- A
- A
- A
Wielka kradzież, czy doskonałe oszustwo? Skandal w centrum Krakowa
Zaginęło 13 futer sobolowych, 10 tysięcy franków francuskich, 650 tysięcy funtów szterlingów oraz kilka garniturów biżuterii. Czy sprawca został zatrzymany? Sprawa Marii Ciunkiewiczowej rozpalała umysły krakowian w XX-leciu międzywojennym. "Tajny Detektyw" i inne pisma relacjonowały proces. Był tym głośniejszy, że w grę wchodziła reputacja jednego z najlepszych i najdroższych hoteli krakowskich, Grand Hotelu. Miał nie tylko oświetlenie elektryczne i bieżącą wodę, ale gościli w nim m.in. Henryk Sienkiewicz, a Jan Kiepura koncertował stojąc w oknie. Po latach przy jednym ze stolików spotykała się elita krakowska, a na tyłach działała słynna księgarnia. Tymczasem sprawa Marii Ciunkiewiczowej wciąż budziła emocje. Agnieszka Kuźma, licencjonowany przewodnik po Krakowie i Marzena Florkowska wyruszają jej śladem.Jak ten Grand Hotel przy ulicy Sławkowskiej wyglądał, bo to nie był taki po prostu zwykły hotel?
Nie, to absolutnie nie był zwykły hotel. Na tamte czasy był hotel bardzo nowoczesny, bardzo też stylistycznie pięknie urządzony, z ciekawą architekturą, elegancki, i śmiało możemy go porównywać z najlepszymi hotelami europejskimi. Co więcej, wnętrze oferowało znakomicie urządzone nowoczesne pokoje, były windy, była bieżąca woda, prąd elektryczny, bo Grand Hotel miał generatory prądu wcześniej niż chociażby budynki użyteczności publicznej na krakowskim Rynku. I do dzisiaj, jak wchodzimy od ul. Sławkowskiej, mamy tę piękną markizę w stylu secesyjnym, detale właśnie architektury XIX-wiecznej, jest sala lustrzana, są popiersie bywalców. To jest po prostu ogrom historii Krakowa.
I do takiego hotelu przyjeżdżają dwie kobiety. Zresztą gdybyśmy przeglądali prasę krakowską, choćby "Czas krakowski" z XIX wieku, to tam zwykle było napisane, kto się w którym hotelu zatrzymywał. Zatem właśnie do tego hotelu Maria Ciunkiewiczowa przyjechała, zawitała z wielkim bagażem.
Tak, pani Maria Ciunkiewiczowa przebywa z przyjaciółką, panią Zakrzewską z Warszawy. Sama pani Maria mieszkała na stałe we Francji. Posiadała pałacyk w Paryżu i piękną posiadłość w Normandii. Kiedy była w Warszawie, przydarzyła się choroba, zapalnie płuc i jeden z lekarzy polecił jej, żeby pojechała do Zakopanego, kurować nadwątlone zdrowie.
Pani Maria postanowiła zatrzymać się w Krakowie, w drodze do stolicy polskich gór, i jeszcze zasięgnąć opinii innych medyków. Kiedy zjawiła się w Grand Hotelu, obsługa wspominała, że wniesiono do jej pokoju ogromnie ciężkie walizki. Co ciekawe, pani Maria niczego nie chciała zdeponować w sejfie, bo twierdziła, że zatrzymuje się dosłownie na dwa dni, że nie ma takiej konieczności.
Cała sprawa przydarzyła się, gdy panie jadły obiad w hotelowej restauracji. Na chwilkę pani Maria Ciunkiewiczowa opuściła przyjaciółkę deklarując, że idzie do apteki po środki na migrenę, która ją męczyła. Po skończonym posiłku, kiedy poszła się przygotować do wyjścia na miasto, zaalarmowała służbę hotelową, że została okradziona. Nieznany sprawca dostał się do pokoju, rozciął walizy i zabrał olbrzymi majątek.
Przypomnijmy, jaki to był majątek. Co ona przywiozła do Krakowa, jadąc na kurację do Zakopanego?
Jak sama twierdziła, wzięła tylko podręczne przedmioty, ale okazuje się, że właśnie w tych walizach miała 13 futer sobolowych. Do tego 10 tysięcy franków francuskich i początkowo deklarowała, że jest 650 tysięcy funtów szterlingów. Kiedy śledczy dziwili się, jakim cudem zmieściła taką sumę pieniędzy, pani Maria zaczynała zmieniać zdanie. Mówiła, że było to nie 650 tysięcy, tylko 65 tysięcy, a później sześć i pół tysiąca.
