Zapis rozmowy Jacka Bańki z profesorem Michałem Chorośnickim, kierownikiem katedry teorii i stosunków międzynarodowych instytutu nauk politycznych i stosunków narodowych UJ.
Jak Nicea zmieni Europę?
- Pojedyncze epizody w walce z terroryzmem zwykle nie doprowadzają do wielkich zmian jakościowych. Wojna ta została zintensyfikowana po proklamowaniu powstania Państwa Islamskiego. Ten fakt spowodował, że dzisiaj, jak to państwo chyli się ku upadkowi, bo militarnie przegrywa, zaczęło eksportować swoich bojowników do Europy. Szacunki mówią, że około 5000 rdzennych Europejczyków służyło w Państwie Islamskim. Część z tych ludzi wróci i zacznie aktywność. Ich najgorszą formą jest terroryzm.
To oznacza, że jakbyśmy teraz zapytali o odpowiedź Europy to zdecydowanych odpowiedzi nie będzie, poza nasileniem działań, które już i tak były podejmowane?
- Tak. Myślę, że dzieje się tak. Żaden inny kraj nie włożył takiego wysiłku w poprawę działania służb antyterrorystycznych jak Francja w ciągu ostatnich 2 lat. Mówię to z przekonaniem. Niedługo ukaże się książka o tym. Francuzi niczego nie zaniedbali. Takim rzeczom żadna służba nie może przeciwdziałać.
Czyli to się działo, dzieje i będzie dziać, nie tylko we Francji, ale także w całej Europie?
- Z mniejszym nasileniem. Celem terrorystów jest dystrybucja strachu, ale także z udziałem mediów. Nikt nie wini mediów, bo każdy ma prawo do uczciwej informacji. Wiadomości rozchodzą się szybko. Takie wydarzenia są znacznie bardziej nośne niż wydarzenia w Albanii czy Sarajewie.
Wpłynie to w jakiś sposób na politykę migracyjną Europy?
- Tu polityka migracyjna ma niewiele wspólnego. Do tej pory organizatorami ataków byli rodowici Francuzi, ale pochodzenia arabskiego. To zagrożenie płynie od wewnątrz. Dobre działanie służb i współpraca międzynarodowa jest kluczem dla próby zwalczenia plagi terroryzmu. Tego nie da się całkowicie jednak zwalczyć.
To tylko ułatwia przyszły triumf Marie Le Pen we Francji a za wielką wodą Donalda Trumpa?
- Być może tak. Ludzie są naiwni. Będą głosować, bo im się wydaje, że przyjście tych polityków spowoduje zanik aktów terrorystycznych. Nic bardziej mylnego. Zamachy o takiej skali będą się nadal odbywać, bez względu na to kto będzie prezydentem czy premierem. Ludzie o tym zapominają a słysząc tanie recepty na rozwiązanie nierozwiązywalnego problemu, są w stanie uwierzyć, że da się to zrobić.
W tej sytuacji pan nie dostrzega winy eurokratów?
- To niewiele ma wspólnego. Jak bym dostrzegał czyjąś winę to jest to zbyt mała wymiana informacji między służbami danych państw. To klucz. Nikt by jednak nie wykrył sprawcy zamachu w Nicei. On nigdy nie był notowany na liście terrorystów. Ludzi, którzy mieli do czynienia z prawem za bójki są miliony. Nie można ich wszystkich prześwietlać.
W kontekście tej rzezi w Nicei pytania o bezpieczeństwo w czasie ŚDM są zasadne?
- Mnie się wydaje, że bezpieczeństwa nigdy nie jest za wiele. Trzeba przedsięwziąć odpowiednie środki. One są adekwatne do rangi zgromadzenia i naszego kraju. Nie jesteśmy wstanie zapobiec wszystkiemu, ale nie jesteśmy też głównym graczem polityki międzynarodowej. Takie wydarzenie odbije się mniejszym echem niż w USA czy Francji. To mała pociecha, ale polityka światowa też obraca się dzięki mediom. Terroryści o tym wiedzą.
Chyba nie mamy się co łudzić, że wszystko załatwia przyjęta ostatnio ustawa antyterrorystyczna?
- Dobrze, że ona została przyjęta. Pewne procedury zostały wyjaśnione. Nie chciałbym, żeby realnie weryfikować postawienia tej ustawy. Martwi mnie to, że władze zbyt wiele siły i możliwości dały tajnym służbom. Nie chodzi o to, że mogą przeciwdziałać, ale chodzi o to, żeby od ich decyzji było odwołanie do sądu. Tego jednak brakuje.