Iwona Anna Wiśniewska i Dominika Bednarczyk/fot. Sylwia Paszkowska
Krytycy się mylili? Widzowie reagują
Pierwsze opinie po pokazie "Domu dobrego" w Gdyni brzmiały chłodno. Gdy film trafił do kin, wydarzyło się coś całkiem innego. Widownia zaczęła wypełniać sale, a reakcje okazały się zupełnie inne niż festiwalowe oceny.
Kiedy ponad 27 lat temu zaczęliśmy mówić o zjawisku przemocy, był to temat tabu. Zastanawiałam się razem z koleżankami, jaki jest powód, że wiele osób idzie do kina, żeby obejrzeć ten film? Dlatego że wiele z nas doznaje przemocy i nadal jest to temat tabu. Osoba, która jej doznaje, jest stygmatyzowana, nietraktowana poważnie – mówi Iwona Anna Wiśniewska.
"Dom dobry" nie jest fikcją. W filmie nie ma ani jednej wymyślonej sceny przemocy. Smarzowski przez trzy lata zbierał historie od pracownic i pracowników ośrodków wsparcia. Niektóre z nich były tak brutalne, że aktorzy nie dowierzali, że to może się zdarzyć w realnym domu, za ścianą, przez lata, bez świadków, bez reakcji. To doświadczenia z ich praktyki – policjantek, policjantów, terapeutek, osób z ośrodków.
Ludzie gremialnie ruszyli na ten film. Widziałam go dwukrotnie. Mogę powiedzieć, że było to dla mnie doznanie szokowe. Od lat cierpimy na tzw. obojętność i brak empatii. Często ze strachu. Wojtek w bezkompromisowy, bolesny sposób dał głos ofierze i opisał te mechanizmy – mówi Dominika Bednarczyk.
(cała rozmowa do posłuchania)
Jedną z najcenniejszych warstw filmu jest dokładne pokazanie cyklu przemocy: fazy narastania napięcia, wybuchu agresji, potem "miodowego miesiąca", przeprosin, czułych gestów, obietnic. Przemoc nigdy nie trwa 365 dni w roku. Problem polega na tym, że sprawca karze i nagradza. Z jednej strony upokarza, izoluje, zastrasza, a z drugiej potrafi być czuły, opiekuńczy, uważny jak nikt inny.
Pranie mózgu, manipulacje, izolowanie od rodziny. Wiele osób mówi: "Na jej miejscu dawno bym odeszła". Nie, nie wiesz, co byś zrobiła na jej miejscu. Krytykowanie, poniżanie jest jedną z form przemocy psychicznej. To już jest sygnał, że on na tym nie poprzestanie. On patrzy na cierpienie i to sprawia mu przyjemność – mówi Iwona Anna Wiśniewska.
A ofiara? Często kocha, ale zwykle kocha nie człowieka, który ją niszczy, tylko wspomnienie człowieka, którym kiedyś był. Bardzo trudno wyjść z takiego schematu. Jeszcze trudniej gdy całe dzieciństwo upłynęło w domu, w którym spokój nie był normą, lecz alarmem. Jak u bohaterki filmu, kobiety wychowanej przez matkę alkoholiczkę, dla której cisza jest czymś podejrzanym, a napięcie jest naturalnym stanem życia.
Przemoc w białych rękawiczkach
Film uderza nie tylko fizyczną agresją, ale także tym, co nie jest widoczne dla przeciętnego człowieka – poniżanie, krytykowanie, kontrolowanie, izolacja. Świecenie lampką w oczy, budzenie w nocy, wystawianie na mróz, gaslighting. Przemoc, którą trudno udowodnić, ponieważ "nie ma siniaków".
Coraz częściej oprócz współczucia mamy również wiedzę i empatię, która jest niezmiernie ważna, by zrozumieć zachowania osób uwikłanych w przemoc. Przychodzą oni z ogromnym bagażem doświadczeń, zostawiają swoje stare życie i zaczynają wszystko od nowa – mówi Iwona Anna Wiśniewska.
Przemoc psychiczna, ekonomiczna, seksualna, wciąż jest w Polsce spychana na margines. Nadal pokutuje przekonanie, że "jak nie bije, to nie ma przemocy". W filmie bohaterka musi udowadniać swoją krzywdę. Rozpoznanie osoby uwikłanej w przemoc jest w praktyce bardzo szybkie dla kogoś, kto zna mechanizmy, ale w sądach wciąż słychać słowa: "Dlaczego pani nie odeszła?", "Gwałtu w małżeństwie nie ma", "Pani wygląda na zadbaną, gdzie ta przemoc?".
Dlaczego ofiara nie odchodzi?
To pytanie ciągle powraca. Odpowiedź jest bardziej złożona i bolesna. Nie odchodzi, ponieważ mogła zostać nauczona bezradności, straciła poczucie własnej wartości, nie ma pieniędzy, kocha wspomnienie człowieka, którym kiedyś był sprawca. Naprawdę wierzy, że sobie nie poradzi. Przemoc nie jest konfliktem, jest przestępstwem.
Usłyszałam zarzut, że to film, który nie daje nadziei. Myślę, że jednak daję tę nadzieję. I może nią być to, że ludzie tłumie ruszyli, by go obejrzeć. Wierzę, że nawet przemocowcom coś zaświta w głowie po zobaczeniu tego filmu – mówi Dominika Bednarczyk.