Aneta Pondo, Matylda Lubera, Marta Bizoń i Orka Politowicz w Radiu Kraków, fot. Agata Ciechanowska
Wzorce wyniesione z domu rodzinnego
Wzorce macierzyństwa wyniesione z domu rodzinnego silnie kształtują podejście kobiet do wychowywania dzieci – jedne pragną powielać znane im schematy, inne świadomie starają się je przełamać i stworzyć zupełnie nowy model relacji. Marta Bizoń przyznaje, że miała momenty buntu:
Wielokrotnie mówiłam sobie, że nie będę jak moja mama. Jednak, jak to się mówi, niedaleko pada jabłko od jabłoni, i rzeczywiście pewne zachowania powielają się. Jednak są też wartościowe rzeczy, które moja mama mi przekazała i które ja teraz przekazuję Matyldzie. Uważam, że to cenne rady, które przydadzą się w życiu. Staram się znaleźć równowagę między tym, co wyniosłam z domu, a tym, co sama w sobie wypracowałam, mając świadomość, że chcę być trochę inną mamą.
Matylda zauważa, że podobieństwa między babcią a mamą są uderzające. Docenia ich wspólne cechy – choć czasem zawstydzające, jak impulsywna obrona córki w trudnych sytuacjach – uznaje je za wyraz miłości. Jednocześnie zwraca uwagę na surowość, która była obecna w jej wychowaniu i której sama nie chciałaby powielać w przyszłości. „Nie chciałabym powtórzyć schematu, że mama to zły policjant, a tata ten fajny” – mówi stanowczo.
Z kolei Aneta Pondo i Orka mają unikalną perspektywę – nie tylko łączy je relacja rodzinna, ale także zawodowa. Orka pracuje z mamą na pełen etat, co daje jej szczególny wgląd w ich relację.
Zawsze powtarzam, że odkąd pracuję z własną mamą, mam jeszcze większą świadomość, jak trudne a zarazem wyjątkowe jest to doświadczenie. Ci, którzy z przekąsem wypowiadają się o osobach pracujących ze swoimi rodzicami, często nie rozumieją jak silna i dobra musi być relacja, by taka współpraca w ogóle była możliwa. To wcale nie jest proste. I na pewno nie jest to żaden przywilej, który niesie ze sobą niesprawiedliwe korzyści.
Aneta Pondo również deklaruje, że chciała być zupełnie inną matką niż jej własna mama – mniej zasadniczą, mniej kontrolującą, bardziej otwartą. „Czasem wychodziło, czasem nie” – przyznaje z uśmiechem.
Sztuka mówienia przepraszam – o sile autentyczności w relacjach
Istotnym tematem poruszonym podczas rozmowy między matkami a córkami w studiu była zdolność do przyznawania się do własnych błędów. To, co wydaje się proste – stwierdzenie „pomyliłam się”, „nie miałam racji” – okazuje się dla wielu z nas ogromnym wyzwaniem. Często bowiem mylnie postrzegamy przeprosiny jako oznakę słabości lub utratę autorytetu, zwłaszcza w relacji rodzic–dziecko.
Pozwolę sobie przekazać jedno zdanie, które wiele kobiet ode mnie usłyszało i uważało za ważne: co wybierasz — rację czy relację? Z naszymi córkami i bliskimi często bywa tak, że mamy rację, ale czy warto ją forsować, czy może lepiej zadbać o relację? Wielokrotnie przekonałam się, że to, co uważałam za rację, wcale nią nie było. Więc wybór jest prosty: albo racja, albo relacja – mówi Aneta Pondo.
Szczególnie ważnym wątkiem rozmowy była refleksja nad tym, jak trudne dla rodziców bywa odpuszczenie kontroli nad dzieckiem – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Uwolnienie się od potrzeby ciągłej kontroli to nie pojedynczy akt, lecz długotrwały proces trwający przez całe rodzicielstwo. Jak zauważono, często łatwiej przychodzi to wtedy, gdy dziecko mieszka osobno, bo nie ma pokusy monitorowania każdego jego kroku. Mimo to potrzeba poczucia bezpieczeństwa i świadomości, co dzieje się z naszym dzieckiem, pozostaje niezmienna.
(Cała rozmowa do posłuchania)
Bycie matką — między odpowiedzialnością a odpuszczeniem
Rozmowa między matkami i córkami, o której tu piszemy, ujawnia wiele subtelnych aspektów macierzyństwa, które niełatwo opisać teorią pedagogiczną. Padają słowa o „króliku doświadczalnym” — tak właśnie Aneta Pondo wspomina swoją starszą córkę, Orkę. To z nią przeszła najwięcej emocjonalnych prób, uczyła się granic, które warto trzymać, i tych, które trzeba puścić. Sama przyznaje: dziś, przy młodszym synu Marcelu, jest zupełnie inną matką. „Poluzowałam warkoczyki” — mówi z uśmiechem, opisując zmianę podejścia.
