UNESCO to organizacja ONZ utworzona w 1946 r., a powołana jako platforma współpracy międzynarodowej w dziedzinie edukacji, nauki, kultury, informacji i komunikacji. Dziś skupia blisko 200 państw. O aktywności Polski w uczestnictwie w pracach UNESCO, ale też o kondycji polskich miast, o Krakowie, o tym jak żyje nam się w zmieniającym się mieście i czy te zmiany są rzeczywiście odpowiedzią na potrzeby jego mieszkańców Anna Piekarczyk rozmawiała w programie "Przed hejnałem" z prof. Jackiem Purchlą.
Dwa tygodnie temu odbyła się uroczystość, podczas której odebrał pan nominację na stanowisko przewodniczącego Polskiego Komitetu ds. UNESCO. To wyróżnienie i ogromna szansa na popularyzowanie naszego dorobku kulturowego i przyrodniczego. Czy traktuje pan to także jako pewne wyzwanie?
To jest wyzwanie nie tylko dla mnie, ale także dla Polski. Polska należy do niewielkiej grupy krajów założycieli UNESCO, Polska uczestniczy w pracach tej organizacji od roku 1946. UNESCO to nie tylko Lista Światowego Dziedzictwa, to także edukacja, nauka, informacja, ale i polityka. Dzisiaj 195 państw to członkowie UNESCO. Jest ich więcej niż członków Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Pan Profesor pracuje w niezwykłym miejscu, bo jest pan założycielem i dyrektorem Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie. Z okna widzi pan Rynek krakowski, ale ja chciałam zapytać osobisty, emocjonalny Kraków. Czy on się zmieniał?
Paradoks Krakowa polega na tym, że on jest taki sam i inny zarazem. To właśnie Rynek Główny w Krakowie skupia, jak w soczewce, wszystkie dobre i złe strony gwałtownej zmiany, jaką przeżywamy i jaka dotyczy wszystkich dużych miast. Z jednej strony możemy być dumni z odnowy Krakowa, z tego szlifu, jaki dostał także Rynek od kościoła Mariackiego zaczynając, a z drugiej strony mamy komercjalizację tej przestrzeni. To są zjawiska, nad którymi trudno przejść do porządku dziennego. To jest cena, jaką dziś płacimy za sukces Krakowa, ale też to cena za słabość władzy publicznej, która z tymi zjawiskami nie radzi sobie dostatecznie.
Do tych zjawisk wrócimy jeszcze, ale chciałam zapytać, kto pana w ten Kraków wprowadzał?
Kraków bardzo wcześnie stał się moją pasją. Pomagali mi moi najbliżsi, dziadkowie, moja mama, podsuwając pierwsze lektury. Może wynikało to także z geografii mojego życia - z codziennego przebiegania z domu moich rodziców przy ul. Szpitalnej do domu dziadków przy ul. Garncarskiej.
A zapachy Krakowa, piekarnie, cukiernie, miejsca, których dzisiaj już nie ma...
Prowokuje mnie pani do bardzo odległych wspomnień. Kraków przełomu lat 50. i 60., Kraków takich wynalazków, jak samochód marki Syrena czy marki Mikrus, co stanowiło często sensację na ulicach Garncarskiej, gdzie znajdowało się mieszkanie moich dziadków. Ta ulica wówczas, jakże spokojna i jakże inna, to także sklepy i sklepiki, które symbolizowały przedwojenny Kraków i symbolizowały Kraków PRL-u, tych dzielnych ludzi, jak Jan Mól, właściciel sklepu spożywczego przy Dolnych Młynów, czy Jan Serafin, właściciel sklepu na rogu Garncarskiej i Studenckiej. Zapachy tych sklepików, smak tych specjałów, jak kokosy, które kupowaliśmy za 50 groszy, czy zapach kapusty kiszonej, są częścią pamięci mojego dzieciństwa, tego mieszczańskiego Krakowa, który nawet w trudnych czasach PRL-u zachował swoją odrębność, swoją inność i tożsamość. To byli dzielni ludzie, którym chciało się ten wolny handel w tej jeszcze przedwojennej tradycji prowadzić.
Pewien paradoks polega na tym, że jeszcze nie tak dawno życzyliśmy sobie, by Kraków był miastem europejskim, a dziś zastanawiamy się, czy Kraków jest jeszcze miastem swoich mieszkańców.
