Zapis rozmowy Marcina Golca z posłanką PO, Urszulą Augustyn.

Od ponad miesiąca trwa wojna w Ukrainie. Co panią bardziej zaskoczyło? To, że Putin zdecydował się na ten krok, czy to, że ludzie tak pozytywnie zareagowali na masę uchodźców wojennych?

- Nie zaskoczyło mnie ani jedno, ani drugie. Joe Biden od tygodni mówił głośno o inwazji, wojnie. Dziś się dowiadujemy, że nasi rządzący wiedzieli o tym od listopada. Trudno mówić o zaskoczeniu. Nie zaskoczyło mnie, ale ucieszyło bardzo to, jak Polacy zareagowali. To nie pierwszy raz. Polacy zwykle tak reagują. Jest solidarność, poświęcenie, gdy tego potrzeba. Złośliwi mówią, że Polacy potrzebują wspólnego wroga, żeby być jednością. Tak. Tu mamy tego wspólnego wroga. Nim jest Putin. Obywatele ruszyli do pomocy. To cudowne doświadczenie. Sama pomagam. Ludzie nie czekają, pomagają. Następna refleksja. Ludzie pomagają, świetnie działają samorządowcy, ale to nie oznacza, że nie potrzeba koordynacji. Potrzeba nam rządu, który potrafiłby szybko i sprawnie działać.

Rząd mówi, że działa, że robi.

- Już są memy na ten temat. Gdyby nie ludzie i samorządy, ta pomoc nie byłaby skuteczna. Ona ma wiele mankamentów. Brakuje tego palca wskazującego. Jeszcze jedna, pilna rzecz. To pieniądze europejskie. Dlaczego rząd nie sięga po pieniądze, które są na pomoc uchodźcom? To miliardy. Warto. Wielu Ukraińców nie chce z Polski wyjeżdżać. Inne kraje Unii i spoza Unii solidarnie reagują, ale ci ludzie chcą być blisko swojego domu. Oni mają nadzieję, że za chwilę wrócą. Dom jest zrujnowany, trzeba go będzie odbudować, ale oni chcą być blisko.

Na razie są u nas, choćby w Tarnowie. Próbują się aklimatyzować. Dzieci idą do szkół, przedszkoli. Mam wrażenie, że ten system nieco nie jest gotowy, ale trudno, żeby był gotowy na taką ilość ludzi. Brakuje nauczycieli, nostryfikacji dyplomów nauczycieli ukraińskich. Samorządy różnie podchodzą. Jedne tworzą oddziały integracyjne z klasami przygotowawczymi, inne chcą tworzyć szkoły ukraińskie z ukraińskimi dziećmi i ukraińskimi nauczycielami. Jest złoty środek?

- Nie ma. Zawsze trzeba reagować elastycznie. Nikt z nas nie potrafi powiedzieć, ile mamy czasu. Jak długo oni u nas będą? Chciałabym, żeby byli jak najdłużej. Nie życzę im oczywiście wojny. Nie powinno jej być, ale uchodźcy są nam potrzebni. Zajmujemy się nimi z odruchu serca. Chciałabym, żeby czuli się tu jak w domu, żeby sami zdecydowali, jak długo chcą tu zostać. Klasy integracyjne są potrzebne. Nie ma złotego środka. Nikt nie wyliczy, ilu uchodźców pośle swoje dzieci do danej szkoły. Jak jest kilkoro dzieci w różnym wieku, im potrzeba czasu do adaptacji. Znam głosy, że polskie dzieci cudownie reagują na kolegów z Ukrainy. Sami chcą pomóc, mimo że każde kolejne pokolenie po moim ma problemy z cyrylicą, zrozumieniem tego języka. Przygotowanie młodych ludzi do wejścia w nasz system jest trudne. Nie jest tak, że bierzemy kogoś do klasy, robimy mu miejsce, uśmiechamy się i będzie ok. Nie. Potrzeba im wszelkiego wsparcia. To wielkie traumy. My mamy z tym kłopot. Za chwilę Polacy zapytają, dlaczego nie ma opieki psychologicznej dla naszych dzieci. Mamy trudny moment po dwóch latach pandemii. Nasi uczniowie też mają problemy z psychiką po izolacji. To sprawdzian dla nauczycieli, samorządów, rodziców, obywateli i rządu.

Póki co sprawdza się inicjatywa oddolna. Ludzie próbują łatać dziury w systemie?