I z uśmiechem stwierdziła, że dla ludzi bogatych jedno, dwa, zera nie mają znaczenia. Śledczy się dziwił, jakim cudem przekroczyła granicę z takim majątkiem, bo jednak powyżej pewnej kwoty powinna zapłacić cło. Maria Ciunkiewiczowa słynęła z wielkiej urody i charyzmy i podobno właśnie, kiedy jechała do Warszawy, w pociągu spotkała znajomego dyplomatę, który przekonał celników, że to jest jego znajoma i że nie muszą kontrolować bagażu.
W ten sposób właśnie, z takim ogromnym majątkiem pojawia się w Krakowie. Deklarowała też, że miała kilkanaście garniturów biżuterii, w tym diamenty, szmaragdy, cenne kamienie oprawione w platynę. Śledczy na podstawie tego, co zgłosiła, wycenili, że to było 20 milionów złotych. To była suma niewyobrażalna.
Podczas procesu żartowano, że takie to są współczesne francuskie damy, które wożą jedną parę bielizny, ale trzynaście futer. Wypożyczono takie futra właśnie z zakładu kuśnierskiego i spróbowano układać je w tym jednym kufrze, ale nie zmieściły się.
Poza tym śledczy wykorzystywali nowe metody, czyli np. pobierali próbki, co się mogło znajdować w tych bagażach i odkryto, że są ślady węgla. Co więcej, kiedy od razu zostają wezwani śledczy, to zauważyli, że w pokoju było bardzo gorąco, a tego dnia jeszcze pokojówki nie paliły ani w piecu, ani w kominku. Stąd pojawiła się teoria, że te bagaże Pani Ciunkiewiczowej były wypełnione węglem, który ona sukcesywanie spalała.
Kiedy zniknęła ostatnia sztuka, postanowiła zgłosić kradzież. Śledczy zwrócili uwagę, że mimo, iż pani Maria podkreślała, że jest incognito (ale jednak będąc w tak eleganckim hotelu, specjalnie go zresztą wybrała ze względu na prestiż), to aż dziwne, że nie nosiła żadnej biżuterii. Że tak elegancka francuska dama chciałaby jednak jakąś skromną kolię, pierścienie czy kolczyki założyć, a tutaj obie panie wyglądały wręcz smutno i nawet troszeczkę prowincjonalnie.
Wszystko rzeczywiście zostało ukradzione, czy to było wielkie oszustwo?
Tak naprawdę to była chyba taka rozpaczliwa próba Marii Ciunkiewiczowej ratowania finansów z tego względu, że rok 1929 to był kryzys gospodarczy. Wielu milionerów, firm zostało tym kryzysem dotkniętych. Pani Maria deklarowała, że nie, ale mimo wszystko jednak utrzymanie dwóch posiadłości, podróże do Londynu wymagały ogromnych nakładów finansowych. Co więcej trzeba jej oddać, że nie zapominała o Polonii, o emigrantach, wspierała nowe talenty i prawdopodobnie widząc właśnie, że majątek już się nie pomnaża, tylko kurczy, postanawia uzyskać odszkodowanie z firmy ubezpieczeniowej, bo bagaże ubezpieczyła wtedy na ogromną sumę 3,8 miliona franków. To był ogromny majątek.
Ukryła cały ten majątek w Warszawie i do krajowa przyjechała z kuframi, ale wypełnionymi węglem…
Czy to był wielki proces w Krakowie, czy mówiło się o tym?
O tym procesie pisały wszystkie czołowe gazety, prasa specjalnie podsycała temat. Przed sądem miała stanąć kobieta bardzo bogata z tajemniczą przeszłością. Proszę pomyśleć - proces był reklamą dla Krakowa. Czasopismo "Tajny detektyw", prowadzone przez Mariana Dąbrowskiego, opisywało ze szczegółami sprawę i relacjonowało proces. Nic dziwnego, że cała ulica Krakowa żyła tym procesem.
Z drugiej strony reputacja hotelu mogła być trochę nadszarpnięta, skoro w murach tak zacnego i eleganckiego hotelu była możliwa taka kradzież.
Dlatego właśnie hotel bardzo mocno współpracował ze śledczymi. Badano wszelkie możliwe tropy. Czy ktoś mógł się dostać wejściem ewakuacyjnym. Badano stan drzwi prowadzących do pokoju numer 29, bo tam pani Maria Ciunkiewiczowa zamieszkała, i nie znaleziono żadnych śladów po wytrychach i jakichkolwiek uszkodzeń. Dla spokoju sprawdzono sąsiednie drzwi. Czy przypadkiem tam nie mógł się ukryć ten potencjalny złodziej, tym bardziej, że podczas procesu pani Maria tłumaczyła, że będąc w pokoju, poprawiając fryzurę przed posiłkiem, usłyszała tajemniczy hałas z sąsiedniego pokoju, a za chwilkę rozległo się pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyła, nikogo nie było. Dzięki uprzejmości właścicieli hotelu dokładnie zbadano drogę ucieczki przez kuchnię, okno.
