„Proszę zejść ze sceny” – farsa z backstage’em
W najnowszym spektaklu Teatru STU pt. „Proszę zejść ze sceny”, którego premiera miała niedawno miejsce, publiczność ma okazję zajrzeć za kulisy życia aktorów. To pełna humoru, lecz inteligentnie skonstruowana farsa, ukazująca świat zwykle niedostępny dla widzów. Przedstawienie opowiada o objazdowej trupie teatralnej – nie są to gwiazdy z okładek magazynów, a aktorzy, którzy mierzą się z zawodowymi i osobistymi frustracjami oraz ambicjami.
Fabuła opiera się na napięciach i relacjach między członkami zespołu. Niektóre z nich są nacechowane osobistymi powiązaniami, co nadaje spektaklowi dodatkową głębię. Choć nie brakuje elementów komediowych i zaskoczeń, spektakl zadaje także fundamentalne pytanie: co to znaczy być aktorem? Czy każdy nadaje się do grania Szekspira? I co to oznacza dla tożsamości artysty?
Hamlet jako punkt zwrotny
Radosław Krzyżowski ma na swoim koncie jedną z najbardziej klasycznych ról – Hamleta, którego po raz pierwszy zagrał właśnie na scenie Teatru STU. Była to jego pierwsza poważna rola klasyczna, która stała się kamieniem milowym w jego karierze.
Zrobienie 'Hamleta' w takim miejscu jak Teatr STU to wyzwanie. Dlaczego? Bo ten teatr nie ma zespołu aktorskiego. A jeśli chcesz robić 'Hamleta', to – szybciutko licząc – potrzebujesz pięciu dobrych, młodych facetów, jedną świetną młodą dziewczynę i zestaw paru gwiazd, które ogarną pozostałe role. A ponieważ STU nie ma stałego zespołu, wszystkie role są dublowane. Czyli już na starcie potrzebujesz dziesięciu młodych, dobrych aktorów i dwie dobre, młode aktorki. No i rzeczywiście było takie polowanie na tych młodych facetów – w Krakowie, ale nie tylko – kto to udźwignie, kto będzie w stanie zagrać z taką intensywnością przez prawie cztery godziny na scenie – wspomina Radosław Krzyżowski.
To Franciszek Muła – legenda krakowskiego środowiska teatralnego – dostrzegł potencjał Krzyżowskiego i polecił go reżyserowi Mikołajowi Grabowskiemu. Efekt? On i Krzysztof Zawadzki zostali obsadzeni w głównych rolach.
Dziś Radosław Krzyżowski gra wciąż w tym samym spektaklu, lecz już nie jako Hamlet – z racji wieku teraz wciela się w rolę Klaudiusza. Z „Hamletem" jest związany od 25 lat. Jak sam przyznaje, ten długi czas gry w jednym tytule był pełen różnych etapów – chwil zmęczenia, wątpliwości, ale też odnawiającej się pasji, zwłaszcza gdy do obsady dołączali nowi aktorzy.
Kiedy nastąpiła pierwsza zmiana Hamletów – czyli kiedy po dziesięciu latach przestałem grać tę rolę i rozpoczął się nowy nabór – było mi strasznie ciężko. To było tak bardzo moje, że gdy pojawili się Krzysiek Kwiatkowski i Michał Mikołajczak, miałem ochotę co chwilę ich poprawiać. Ale potrzebowałem po prostu czasu, żeby zrozumieć, że to już nie jest moja rola. To są faceci, którzy wnoszą swój własny świat i świetnie sobie z tym poradzili. A Hamletów od tego czasu było już kilku – mówi Radosław Krzyżowski.
Aktor nie ukrywa, że ma szczególny stosunek do klasyki. Jak wyjaśnia, paradoksalnie to właśnie dyscyplina klasycznego dramatu daje największą swobodę – dobrze skonstruowany tekst staje się kręgosłupem, który pozwala na eksplorację różnych kierunków interpretacyjnych. Dobre dramaty klasyczne są tak pojemne, że dają możliwość nieustannego odkrywania nowych znaczeń i emocji.
(Dalsza część rozmowy i podcast pod zdjęciem)