To prawda, 25 lat temu, kiedy tworzyliśmy Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie, często podstawowym pytaniem było, czy do nas przyjadą. U progu lat 90. XX wieku Kraków był jeszcze miastem nieodkrytym przez świat i także niedostępny komunikacyjnie. Dziś ten skok, 10 milionów turystów, to zupełnie inna epoka i faza rozwoju Krakowa. To także pytanie o dziedzictwo: czyje ono jest, w jakim stopniu jest ono nasze, lokalne, a w jakim stopniu powinniśmy się dzielić tym dziedzictwem ze światem. To dziedzictwo było niewątpliwie jednym z kół zamachowym rozwoju miasta. To, co dzisiaj najważniejsze, to próbować trzymać swoisty balans pomiędzy komercjalizacją tego zasobu a obroną jego autentyczności. To jest wielkie wyzwanie.
Czy pan chciałby jeździć metrem w Krakowie?
Bardzo chciałbym jeździć po Krakowie metrem, ale mam przekonanie graniczące z pewnością, że prawdopodobnie nie doczekam otwarcia pierwszej linii krakowskiego metra. Miasto o takm potencjale możemy ratować poprzez uspokajanie ruchu samochodowego i rozwój transportu publicznego. Tramwaj, autobus już nie wystarczają, natomiast mam pełną świadomość, że samorząd krakowski, gmina, nie jest w stanie obecnie sfinansować takiego przedsięwzięcia. Wystarczy popatrzeć na historię warszawskiego metra, aby zrozumieć, że tylko budżet centralny może takie problemy rozwiązać, a Kraków nie jest na krótkiej liście priorytetów władz centralnych od lat, co przecież tajemnicą nie jest.
Siłą Krakowa jest jego tradycja, ale to także pewne wyzwanie dla m.in. architektów. Czy są takie budynki w Krakowie, na które patrzy pan ze szczególnym uznaniem?
Razem z prof. Marcinem Fabiańskim jestem autorem przewodnika po architekturze Krakowa i pierwszej syntezy historii architektury Krakowa od początku świata po współczesność. Nie jest tajemnicą, że największy problem mieliśmy z wyborem ikon tych ostatnich dekad. Ale jest coraz lepiej, ostatnie lata przyniosły wysyp znakomitych realizacji architektonicznych i, co ważne, projektowanych przez młodą generację architektów, którzy wyrośli w tym środowisku, a także przez "importy". Jestem dumny z projektu Cricoteki. To jest architektura ikoniczna i znak, że Kraków zwraca się frontem do rzeki.
Kraków, podobnie jak inne miasta, boryka się z nadmiernym rozwojem przedmieść. Na czym polega pułapka?
Kraków niewątpliwie "wylał się" poza swoje granice. To już było w czasach Kazimierza Wielkiego, kiedy trzeba było założyć i Kazimierz, i Kleparz. To było także w czasach prezydenta Juliusza Lea, który tworzył wizję Wielkiego Krakowa i przyłączał do miasta okoliczne gminy. Tę powtórkę z historii mamy po raz kolejny. Brak spójności, koordynacji, kryzys planowania przestrzennego przynoszą ogromne szkody. Konieczne są nowe regulacje prawne, tworzenie zespołów metropolitalnych zarządzanych w sposób spójny. Chodzi o rozwój i harmonię.
W jednym z wywiadów powiedział Pan Profesor, że w Krakowie zmagają się dwa żywioły: metropolitalność i otwartość i z zapyziałością i prowicjonalizmem i przejawami ksenofobii.
Kolejnym paradoksem Krakowa dziś jest to, że z jednej strony nie można odmówić Krakowowi znamion sukcesu, o czym świadczy choćby te 10 mln turystów, którzy tak chętnie tutaj przyjeżdżają. Jednocześnie Kraków w ostatnim czasie - i mówię to z najgłębszym przekonaniem, a może i bólem - wyraźnie się prowincjonalizuje w tym sensie, że traci swoje metropolitalne funkcje. 75% środków na utrzymanie państwowych instytucji kultury pozostaje w Warszawie. Udział Krakowa w tym torcie to 12%, choć ciągle powtarzam, że Kraków jest stolicą kulturalną. Ale ogromnym kapitałem Krakowa jest także to, że jest on ośrodkiem akademickiem. Moim marzeniem jest Kraków jako miasto kreatywne, wykorzystujące i tradycję i potencjał, jaki przez wieku tutaj stworzyliśmy.