Jest pani zadowolona z wystąpienia Rafała Trzaskowskiego podczas ostatniej debaty przed pierwszą turą wyborczą?
- Tak. Jestem bardziej zadowolona z wczorajszego spotkania na krakowskim Rynku. To fantastyczne spotkanie i wielkie zainteresowanie mieszkańców Krakowa i Małopolski. Nie tylko był tam Tarnów, ale też Nowy Sącz, Zakopane, masa osób z Małopolski. Spotkanie było energetyczne. Jego wystąpienie, wystąpienie jego żony było pięknie oklaskiwane. Te tłumy napełniają serce otuchą.
W zgodnej opinii komentatorów, wracając do tej debaty poniedziałkowej, zawiedli faworyci. Prezydent Warszawy był wyraźnie zmęczony, agresywny. Nie mamy sondaży przygotowanych już po debacie, ale chyba nie doszłoby do odbicia Rafała Trzaskowskiego. Tym bardziej, że ten sondaż IBRIS-u publikowany dzisiaj pokazuje raczej tendencję spadkową.
- Ja bym powiedziała, że tendencję stabilną pokazuje. To ciągle około 31-33%. To stabilnie się trzyma. Nie ma powodu, żeby mówić o spadkach. Ja się zmęczeniu kandydatów nie dziwię. Kampania jest bardzo długa, kosztowna emocjonalnie i fizycznie. Agresji ze strony Rafała Trzaskowskiego nie zobaczyłam.
Jaką przewagę, ile punktów procentowych przewagi Rafała Trzaskowskiego nad Karolem Nawrockim uzna pani po pierwszej turze za bezpieczną? 5 punktów procentowych, 7? Jaki poziom byłby w pani ocenie bezpieczny.
- Żadnej przewagi nie uznam za bezpieczną. Wszystko jest w rękach wyborców. Sondaże pokazują, że Rafał wygra. Cieszę się, ale niejeden dzielił skórę na niedźwiedziu. Będziemy pracowali do końca II tury, żeby Rafał Trzaskowski był prezydentem. Nikt nie jest pewny do momentu ogłoszenia wyników.
Co prezydent Warszawy powinien zrobić z kopertą, którą dostał od Karola Nawrockiego?
- Przeczytać. Najpierw powinien to jednak zrobić Karol Nawrocki. Jego sztab mówi, jaki to dobry człowiek. Byłby takim, jakby się wywiązał z tego, co obiecał panu Jerzemu. Jak miał się nim opiekować, powinien to robić. Pokazanie numeru konta DPS to wskazówka, jak można przyzwoicie z tego wybrnąć. To normalny odruch. Wyborcy słuchają pana Nawrockiego, który mówi, jak uratował pana Jerzego. Przed czym? Na razie miasto Gdańsk się nim opiekuje. Powodów do chwały pan Nawrocki nie ma.
Kandydat Prawa i Sprawiedliwości odpowiada tą kopertą. Tam jest historia rodziny, która nie spełnia kryteriów związanych z przyznawaniem lokalu komunalnego. Dotyczy to przepisów o zstępnych, a także dochodów na osobę. Sprawa zrobiła się polityczna. Jaką decyzję warszawskiego magistratu pani uznałaby teraz za właściwą, a propos tej rodziny z sześcioletnim dzieckiem?
- Jak dobrze słyszałam wypowiedź naszego kandydata, sprawa jest zbadana. Często kandydat PiS posługuje się półprawdami, niedomówieniami. On puszcza takie informacje, licząc, że nikt się nie wytłumaczy. Nieprawda. Bzdury te nie są prawdziwe. Odwracanie kota ogonem, jak sam nie potrafi udowodnić, że zapłacił za mieszkanie… On się dowiaduje z mediów, gdzie jest teraz pan Jerzy. Odwracanie kota ogonem nie jest najlepszym wyjściem. Polacy by docenili, jakby pan Nawrocki przyznał się do błędu i go naprawił.
Jeszcze raz wrócę do tej historii, bo oczywiście rodzina, jak tłumaczy magistrat, nie spełnia kryteriów związanych z mieszkaniem komunalnym...
- Na razie tłumaczy to pan Nawrocki.
Powinna trafić ta rodzina do lokalu socjalnego?
- Tam, gdzie są urzędnicy, oni są od podejmowania decyzji. Prezydent może zlecić kontrolę. Jak coś jest nie w porządku, można to poprawić. Pan Nawrocki coś, co jest bezczelnością, próbuje przykryć decyzją urzędników.
