Historia tego wyjątkowego projektu muzyczno-komediowego rozpoczęła się od nietypowego pomysłu: zostać najlepszym zagranicznym zespołem... z Polski. Początki były anglojęzyczne, a zespół miał swoje pięć minut w mainstreamie – jeden z ich utworów został wykorzystany podczas przerw reklamowych meczów Euro 2024 w całej Europie, dzięki współpracy z dużą siecią supermarketów.
W 2020 roku zrobiło się trochę smutno – zarówno w moim życiu, jak i na świecie działy się rzeczy, które raczej nie sprzyjały uśmiechowi. Właśnie na fali tych emocji zacząłem szukać ujścia dla mojej potrzeby tworzenia czegoś lżejszego i tak pojawił się TikTok, gdzie odkryłem swoją stronę kiczowato-komediową. Udało mi się tam zbudować pewną rozpoznawalność, a potem postanowiliśmy połączyć świat tych tiktokowych pierdół z rock’n’rollem, który kochamy od zawsze. Tak powstało coś, czego – mamy wrażenie – jeszcze na polskim rynku nie było: koncert rockowy z fabularną historią i elementami stand-upu, który prowadzi widzów przez opowieść o przyjaźni.
Przeniesienie twórczości ze świata cyfrowego na scenę nie było łatwe. Jednak możliwość zobaczenia realnych twarzy, śmiejących się i klaszczących – nawet jeśli jest ich kilkanaście – daje ogromną satysfakcję. Jak mówi Mateusz Jarząbek, „15 lajków w internecie może wydawać się niewiele, ale 15 osób klaszczących w sali to coś niesamowitego”.
Choć finalny efekt bywa komediowy, proces tworzenia często taki nie jest. To mit, że twórcy humorystycznych treści zawsze świetnie się bawią podczas pracy. Zdarza się śmiech, ale częściej to skrupulatna, momentami samotna praca – szczególnie dziś, gdy większość elementów produkcyjnych można realizować zdalnie.
Choć techniczna część tworzenia muzyki często odbywa się zdalnie, zupełnie inaczej wygląda proces powstawania treści komediowych. Żarty, komentarze, absurdalne wstawki – te elementy wymagają wspólnej obecności.
Często najlepsze pomysły rodzą się z klasycznej burzy mózgów, albo z jej odwrotności – kiedy zastanawiamy się, co na pewno nie powinno zadziałać. Wtedy pojawiają się tak abstrakcyjne koncepcje, że właśnie one prowadzą nas do czegoś, co... może jednak zadziała. Sam proces wymyślania tego wszystkiego był chyba najwspanialszym doświadczeniem artystycznym mojego życia. Pamiętam, jak siedziałem z Dariuszem – moim przyjacielem od lat – i płakaliśmy ze śmiechu, wymyślając te wszystkie rzeczy. To był szczyt naszej przyjaźni i szczyt naszej twórczości. I w pewnym momencie powiedzieliśmy sobie: skoro my się tak świetnie bawimy, to widz też to poczuje. Też będzie się dobrze bawił.
Nieprzewidywalność reakcji odbiorców – zarówno tych w internecie, jak i na koncertach – jest według Mateusza Jarząbka jedną z najbardziej ekscytujących stron tej pracy. Nigdy nie wiadomo, co zadziała. Ta niepewność, moment przed wyjściem na scenę, to swoisty artystyczny hazard – ryzyko, które potrafi uzależniać.
(Cała rozmowa do posłuchania)