Nie da się tego nauczyć z książki — gdzie odpuścić, a gdzie nie. Bo odpuszczenie bywa mylone z nieodpowiedzialnością, z brakiem zaangażowania. Tymczasem to często właśnie odpuszczenie daje przestrzeń na rozwój dziecka.
Córka musi zakwestionować matkę
W jednym z najważniejszych momentów rozmowy Aneta dzieli się refleksją, która pomogła jej przejść przez trudny czas dojrzewania Orki. Przeczytała w książce psychologicznej, że córka musi całkowicie zakwestionować swoją matkę — to naturalny etap kształtowania tożsamości i osobowości młodej kobiety. I kiedy ten bunt przychodził, Aneta starała się pamiętać: „To znaczy, że jest dobrze. Ona pracuje nad własnym charakterem, nad własnymi granicami.” Dziś, z perspektywy czasu, wspomina to jako lekcję, którą otrzymała właśnie od swojej córki.
Z kolei Orka potwierdza: bunt był, i to konkretny. Ale paradoksalnie to on pozwolił jej szybciej wyprowadzić się z domu, a tym samym — szybciej naprawić relację z mamą. Dziś twierdzi, że ta relacja jest wręcz idealna, a konflikty zostały przepracowane. Nic już nie ciąży. Wszystko zostało nazwane, wyrażone — i odpuszczone.
Bunt w czasie pandemii — inne doświadczenie
Z kolei Matylda, córka Marty Bizon, swoje dojrzewanie przeżywała w czasie pandemii. Ten czas społecznej izolacji miał ogromny wpływ na przebieg jej buntu. Zamiast otwartego kwestionowania autorytetów — przyszedł bunt bardziej wewnętrzny. „Zepsułam relację z samą sobą” — mówi. Matka i córka wspominają, że choć nie było wielkich spięć, to jednak pojawiło się emocjonalne oddalenie.
To, co Marta podkreśla jako wyjątkowe, to zdrowa asertywność córki. Matylda potrafiła stanowczo i z szacunkiem mówić „nie”, nawet w codziennych sprawach, takich jak wybór ubrań. I to właśnie ta postawa była dla Marty lekcją. Zamiast powielać wzorce swojej matki, która mówiła „masz się w to ubrać”, ona zaczęła słuchać córki. Widząc, jak Matylda odbiera jej próby narzucania decyzji, zrozumiała, że stawką jest ich więź. I że nie warto jej tracić w imię racji.
Relacja z dzieckiem jako punkt wyjścia do relacji z własną matką
Zaskakującym, ale pięknym wątkiem tej rozmowy jest wpływ, jaki relacja z córką może mieć na więź matki z jej własną matką. Marta opowiada, że to właśnie przez Matyldę nauczyła się budować od nowa relację ze swoją mamą. „Matylda uczyła mnie tego, jak budować relację z jej babcią.” To wzruszające świadectwo międzypokoleniowego wpływu i tego, jak dzieci potrafią w sposób nieświadomy uleczyć coś, co nie zostało uzdrowione przez dziesięciolecia.
Czy można wspierać kobiety, będąc w konflikcie z własną córką?
Aneta, jako twórczyni „Miasta Kobiet” — przestrzeni wspierającej kobiety — mówi szczerze o dysonansie, jaki czasami odczuwała. Przecież jej misją zawodową było wspieranie innych, a w domu przeżywała własne konflikty z dorastającą córką. Czy to nie hipokryzja?
Zamiast wstydzić się tej sprzeczności, Aneta mówi otwarcie: ta praca była dla niej ogromnym wsparciem. Dawała okazję do rozmów z innymi kobietami, obserwacji, uczenia się. Dzięki niej mogła zobaczyć, że każda matka ma pod górkę. I że kobiety często chowają swoje problemy z dziećmi z obawy przed oceną. A przecież każda z nas przechodzi przez to samo.
Racja czy relacja?
Jedna z ważniejszych myśli, jakie Aneta przekazuje kobietom (i które często do niej wracają z podziękowaniami), brzmi: „Co wybierasz — rację czy relację?”
To pytanie nie tylko o macierzyństwo, ale o wszystkie nasze relacje. Bo nawet jeśli mamy rację, warto się zastanowić, czy jej forsowanie nie niszczy więzi, która jest dla nas bezcenna. A czasem okazuje się, że ta „racja” wcale nie była tak oczywista, jak nam się wydawało.
Ciąg dalszy nastąpi.
