W sobotę w całej Polsce Konfederacja planuje antyimigranckie manifestacje. Czy Urząd Wojewódzki wie dokładnie, gdzie się odbędą w Małopolsce tego typu manifestacje?
Nie mamy jeszcze takich informacji sprecyzowanych, aczkolwiek na pewno będziemy mieć dzisiaj do popołudnia już takie ściślejsze. Ale wydaje mi się, że nie będzie to aż tak masowe, jak zapowiada Konfederacja.
„Gazeta Wyborcza” publikuje sondaż, z którego wynika, że ponad połowa badanych popiera obywatelskie patrole na granicy. Może po prostu antyimigranckie są dzisiaj nastroje społeczne?
Nie są tylko w Polsce. Myślę, że są w ogóle w Europie i na świecie. Wczoraj widziałam też materiał z Hiszpanii — dało mi to dużo do myślenia. Natomiast bardzo nieładnie, że podgrzewamy te nastroje, że są środowiska - właśnie konfederackie, które uważają, że podgrzewanie daje nam jakieś nowe otwarcie. To bardzo niebezpieczna gra w Polsce.
Na pewno dodaje punktów sondażowych, bo politycy doskonale czytają nastroje społeczne.
Dodaje tej części, która uważa, że to jest ogromne zagrożenie stojące przed Polską. Myślę, że ta druga połowa społeczeństwa jednak rozumie pewne rzeczy, jest otwarta na argumentację i tak łatwo nie daje sobą manipulować.
Sięgnę po fragment pani rozmowy z „Głosem 24”: „Ostatnie tygodnie, może miesiące, może rok to czas, kiedy zmasowany atak poszedł w kierunku straszenia innymi ludźmi. To celowa akcja, dlatego że nie mamy na razie przejawu jakiejś agresji ze strony tych osób, o których mówimy”. Tak pani mówi o tych nastrojach antyimigranckich. Ale czy za te nastroje nie odpowiada również koalicja rządząca? Z prawicowym językiem, jaki w kampanii podchwycił Rafał Trzaskowski?
Na pewno ten język nie był do końca właściwy i wcale się z tym nie zgadzałam. Niestety taka, nie inna formuła została ustalona. Natomiast powiem też, że bardzo dużo mówiliśmy o tym, żeby nie antagonizować społeczeństwa. Nadal tak mówimy. Uważamy, że czas jest trudny — w Polsce, w Europie, w świecie. Za naszą granicą trwa wojna. Antagonizowanie i pokazywanie jednostkowych przypadków, które w całym kraju i Europie mogą się zdarzyć, jest wyjątkową nieodpowiedzialnością.
Ale z Centrów Integracji Cudzoziemców obecna władza też tak rakiem się wycofuje.
Nie wiem, czy my się wycofujemy. Po prostu musimy to trochę przeformułować. Chcemy to zrobić w zgodzie ze społeczeństwem z danego obszaru. Musimy wytłumaczyć ludziom, że te centra to nie placówki pobytowe, tylko informacyjno-usługowe dla dużej grupy osób przyjeżdżających z zagranicy. Głównie myśleliśmy tu o Ukraińcach i Białorusinach — żeby jak najszybciej nauczyli się języka, zaadaptowali zawodowo i włączyli się w rynek pracy. 76% tych osób już pracuje. Warto, żeby reszta miała taką szansę.
Ale inni politycy koalicji rządzącej nie tłumaczą zasadności tych centrów tak jak pani. Raczej rzucają winę na poprzedników, że to PiS te centra wprowadził.
Mamy problem z postawą PiS, które nagle zmieniło interpretację tych centrów o 180 stopni. Oczywiście bardzo dużo zrobiliśmy w Małopolsce, by aktywizować — włączyły się NGO-sy i stowarzyszenia. Dużo osób już wyszło do samodzielności i będziemy to kontynuować, czy to poprzez centra, czy inne programy. Naszym celem jest maksymalna aktywizacja osób tu przebywających na stałe.
A inny cel to uniknięcie wydarzeń jak w Zamościu, Gorzowie czy Wałbrzychu?
