"Zwierzyniec daje oddech. Bliskość Błoń, Kopca Kościuszki, Lasu Wolskiego powoduje, że nigdy nie miałam poczucia, że z każdej strony otacza mnie beton". Anna Śliwa-Suchowiak, historyk sztuki, wicedyrektor Muzeum Krakowa, całe życie mieszka na Zwierzyńcu gościem Marzeny Florkowskiej
Pierwszy obrazek: krowy na Błoniach i prawo do wypasania tych krów, które uzyskał pani przodek.
To taka rodzinna opowieść, która nas zawsze bawiła i wprawiała w dobry humor. Mój pradziadek Władysław Cierniak posiadał taki piękny album, w którym trzymał różne dokumenty związane z jego życiem, ale najbardziej w domu ceniono dokument uprawniający do wypasu dwóch krów na Błoniach. Mówiono w rodzinie, że jakby co, no to możemy sobie na ten luksus pozwolić i będziemy te krowy paść. To było dziwne u mnie w domu, bo moja mama była metalurgiem, ojciec chemikiem i myśl, że będą pasać krowy była egzotyczna. Natomiast krowy na Błoniach były naturalnym elementem krajobrazu, jak również to, co po nich zostawało. Trzeba było uważać, żeby się na tym nie położyć ani nie wdepnąć.
Czy to pozwolenie zostało kiedyś odwołane? Czy tak naprawdę gdyby się pani uparła i przyszła z taką krową albo małym cielaczkiem, to zgodnie z tym pozwoleniem mogłaby go pani wypasać na Błoniach?
Właśnie nie wiadomo, jak to u nas jest, bo są takie kraje, gdzie to prawo się nabudowywuje i wszystko, co kiedyś komuś pozwolono to działa. Tutaj pewności nie mam, ale przez długie lata używałam tego pozwolenia zamiennie, to znaczy zamieniłam te dwie krowy na kilka psów. One się może nie wypasały, ale korzystały z Błoni.
Z jakimi psami tam pani chodziła?
To były dwa czy trzy psy równocześnie. Zaczynając od owczarka niemieckiego, a na wszelakiej maści kundlach kończąc. Zwierzyniec był jeszcze takim miejscem pewnej swobody. Jeden z naszych pierwszych psów miał taki dla nas niezbyt sympatyczny obyczaj, ale nic mu się w związku z tym nie stało, że lubił przemieszczać się sam. Uciekał i gdzieś sobie tam penetrował. Mój ojciec kiedyś idąc rano do pracy przez Błonia spotkał naszego psa śpiącego na ławce przy Błoniach. Bywało, że w środku nocy budził nas pies szczekający pod klatką schodową, który akurat wrócił po dwudniowej wędrówce. Teraz jest to nie do pomyślenia z wielu względów, głównie ze względu na bezpieczeństwo tego psa. Natomiast to był jednak taki inny jeszcze trochę rejon. Zabudowa była inna, bliskość terenów zielonych powodowała, że te nasze zwierzęta miały, bez naszych dobrych chęci, trochę większą swobodę.
Anna Śliwa-Suchowiak w Lasku Wolskim
Idziemy jakoś tak szlakiem zwierzęcym. Czy na Placu na Stawach pojawiały się konie?
Pojawiały się oczywiście. Był taki charakterystyczny krzyk: „drzewo i węgiel”.
Wielkie perszerony ciągnęły te potwornie ciężkie wozy, z których później węgiel był zrzucany przez okienka do piwnicy. Też mieszkałam w mieszkaniu opalanym oczywiście przez piece kaflowe.
O te konie chciałam zapytać, bo jest pani instruktorem jazdy konnej.
Całe moje dzieciństwo było związane z końmi. I właśnie nawet z najstarszym klubem jazdy konnej w Polsce, czyli KKJK, czyli Krakowski Klub Jazdy Konnej. Miejska instytucja, która była naprawdę istotna dla rozwoju hipiki w Polsce. Lubiłam duże zwierzęta i konie mi się podobały. A jazda konna ma w sobie coś niezwykłego. Ludzie w tej chwili na to różnie patrzą, ale dla dziecka, dla mnie to była taka współpraca człowieka z takim dużym zwierzęciem, które ma pewną autonomię, siłę, moc. Było w tym coś fascynującego.
Trzeba się było z tym zwierzęciem zgrać i wykorzystywać jego najlepsze cechy.
Ale przede wszystkim w okolicy były piękne tereny do jazdy konnej. I ten wiatr w konia uszach i we własnych najbardziej mi się podobał.
W pobliżu pani domu, na Zwierzyńcu, było i jest Liceum Plastyczne. Jaka było historia z mrożonym indykiem?
Po pierwsze, ta szkoła była blisko, a byłam przyzwyczajona, że chodzę do podstawówki, która jest na sąsiedniej ulicy. Po drugie, jak na ironię zawsze miałam pociąg do przedmiotów ścisłych, głównie do matematyki i fizyki, ale mój starszy brat chodził już do V LO, do klasy matematyczno-fizycznej. Już powoli kończył tę szkołę i zaczął studiować matematykę na UJ. I zobaczyłam pierwszy raz w życiu, że mój brat się uczy. No było to dla mnie przerażające odkrycie. I pomyślałam sobie, że jak on na tej matematyce się uczy, no to ja będę się musiała uczyć jeszcze więcej.
I poszłam do tejże szkoły zobaczyć, jak to wygląda. Szkoła miała wtedy genialnego dyrektora, pana Jana Rzehaka, u którego można było odbyć taką wstępną rozmowę. I on mi powiedział: coś narysuj i przynieś. Dla mnie to było takie bardzo enigmatyczne. Nie wiedziałam, co to znaczy to coś.
Przyszłam do domu i ktoś mi powiedział, że w zamrażalniku jest indyk. I narysowałam. Jak wróciłam z tym indykiem, dyrektor Rzehak śmiał się długo, ale szczerze.
Już 30 maja zapraszamy Państwa do Pałacu Krzysztofory na piękną, dużą wystawę Miasto zwierząt. Wystawa opowie o zwierzętach w Krakowie, o tym jak im się w tym mieście żyło kiedyś, jak żyje się teraz i jak się zmieniał nasz stosunek do tych zwierząt na przestrzeni ostatnich lat.
Radio Kraków informuje,
iż od dnia 25 maja 2018 roku wprowadza aktualizację polityki prywatności i zabezpieczeń w zakresie przetwarzania
danych osobowych. Niniejsza informacja ma na celu zapoznanie osoby korzystające z Portalu Radia Kraków oraz
słuchaczy Radia Kraków ze szczegółami stosowanych przez Radio Kraków technologii oraz z przepisami o ochronie
danych osobowych, obowiązujących od dnia 25 maja 2018 roku. Zapraszamy do zapoznania się z informacjami
zawartymi w Polityce Prywatności.