share
"Pozostała nam jedna droga ratunku: aryjskie papiery"
Czym były tzw. „aryjskie papiery”? Jak je zdobywano? I co tak naprawdę oznaczało „życie na aryjskich papierach” o tym w historycznej odsłonie Koła kultury mówić będą: krakowski historyk prof. Andrzej Chwalba oraz Tomasz Strug zastępca dyrektora Żydowskiego Muzeum Galicja, kurator wystawy „Henryk Reiss musi przestać istnieć”. Program poprowadzi Jolanta Drużyńska . Środa 16 lipca g. 21.05
Żydowki na podwórzu więzienia przy ul. Łęckiego we Lwowie w 1942 r. Zdjęcie trzyletniej Elżuni Reiss we Lwowie - Z wystawy „Henryk Reiss musi przestać istnieć” w Żydowskim Muzeum Galicja/ fot. J.Drużyńska
Liczba Żydów, którzy zdecydowali się żyć na „aryjskich papierach”, zaczęła szybko wzrastać, gdy rozpoczęła się Zagłada. Rafael Scharf pisał, że ludzi „ogarnął szał aryjskich papierów”. W 1942 roku władze „tajnego” państwa zintensyfikowały wezwania do niesienia pomocy Żydom będącym polskimi obywatelami. „Każdy Polak i Polka obowiązani są okazać pomoc ukrywającym się, kto odmówi im pomocy, będzie karany według prawa wojennego za zdradę Narodu Polskiego” — czytamy w akcie Kierownictwa Walki Cywilnej z mar ca 1943 roku.
Sprawa pomocy była bardzo ważna, gdyż coraz więcej osób jej oczekiwało. W sierpniu 1942 roku ukazała się drukiem podziemna odezwa autorstwa Zofii Kossak-Szczuckiej pt. Protest. Było to wystąpienie przeciwko milczeniu świata, ale i Polaków. „Wobec zbrodni nie wolno pozostawać biernym. Kto milczy w obliczu mordu — staje się wspólnikiem mordercy” — podkreślała autorka, ale jednocześnie dodawała, że jej dotychczasowa negatywna opinia o Żydach się nie zmieniła. Jej głos to ważny sygnał skierowany do wszystkich — a były ich tysiące — którzy, choć widzieli w Żydach „obcych” i ludzi wrogich polskim interesom, to jednak zostali wezwani do niesienia im pomocy. Po opublikowaniu Protestu po polskiej stronie muru zaczęły się wykluwać pomysły stworzenia instytucji, która by się zaangażowała w pomoc Żydom. 14 października 1942 roku w „Rzeczypospolitej Polskiej” ukazała się informacja o powstaniu Komitetu Pomocy Żydom imienia Konrada Żegoty (postać fikcyjna).[...]
Uciekinierzy z getta byli fizycznie i psychicznie wycieńczeni. Potrzebowali nie tylko dobrego słowa, pociechy, ale i „mocnych papierów”. Nie mogli liczyć tak jak w innych okupowanych krajach na pomoc legalnie funkcjonujących instytucji, a jedynie na wsparcie obywatelskie oraz ewentualną pomoc ze strony „tajnego” państwa. To przede wszystkim „Żegota” pozyskiwała i kompletowała tzw. lewe papiery, które dawały nową tożsamość. „Nie słyszeliśmy, aby gdziekolwiek i ktokolwiek odważył się je kwestionować” — pisał Tadeusz Seweryn z Krakowa.
Poza metryką chrztu należało posiadać stary polski dowód osobisty, dokument o aryjskim pochodzeniu, poświadczenie zameldowania przez policję, dokument potwierdzający zatrudnienie i kartę żywnościową. „W zdobyciu metryk chrztu wielką pomoc okazał nam kler katolicki, udzielając nam blankietów, pouczeń i gotowych dokumentów. Ile wymysłu i nerwów kosztowało wykonanie jednego dokumentu. Z czasem doszliśmy jednak do wprawy” — pisała Władysława Laryssa Chomsowa, szefowa lwowskiej „Żegoty”. W sumie „Żegota” przygotowała około 50 tysięcy zestawów takich dokumentów[...] „Lewe” dokumenty wytwarzało też podziemie żydowskie, ale ich ceny były kosmiczne. Znacznie niższe oferowali polscy dostawcy. Dopiero komplet dokumentów dawał nadzieję, ale nie gwarancję przeżycia. „To życie po aryjskiej stronie było dalej życiem na kredyt” — pisała Sendlerowa.
