Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Marią Flis, socjologiem i prorektorem UJ.
Nikomu się nie opłaca zdecydowane manifestowanie, że jest się za lub przeciw?
- Jesteśmy w trakcie kampanii. Granie ludzkim nieszczęściem nie wychodzi politykom. Elity polityczne sprawujące i pretendujące do przejęcia władzy nie mają jasnego poglądu, co zrobić, jak ktoś inny, dotknięty wojną, potrzebuje pomocy. Lęki wynikają z niewiedzy. Oni nie mają odwagi. Wolą się wycofać i zobaczyć, po której stronie będzie więcej ludzi. Dla niektórych pomoc jest naturalna. To jest oczywiście kłopotliwe. Brakuje jednak sygnału i woli politycznej. To błąd kardynalny pani premier Kopacz. Przed tym nie da się uciec. Trzeba będzie przyjąć jakieś rozwiązania. Zawsze lepiej zachować się przyzwoicie.
Czyli nasze elity kalkulują, że na jasnym opowiadaniu się za lub przeciw można tylko stracić?
- Dokładnie. Dlatego najlepsza jest niepewność. Jest cytat z Kołakowskiego „skąd zło w świecie stworzonym przez dobrego Boga?”. Zło tkwi w nas a nie w innych. Ta sytuacja pokazuje, że zły to uchodźca. To obcy, który zniszczy naszą kulturę. Pewnie naruszy nasze dobre samopoczucie, bo będzie trzeba mu pomóc. To obywatelski obowiązek. Trzeba podjąć wysiłek na rzecz ludzi potrzebujących. Inaczej wpisujemy się w dyskurs przemytników. Oni biorą pieniądze i nie gwarantują im nawet bezpiecznego przemytu. Politycy powinni działać na rzecz dobra wspólnego. Brak jednoznacznej decyzji politycznej jest zły. Wysyłaliśmy wojska do Afganistanu, Iraku. Przyłożyliśmy rękę do amerykańskiego bałaganu a teraz to zostawiamy.
Politycy okazują się koniunkturalistami? Lepiej się okładać na płaszczyźnie PO- PiS. Świat nauki, przedstawiciele UJ powinni zabrać głos w tej sprawie?
- Na tej manifestacji była profesor Beata Kowalska, która monografię habilitacyjną napisała o kobietach na Bliskim Wschodzie. To smutne, że po nowoczesności elity przestały pełnić funkcję kształtowania opinii publicznej. Elity sprowadzają się do medialnych uczonych, którzy serwują komentarze sprzyjające jakiejś opcji politycznej. Nie ma autorytetów, twórców opinii publicznej. To minęło. Dekonstrukcja autorytetów jest wyraźna.
Z tego, co pani mówi wynika, że nie możemy mówić o kryzysie autorytetów, bo czas kiedy autorytety miały znaczenie, przeminął?
- Kultura europejska jest specyficzną całością. Jej cechą jest to, że wmontowany w kulturę jest mechanizm samokwestionowania własnych rezultatów. Każdy system ma mechanizmy wyprowadzające kulturę z kryzysu. To też mechanizmy zmiany. Zmiany w kulturze europejskiej poszły w tę stronę, że się ona sfragmentaryzowała, gdzie indywidualizm poszedł tak daleko, że nie ma myślenia wspólnotowego. Jak nie ma tożsamości narodowej, to mamy problem. Nie jesteśmy w stanie otworzyć się na innego. Zmiany tak poszły, że skończył się czas kreowania opinii publicznej i wspólnoty przez elity. Jak nie ma wspólnoty, to co ma elita kreować? Są jednostki, które próbują spełnić wymogi i robią interpretacje zgodne z konkretną ideologią do wydarzeń, które miały miejsce.