- Ciągle niestety. Rząd jest spóźniony. Obywatele i samorządy działają szybciej. Rząd jest z tyłu. Minister Czarnek mówi, że oni zaraz wrócą do swojego domu i do swojej szkoły. To niepoważne. Do czego mają wrócić? Mniej dotknięta wojną jest Ukraina zachodnia. Na wschodzie nie ma do czego wracać. To ruina. Ci ludzie chcą pomocy tutaj i muszą ją uzyskać. Przygotowanie pieniędzy na wsparcie samorządów to pierwsza rzecz. W Tarnowie widać, że przyjechali ukraińscy nauczyciele, psychologowie, lekarze. Można korzystać z ich pomocy, znajomości języka. Oni dotrą do dzieci, rodziców. Mamy masę kobiet, które traumy też doznały. Im też trzeba pomocy. Zatrudnianie tych ludzi… To honorowi ludzie. Oni nie przychodzą po coś. Oni chcą zapracować na utrzymanie. Do tego są potrzebni. W Tarnowie już są zatrudniane nauczycielki z minimalną znajomością języka polskiego. Potrzebni są pedagodzy, psychologowie. Potrzebna jest też pomoc dla dorosłych. Jesteśmy na finiszu przygotowania takiego rozwiązania, żeby dorosłym też pomóc w przygotowaniu się do komunikacji. Zapraszamy te kobiety do miejsc, gdzie będą mogły usiąść, wypić kawę, ktoś zajmie się ich dziećmi. One będą mogły ze sobą porozmawiać. Ci ludzie są głównie w domach prywatnych, nie mają na co dzień możliwości rozmowy ze sobą. Trzeba ich też uczyć języka.

Minister Czarnek proponuje wprowadzenie przysposobienia obronnego. To też w kontekście wojny w Ukrainie. Jest koniec marca. Uda się do września?

- Pan Czarnek robi zawsze wszystko na ostatnią chwilę lub po czasie. Nie ma co się dziwić, że ma takie pomysły. Pan Czarnek powinien zobaczyć, że w szkołach wiele takich tematów jest realizowanych.

Na strzelnicę nikt nie chodzi.

- Nikt, ale nie mam poczucia, że dzieci powinny chodzić na strzelnicę. To bzdurny pomysł. Nastolatkowie być może. Pan Czarnek powinien odkryć, że w szkole od dawien dawna uczymy pierwszej pomocy. Jurek Owsiak realizuje też wiele rzeczy. To jest od dawna w podstawach programowych. Najmłodsze dzieci już mają takie zajęcia. Nie ma potrzeby dodatkowego przedmiotu. W szkole obecnie dzieci się uczą zbyt wielu rzeczy, często zbyt krótko potrzebnych. Wprowadzanie nowego przedmiotu nie jest mądre. Wprowadzanie tematu tak, ale trzeba go wprowadzać tak, żeby zrozumieć, że mamy XXI wiek.

Czyli porozkładać po innych przedmiotach?

- Cała podstawa programowa powinna być przeglądnięta. Nauczyciele od dawna o tym mówią. Finlandia, na którą często się powołujemy, proponuje, żebyśmy się nie uczyli przedmiotami, ale blokami. To nauczanie problemowe. Trzeba zmienić sposób patrzenia. Jak udzielać pierwszej pomocy? Jak być bezpiecznym? To jest ważne, ale to musi być w odniesieniu do współczesności. Nie tylko karabin do ręki i strzelnica. To zbyt proste, przestarzałe.

Od wczoraj zniesiony został nakaz maseczek, zostają tylko w jednostkach zdrowia. W szkołach można już bez maseczek. Dobrze? Źle? Niektórzy mówili, że szkoły to wylęgarnie wirusa. Podobno wirus jest w odwrocie.

- Jak odetchnęliśmy, to oddychamy też wirusami. Nie da się przesiewać tego bez maseczek. Epidemiolodzy twierdzą, że nieco za szybko. Pogoda sprzyja odstawieniu maseczek, ale trzeba zdrowego rozsądku. Jak idziemy w skupiska ludzi, warto pamiętać o masce. Jest nas o dwa miliony więcej. Skoro tak to wirusa jest nieco więcej. Problem szczepień dalej jest do rozwiązania dopiero.

Te dwa miliony więcej na pewno wpłyną na to, jaka Polska będzie w przyszłości. Część Ukraińców u nas zostanie. To zmieni obraz społeczeństwa?

- Polska od dawna była tyglem kultury. Polska potrafiła zawsze współpracować z innymi. W każdym społeczeństwie są tacy, którzy się na to godzą i tacy, którzy nie przyjmują tego do wiadomości. Ja bym chciała, żebyśmy byli krajem otwartym na innych. Inni też wiele razy nam udzielali swojej pomocy. Nikt nie patrzył na kolor skóry, wyznanie. Im więcej w nas różnorodności, tym mocniej powinniśmy potrafić realizować naszą chrześcijańską, tolerancyjną domenę otwarcia na innych. Jak my chcemy się dobrze czuć w Schengen, żeby nigdzie nikt na nas krzywo nie patrzył, tak samo my musimy traktować innych. Jesteśmy społeczeństwem starzejącym się. Mądrością naszą powinno być to, że im więcej zaprosimy ludzi, z którymi się rozumiemy, tym łatwiej będzie nam gospodarczo przetrwać trudne lata.