Jaki zapadł wyrok?
Pani Maria pytana przez sąd mówiła, że jest niewinna, do końca. W procesie poszlakowym uznano ją winną oszustwa i została skazana na 15 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat i utratę praw publicznych też na okres 5 lat.
Oczywiście pani Maria składała apelację, która nie została uwzględniona. I jeszcze próbowała po raz kolejny oszukać, co miało dowieść, że mówiła prawdę. Bardzo prędko śledczy dowiedzieli się, że po Krakowie jeździło dwóch panów taksówkami, dorożkami, którzy płacili funtami, frankami i mieli każdemu opowiadać, że mają pieniądze dzięki takiemu właśnie włamaniu. Oczywiście obydwaj panowie zostali błyskawicznie zatrzymani przez policję i przesłuchani. Przyznali, że pewna elegancka dama poprosiła ich o taką drobną przysługę.
I to bardzo mocno podkopało wiarygodność pani Marii Ciunkiewiczowej. Wyrok podwyższono. Pani Maria Ciunkiewiczowa zmarła w 1943 roku. Do końca uważała, że padła ofiarą podłej grabieży i że przez to, że była kobietą samotną, nikt nie uwierzył w jej słowa.
W Grand Hotelu bywali wielcy ludzie, bo skoro to był jeden z najnowocześniejszych hoteli w centrum, w sercu Krakowa, no to nie tylko Maria Ciunkiewiczowa się tam zatrzymywała. Wielkie nazwiska, przypomnijmy niektóre.
W XIX wieku jedną z najsłynniejszych postaci był noblista Henryk Sienkiewicz, który miał tam swój ulubiony pokój i codziennie rano o dziesiątej zjawiał się w kawiarni, żeby wypić kawę ze śmietanką. W tamtym okresie bywał np. Józef Piłsudski, zatrzymywał się Jan Kiepura, który nawet odbył taki koncert stojąc w oknie. Oczywiście też w hotelu bywali prezydenci, premierzy. Co więcej, jeśli chodzi o restauracje, o kawiarnie, to był tam stolik, gdzie zasiadali redaktorzy właśnie Ilustrowanego Kuriera Codziennego, był stolik profesorski.
Jeśli mówimy o Grand Hotelu i o różnych historiach z tym miejscem związanych, to on zawitał także w filmie, najpierw w książce "Zaklęte rewiry", a potem Janusz Majewski nakręcił film pod takim tytułem. To z kolei były kulisy pracy kelnerskiej.
Dokładnie, taka można powiedzieć. Historia hotelu od kuchni. Tym bardziej, że właśnie autor Tadeusz Kurtyka posługując się pseudonimem Henryk Worcella opisał historię początkującego kelnera z prowincji, który szkolił się w fachu w tym właśnie hotelu.
Sukces książki spowodował, że postanowiono nakręcić film. Chociaż tutaj ciekawostka, że wnętrza wtedy Grand Hotelu nie nadawały się jako plener filmowy i wykorzystywano wtedy między innymi Grand Hotel w Pradze.
Ale już w Grand Hotelu, tym współczesnym był kręcony film Vinci.
Grand Hotel idealnie pasował, bo mówiliśmy o sprawie Ciunkiewiczowej, a tutaj kolejne wielkie oszustwo, kradzież Damy w łasiczką Leonarda da Vinci.
Komentarze (0)
Najnowsze
-
23:04
Dlaczego mieszkańcy Małopolski są długowieczni?
-
22:55
Budynek badawczy "A" na Kampusie Medycznym UJ otwarty
-
22:38
To tutaj będą szukać najlepszych terapii. Budynek badawczy "A" na Kampusie Medycznym UJ gotowy
-
22:14
Kocia strefa w Krynicy - tu zwierzaki są bezpieczne i dokarmiane
-
21:45
Co i kogo zobaczysz po drugiej stronie lustra? Nowa atrakcja na zamku w Muszynie
-
20:49
CBA zatrzymuje nowosądeckich urzędników. "Podejrzenie sprzeniewierzenia środków publicznych"
-
17:55
Polacy i muzyka klasyczna: klikają w sieci, ale nie klaszczą w filharmonii, bo ich tam nie ma
-
17:30
Magiczne lustro na zamku w Muszynie
-
17:27
Koci zakątek w Krynicy-Zdroju
-
17:00
Opera Krakowska wzmacnia ochronę. Efekt incydentu podczas spektaklu "Ariadna na Naxos"
-
16:45
Szef tarnowskiej policji odwołany ze stanowiska. Powodem sprawa naczelnika drogówki?
-
15:05
Mity na temat raka piersi