-
Demokracja lokalna nie może sprowadzać się wyłącznie do wyborów – potrzebne są stałe konsultacje z mieszkańcami.
-
Protesty są ważnym elementem kontroli społecznej, ale powinny być poprzedzone rzetelną rozmową na wczesnym etapie inwestycji.
-
Najlepszą metodą są warsztaty i procesy współdecydowania, a nie jednorazowe spotkania.
-
Zjawisko NIMBY wynika często z błędów decydentów i braku otwartej komunikacji.
-
Konsultacje powinny służyć dobru wspólnemu, a nie sumie interesów jednostek.
- A
- A
- A
Tarnów bez obwodnicy. Co poszło nie tak w rozmowie z mieszkańcami?
Protesty mieszkańców, głosowania radnych, kolejne warianty... - Tarnów może zapomnieć o wschodniej obwodnicy, przynajmniej na razie. Gdzie tak naprawdę leży problem? "W przypadku takiej drogi jak w Tarnowie, na wczesnym etapie inwestor mógł przedstawić kilka możliwych wariantów. Mieszkańcy powinni wiedzieć, że ta inwestycja musi powstać i że muszą wybrać jedną ścieżkę. To wymaga warsztatów i dłuższego procesu, a nie dwugodzinnego spotkania, na którym każdy ciągnie w swoją stronę" - tłumaczył w Radiu Kraków Mateusz Wojcieszak z Fundacji Pole Dialogu.Demokracja lokalna a sprawność państwa
Mateusz Wojcieszak podkreśla, że demokracja nie kończy się na wyborach odbywających się co kilka lat. To proces ciągły, w którym urzędnicy i politycy powinni na bieżąco konsultować decyzje z mieszkańcami. Problemem w Polsce jest nie tyle brak konsultacji, ile ich złe umiejscowienie w procesie decyzyjnym.
Demokracja nie polega wyłącznie na tym, że raz na cztery lub raz na pięć lat idziemy na wybory i oddajemy swój głos. (…) Jeśli nie zapytaliśmy na odpowiednio wczesnym etapie mieszkańców o zdanie, nie współtworzyliśmy z nimi jakiegoś rozwiązania od samego początku albo nie bazowaliśmy inwestycji na prawdziwych potrzebach na wczesnym etapie diagnozy, to nie dziwmy się, że na końcu wszystko się wywraca
- mówi gość Radia Kraków.
Wojcieszak zauważa, że mieszkańcy mają możliwość ingerowania w każdą dużą inwestycję na wielu etapach – od planistycznego po budowlany. To ważne narzędzie, ale:
Dobrze, że mieszkańcy – czy to w Tarnowie, czy w innych miejscach – mają na każdym etapie jakiś bezpiecznik. To jednak nie oznacza, że należy go wykorzystywać do wyrzucenia publicznych pieniędzy. (…) Najczęściej błąd jest po stronie samorządu albo inwestora, który nie przewidział na odpowiednio wczesnym poziomie szczerej, partnerskiej rozmowy z mieszkańcami. To powinien być warunek, by w ogóle pójść dalej z inwestycją.
Kiedy zaczynać konsultacje społeczne?
Zdaniem Wojcieszaka konsultacje powinny zaczynać się już na etapie diagnozy potrzeb społecznych, a nie dopiero przy gotowym projekcie. W przypadku konfliktowych inwestycji – jak drogi – powinno się organizować warsztaty współdecydowania, w których mieszkańcy wybierają kompromisowe rozwiązanie.
Najlepiej proces konsultacyjny zaczynać od badania społecznego – sprawdzenia, czy jest potrzeba tworzenia danej polityki czy inwestycji. (…) W przypadku takiej drogi jak w Tarnowie, na wczesnym etapie inwestor mógł przedstawić kilka możliwych wariantów. Mieszkańcy powinni wiedzieć, że ta inwestycja musi powstać i że muszą wybrać jedną ścieżkę. To wymaga warsztatów i dłuższego procesu, a nie dwugodzinnego spotkania, na którym każdy ciągnie tylko w swoją stronę
- przekonuje ekspert.
Rozmówca odnosi się też do zjawiska, kiedy mieszkańcy sprzeciwiają się każdej inwestycji w swojej okolicy. Jego zdaniem wynika to z krótkich i powierzchownych konsultacji oraz myślenia polityków, że lepiej temat przemilczeć, niż otworzyć dialog:
Chcielibyśmy mieć oczyszczalnię ścieków czy tani, ekologiczny prąd, ale nie w naszej okolicy. To właśnie postawa NIMBY (Not In My Backyard - tylko nie na moim podwórku). Błędem decydentów jest myślenie, że konsultacje to przeszkoda. Że najlepiej o inwestycji jak najmniej mówić, bo może protestu nikt nie zauważy. A potem punktowe głosy czy partykularne interesy potrafią całkowicie zablokować ważne inwestycje
- wyjaśnia Wojcieszak.
Konsultacje a dobro wspólne
Konsultacje społeczne nie mogą być traktowane jak populistyczne referendum. Ich celem jest rozmowa o dobru wspólnym, a nie suma partykularnych interesów. Tylko wtedy można uniknąć sytuacji, w której protesty blokują ważne dla społeczności inwestycje.
Konsultacje nie są o tym, by zsumować indywidualne interesy i uznać, że większość ma rację. To nie jest referendum. (…) Chodzi o to, by stworzyć przestrzeń do rozmowy o dobru wspólnym. A ono często polega na tym, że czasem trochę tracimy – na przykład zgodzimy się na drogę obok domu – ale zyskujemy w przyszłości wszyscy. Bez takiego podejścia pieniądze publiczne często lądują w koszu
- uważa Wojcieszak.
Komentarze (0)
Najnowsze
-
07:14
Powstała kilkanaście lat temu, nie zaczęła jeszcze działać. Co dalej ze stacją uzdatniania w Szczawie?
-
06:51
Miłośnicy muszą jeszcze poczekać. W Tatrach nie ma warunków do narciarstwa skiturowego
-
06:26
Chłodny i pochmurny wtorek w Małopolsce. Noc z ochłodzeniem
-
06:23
Pożar domu w Łętowni koło Jordanowa. Jedna osoba ranna
-
06:03
Mglisty poranek w Krakowie. Znowu są kłopoty na lotnisku w Balicach
-
18:09
Śmiertelny wypadek w Tatrach. 20-latek zginął po upadku z Kozich Czub
-
17:08
Mgła nad lotniskiem. Część rejsów przekierowana
-
17:04
Policyjna interwencja w Myślenicach i film w sieci. Transparentność czy przekroczenie granicy?
-
17:00
Konflikt prawny o Zakład Opiekuńczo Leczniczy. Na ścianach grzyb, los pacjentów niepewny
-
16:31
Zderzenie samochodu osobowego z ciężarówką w Nowym Sączu. DK 75 zablokowana
-
15:37
Choinka prosto z lasu? Jedź do nadleśnictwa w Olkuszu, Chrzanowie i Andrychowie
-
15:22
Telefony a relacje z dziećmi
-
15:15
Na bilecie miesięcznym Kolei Małopolskich pojedziemy wybranymi pociągami PKP Intercity
-
12:10
Ingres kard. Grzegorza Rysia. Dominika Kozłowska: „Nie chodzi o gesty na kontrze”