Słowianoznawstwo a słowianofilstwo.
Przemówienie Feliksa Konecznego na założenie „Towarzystwa Słowiańskiego” w Krakowie w roku 1913
(fragment)
Zapał w duszy, lecz w czynach niech będzie rozsądek; zapał niech wypływa z miłości przedmiotu, z nadziei, że idąc w kierunku słowiańskim, choć dzieciom naszym, jeśli nie sobie, przyspieszymy Polskę, i z wiary, lecz nie dziecinnej, ale męskiej, głębokiej, która nie obawia się wątpliwości, lecz oparta jest na ich rozwiązaniu i pokonaniu. Dojrzały umysł staje się zwolennikiem idei tylko przez wszechstronne poznanie wszystkiego, co jej dotyczy, słowem, przez znawstwo przedmiotu. Najpierw tedy słowianoznawstwo, a potem słowianofilstwo! Tego porządku musi się trzymać i nasze stowarzyszenie, inaczej zawisnęło by w powietrzu.
Gdyby sprawa słowiańska miała polegać na samym plemiennym powinowactwie krwi, należałoby pozostawić ją w spokoju antropologom; szkoda byłoby czasu i atłasu, żeby na samej idei plemiennej opierać jakieś wnioski polityczne czy kulturalne. Byłoby to zaś spóźnionym wynajdywaniem prochu, gdyby w imię pobratymstwa zmierzać na ziemiach słowiańskich do wytworzenia kultury, a gdyby chciano kultury jakiejś specyficznie „słowiańskiej” byłoby to sztuczną pozą dla taniej oryginalności, a w istocie rzeczy wolne żarty z rozsądku; bo jeżeli w robotach słowiańskich ma chodzić tylko o „zbliżenie kulturalne” czy „wzajemność kulturalną”, jakaż różnica pomiędzy stosunkiem do narodu pobratymczego słowiańskiego, a jakiegokolwiek innego, choćby nawet najbardziej wrogiego? czyż nie jednako chętnie tłumaczy się i czyta coś z rosyjskiego, czy z japońskiego, skoro tylko jest coś dobrego? Toteż gdyby pomiędzy Słowianami zachodziły tylko względy pobratymstwa krwi – nie byłoby sprawy słowiańskiej. Nie dlatego winniśmy się zajmować sprawami słowiańskimi, że to nasi pobratymcy; samo pokrewieństwo plemienne nie stanowi jeszcze o niczym (rodzonym bratem można mieć Kaina!); nie dlatego, żeby to miało być wyrazem sympatii; bo wrogów trzeba znać jeszcze dokładniej, niż przyjaciół – lecz dlatego, ponieważ wymaga tego interes narodowy polski.
Używanie w życiu publicznym pojęć sympatii i antypatii jest nałogiem, którego czas już się oduczyć! Nie nabędzie siły polityka polska, póki się nie pozbędziemy tego narowu, godnego dziecinnej zaiste lekkomyślności. Czas już powiedzieć sobie wyraźnie, że podkopuje siłę narodu, że na manowce wiedzie myśl polską, zabagnia naszą zdolność polityczną i wywodzi nas tylko na pośmiewisko innych narodów, umiejących działać praktycznie – kto przy roztrząsaniu sprawy publicznej wojuje argumentem sympatii i antypatii. Zakorzeniona wśród nas niewłaściwość ta jest oznaką niewątpliwą braku dojrzałości politycznej. Toteż założyciele „Towarzystwa Słowiańskiego” dalecy są od tego, żeby chcieć krzewić jakieś mgliste „sympatie słowiańskie”, o których nie można by powiedzieć jasno, do czego właściwie mają zmierzać!... Nam chodzi po prostu o polskie interesy narodowe i z otwartą przyłbicą, z całą szczerością wyznajemy i głosimy wobec całej Słowiańszczyzny, że zapatrujemy się na nią ze stanowiska polskiego, a idziemy ku niej nie dla jakichkolwiek sympatii, lecz dla wzajemnego obliczenia interesów....