Sprawa kawalerki Karola Nawrockiego pokazuje, że czas skończyć ze sprzedażą mieszkań komunalnych z bonifikatą?
- Warszawa nie udziela bonifikat.
Kraków udziela od lat 90.
- To decyzje samorządu. Każdy samorząd ma radnych. Oni słuchają obywateli, mieszkańców. Oni podejmują decyzje. Warto słuchać i rozmawiać na radach.
Co by pani w sprawie sprzedaży lokali komunalnych z bonifikatą radziła prezydentowi Krakowa, prezydentowi Miszalskiemu, który jest notabene szefem Małopolskiej Platformy Obywatelskiej? Czy Kraków powinien z tym skończyć? Od lat 90. sprzedał tysiące mieszkań komunalnych z bonifikatą.
- Nie posłowie są od tego, ale samorządy. Ma prezydent radnych. Tam powinna być dyskusja. Czy miasto stać, czy to słuszne, może trzeba zweryfikować kryteria? Jak to jest mieszkaniec, który dba o to mieszkanie od dawna, są to jakieś argumenty. Trzeba dyskutować w radzie miasta.
Oczywiście w radzie ma przewagę Koalicja Obywatelska, w związku z tym sprawa jest prosta, biorąc pod uwagę ten wymiar taki polityczny, związany z decyzją dotyczącą mieszkań komunalnych sprzedawanych z bonifikatą.
- To decyzja rady i samorządu, także prezydenta. Po to tych ludzi wybieramy, żeby oni słuchali mieszkańców. Trzeba dyskutować. Niczego lepszego nie wymyślono niż stół. Przy nim się siada i wypracowuje rozwiązania.
Była pani wiceszefową resortu edukacji. Gazeta Wyborcza pisze o pomyśle resortu edukacji, by w komisji konkursowej wybierającej dyrektora szkoły zasiadali też przedstawiciele samorządu uczniowskiego. Mieliby głos doradczy. Pani poparłaby takie rozwiązania nazywane już „pajdokracją”?
- Uczniowie mają wiele do powiedzenia na temat szkoły. Są samorządy uczniowskie. One też chcą mieć wpływ na to, co w szkole się dzieje. W różnych sprawach samorządy powinny być słuchane. Powinny brać udział w dyskusji. W szkołach ponadpodstawowych są poważni ludzie. Już wtedy nabierają praw wyborczych. To ważny głos. Debata, rozwiązywanie problemów przez dyskusję jest mądrą metodą. Trzeba młodych słuchać. Jak są takie gremia, należy to robić.
Czyli „tak” dla samorządu uczniowskiego w komisjach konkursowych wybierających dyrektorów szkół?
- W szkołach ponadpodstawowych na pewno tak.
Jeszcze sprawa Azotów. Dzisiaj bierze pani udział w spotkaniu poświęconym sytuacji Azotów tarnowskich. „To pozorowane działania, które realnie nie polepszają sytuacji spółki, a jedynie odbywają się kosztem nas pracowników”. - tak związkowcy z tarnowskich Azotów oceniają dotychczasową politykę władz chemicznego potentata w kwestii redukcji zadłużenia. Od początku roku w ramach oszczędności Grupa Azoty m.in. zawiesiła pracownikom część świadczeń dodatkowych. Co dalej? Jaki pomysł? Jaka propozycja dla tarnowskich Azotów?
- Ten głos związków zawodowych to głos tylko Solidarności. Oni nie podnosili larum, jak nie było decyzji w trakcie pandemii, wybuchu wojny. Wtedy rynki się chwiały i należało chronić Grupę Azoty, żeby nie znalazła się ona w takiej sytuacji jak dziś. Oddawaliśmy w 2015 roku Grupę Azoty PiS-owi. Wtedy wartość giełdowa to było 10 miliardów. Dziś to ćwierć z tego. Sytuacja jest dramatyczna. Zmieniła się oczywiście sytuacja globalna: pandemia, wojna. Były wielkie kłopoty. Było jednak też złe zrządzanie. Ktoś mocno zaniedbał stronę pracowniczą i interes Grupy.
Jest jakiś inny masterplan dla Azotów?
- Dzisiaj zarządzający Grupą doprowadzili do tego, że jest za co wypłacać pensje. Jest porozumienie z bankami. Są pomysły, ale o to trzeba pytać szefostwo Grupy Azoty. Oni się dwoją i troją, żeby złagodzić błędy z niedawnej przeszłości.