Bycie matką — między odpowiedzialnością a odpuszczeniem
Rozmowa między matkami i córkami, o której tu piszemy, ujawnia wiele subtelnych aspektów macierzyństwa, które niełatwo opisać teorią pedagogiczną. Padają słowa o „króliku doświadczalnym” — tak właśnie Aneta Pondo wspomina swoją starszą córkę, Orkę. To z nią przeszła najwięcej emocjonalnych prób, uczyła się granic, które warto trzymać, i tych, które trzeba puścić. Sama przyznaje: dziś, przy młodszym synu Marcelu, jest zupełnie inną matką. „Poluzowałam warkoczyki” — mówi z uśmiechem, opisując zmianę podejścia.
Nie da się tego nauczyć z książki — gdzie odpuścić, a gdzie nie. Bo odpuszczenie bywa mylone z nieodpowiedzialnością, z brakiem zaangażowania. Tymczasem to często właśnie odpuszczenie daje przestrzeń na rozwój dziecka.
Córka musi zakwestionować matkę
W jednym z najważniejszych momentów rozmowy Aneta dzieli się refleksją, która pomogła jej przejść przez trudny czas dojrzewania Orki. Przeczytała w książce psychologicznej, że córka musi całkowicie zakwestionować swoją matkę — to naturalny etap kształtowania tożsamości i osobowości młodej kobiety. I kiedy ten bunt przychodził, Aneta starała się pamiętać: „To znaczy, że jest dobrze. Ona pracuje nad własnym charakterem, nad własnymi granicami.” Dziś, z perspektywy czasu, wspomina to jako lekcję, którą otrzymała właśnie od swojej córki.
Z kolei Orka potwierdza: bunt był, i to konkretny. Ale paradoksalnie to on pozwolił jej szybciej wyprowadzić się z domu, a tym samym — szybciej naprawić relację z mamą. Dziś twierdzi, że ta relacja jest wręcz idealna, a konflikty zostały przepracowane. Nic już nie ciąży. Wszystko zostało nazwane, wyrażone — i odpuszczone.
Bunt w czasie pandemii — inne doświadczenie
Z kolei Matylda, córka Marty Bizon, swoje dojrzewanie przeżywała w czasie pandemii. Ten czas społecznej izolacji miał ogromny wpływ na przebieg jej buntu. Zamiast otwartego kwestionowania autorytetów — przyszedł bunt bardziej wewnętrzny. „Zepsułam relację z samą sobą” — mówi. Matka i córka wspominają, że choć nie było wielkich spięć, to jednak pojawiło się emocjonalne oddalenie.
To, co Marta podkreśla jako wyjątkowe, to zdrowa asertywność córki. Matylda potrafiła stanowczo i z szacunkiem mówić „nie”, nawet w codziennych sprawach, takich jak wybór ubrań. I to właśnie ta postawa była dla Marty lekcją. Zamiast powielać wzorce swojej matki, która mówiła „masz się w to ubrać”, ona zaczęła słuchać córki. Widząc, jak Matylda odbiera jej próby narzucania decyzji, zrozumiała, że stawką jest ich więź. I że nie warto jej tracić w imię racji.
Relacja z dzieckiem jako punkt wyjścia do relacji z własną matką
Zaskakującym, ale pięknym wątkiem tej rozmowy jest wpływ, jaki relacja z córką może mieć na więź matki z jej własną matką. Marta opowiada, że to właśnie przez Matyldę nauczyła się budować od nowa relację ze swoją mamą. „Matylda uczyła mnie tego, jak budować relację z jej babcią.” To wzruszające świadectwo międzypokoleniowego wpływu i tego, jak dzieci potrafią w sposób nieświadomy uleczyć coś, co nie zostało uzdrowione przez dziesięciolecia.
Czy można wspierać kobiety, będąc w konflikcie z własną córką?
Aneta, jako twórczyni „Miasta Kobiet” — przestrzeni wspierającej kobiety — mówi szczerze o dysonansie, jaki czasami odczuwała. Przecież jej misją zawodową było wspieranie innych, a w domu przeżywała własne konflikty z dorastającą córką. Czy to nie hipokryzja?
Zamiast wstydzić się tej sprzeczności, Aneta mówi otwarcie: ta praca była dla niej ogromnym wsparciem. Dawała okazję do rozmów z innymi kobietami, obserwacji, uczenia się. Dzięki niej mogła zobaczyć, że każda matka ma pod górkę. I że kobiety często chowają swoje problemy z dziećmi z obawy przed oceną. A przecież każda z nas przechodzi przez to samo.
Racja czy relacja?
Jedna z ważniejszych myśli, jakie Aneta przekazuje kobietom (i które często do niej wracają z podziękowaniami), brzmi: „Co wybierasz — rację czy relację?”
To pytanie nie tylko o macierzyństwo, ale o wszystkie nasze relacje. Bo nawet jeśli mamy rację, warto się zastanowić, czy jej forsowanie nie niszczy więzi, która jest dla nas bezcenna. A czasem okazuje się, że ta „racja” wcale nie była tak oczywista, jak nam się wydawało.
Ciąg dalszy nastąpi.