To bardzo trudny temat — tu potrzebna jest edukacja powszechna. Taki wywiad jak dziś to też forma edukacji, ale trzeba iść dalej: do szkół, do mediów, edukować społeczeństwo, że różnorodność nie jest złem.
Arcybiskup Ryś napisał list, który będzie odczytany w niedzielę. Cytat: „Hejt, strach przed obcym, stereotypy, nienawiść stają się argumentem ważniejszym niż racje ludzkie i ewangeliczne”. Oczekuje pani podobnych słów ze strony metropolity krakowskiego?
Oczywiście, że bym oczekiwała. Bardzo dziękuję księdzu kardynałowi Rysiowi za wspaniałe słowa i list — przeczytałam go z wielką uwagą i zamieściłam na swoim Facebooku. To mądry głos w tej dyskusji, głos człowieka wiary i miłości bliźniego. Argumentacja w liście jest dla każdego katolika niezbędna do zrealizowania.
Ale to głos arcybiskupa Rysia. A co z resztą hierarchów?
Jestem zdziwiona, bo tych głosów nie słyszę albo słyszę w bardzo małym wymiarze. Ale liczę, że kardynał Ryś rozpoczął dyskusję.
Jak państwo, jako koalicja 15 października, odpowiedzą na manifestacje, które odbędą się jutro m.in. w Chrzanowie i Wadowicach?
Musimy odpowiedzieć edukacją. Nie możemy reagować agresją ani retorsją, ale warto rozmawiać, tłumaczyć i łagodzić temperaturę sporu — tylko poprzez dialog.
Polityka senioralna to kolejna rzecz, którą się pani zajmuje. W sprawie renty wdowiej od początku lipca wypłacono około 150 mln więcej. Nie brakuje jednak rozczarowanych niewielkim wzrostem świadczeń. Może zasady są zbyt skomplikowane, zwłaszcza dla starszych osób?
Oczekiwania społeczne były większe — mówiono o 25, 30, a nawet 50%, co nie było realne na początku. Cieszę się, że wypłaty ruszyły 1 lipca. To nie jest prosty zestaw, ale to ZUS wylicza świadczenia. Ważne, żeby dobrze złożyć wniosek — tu ZUS bardzo pomaga. Nie każdy potrafi to sam obliczyć. Trzeba ustalić tzw. rentę rodzinną, by znać bazę. Na pewno są rozczarowani, ale wielu seniorów dziękuje za tę inicjatywę. Dziś to 15%, ale będzie zwiększane do 25% — to już będzie znacząca kwota.
Ale kolejnym rozczarowaniem może być 14. emerytura, pomniejszona o większe dochody emerytów.
Zawsze trzeba kompensować — trzynastki wypłacamy wszystkim, czternastka jest uzależniona od dochodów. Inflacja dziś jest niższa, więc rewaloryzacja i świadczenia muszą odpowiadać tej sytuacji. Generalnie seniorzy, z którymi mam kontakt, są zadowoleni z polityki senioralnej — mamy wiele działań na ich rzecz, których brakowało przez lata.
Nowe świadczenie to ma być bon senioralny — ponad 2 tys. zł dla osób 75+. Realny wydaje się ten start?
Tak, po wakacjach projekt trafi pod obrady Sejmu. To dopełni trudny obszar: niesamodzielność i potrzeba stałej opieki. Bon daje możliwość zatrudnienia opieki fachowej, tak by osoby z rodziny mogły pozostać na rynku pracy. To szansa na nowe zawody. Oczywiście, najpierw trzeba ustalić potrzeby konkretnej osoby.
Ale potrzeba będzie ponad 47 tys. opiekunów.
Myślę, że więcej. To duże zadanie dla gmin. Ale te osoby nie muszą mieć pełnych kwalifikacji — będzie trzymiesięczne szkolenie. To może być np. sąsiad, starsza pani z energią. To mogą być też studenci, wolontariusze, którzy chcieliby zarabiać.
W przypadku dwóch osób w rodzinie dwie pensje minimalne. To dla tych osób będzie to dodatkowe świadczenie?
Tak. Kryterium dochodowe będzie tutaj obowiązywać po obu stronach.