Niemniej dzięki „mocnym papierom” można było opuścić kryjówki i żyć na „aryjskich papierach”, ale pod warunkiem, że się miało tzw. dobry wygląd i silną psychikę. „Dobry wygląd sprawiał, że ukrywająca się osoba budziła mniejsze podejrzenia, mogła się wtopić w tłum, nie przyciągała uwagi, łatwiej jej było grać rolę kogoś innego, niż jest […]. Podstawową zasadą ukrycia się było, by tego nie czynić […] stać się kimś bez właściwości, najszarszym z szarych” — pisał Michał Głowiński. Wówczas można było spróbować żyć na „aryjskich papierach”, czy też — jak się mówiło — „nad powierzchnią”
A. Chwalba Okupacja niemiecka. Generalne Gubernatorstwo w : „Polska krwawi. Polska walczy. Jak żyło się pod okupacją 1939-1945 Kraków 2024 ( fragment)
fot. J.Drużyńska
„Pierwsze słowa które usłyszałem , pierwsze słowa które wypowiedziałem były w języku polskim. Uczęszczam do polskich szkól i w polskim wyrosłem duchu… uważałem się za Polaka . Była jednakże i druga strona medalu mego życia. Dom polski w którym się urodziłem był także domem żydowskim. Rodzice moi, moi dziadkowie i pradziadkowie byli Żydami. Fakt ten ciężko zaważył na szali mego życia z niebywałą wręcz okrutną siłą - pisał w swoich wspomnieniach bohater wystawy prezentowanej w Żydowskim Muzeum Galicja Henryk Reiss.
Lusia Herman i Henryk Reiss wywodzili się z dobrze sytuowanych zasymilowanych rodzin żydowskich. Poznali się w burzliwych już czasach tuż po I wojnie światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Spotkali się ponownie jako studenci we Lwowie, gdzie ukończyli studia na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Lwowskiej. W 1938 roku w Krakowie urodziła się ich córeczka Elżbieta.
Wystawa "Henryk Reiss musi przestać istnieć" przedstawia dramatyczną historię rodziny Reiss: Henryka, jego żony Łucji i ich córki Elżuni, którzy w czasach II wojny światowej i Holokaustu ukrywali swoją żydowską tożsamość.
W 1942 roku, w obliczu śmiertelnego zagrożenia, Reissowie podejmują decyzję o zakupie fałszywych dokumentów – tzw. „aryjskichpapierów” – na nazwisko mieszkającej we Lwowie polskiej, chrześcijańskiej rodziny Darażów. Pod przybranym nazwiskiem uda im się dotrwać do końca wojny. Jednak spośród licznych krewnych i przyjaciół Łucji i Henryka nie ocaleje prawie nikt.
Łucja, Henryk i ich nowo narodzona córka Elżbieta. Fotografia ze zbiorów rodziny, prawdopodobnie Kraków 1938. / ŻMG
„Akcja trwała już kilka dni i nocy. Straciliśmy całą naszą rodzinę . Lusia i Elżunia były w śmiertelnym niebezpieczeństwie… Nie wolno nam dłużej ryzykować . Każdy kolejny dzień we Lwowie , każda godzina groziła katastrofą ...pozostała nam jedna tylko droga ratunku : ARYJSKIE PAPIERY „ - wspomina Henryk Reiss
Legitymacja Henryka Reissa / Piotra Daraża - pracownika Ostbahn Bauinspektion Skierniewice, wydana 30 grudnia 1942 roku. Dokument ze zbiorów rodziny/ ŻMG
Od Krakowa, przez maleńki Oserdów do Lwowa, przez Warszawę do Skierniewic i Legionowa, z Beskidu Sądeckiego przez słowacki Preszów, po Budapeszt, Kadarkut i Taszár na Węgrzech – trzyosobowa rodzina Reissów nieustannie doświadczała dramatycznych, niebezpiecznych sytuacji i szczęśliwych zbiegów okoliczności.
Ostatecznie to osoby, które Reissowie napotkali na swej drodze, miały decydujące znaczenie. Postawy tych ludzi rozciągały się od troski i przyjaźni po antysemickie uprzedzenia i otwartą wrogość. Ten aspekt przetrwania rodziny – kto im pomógł, kto udzielił schronienia, kto odwrócił wzrok, a kto ściągnął na nich śmiertelne zagrożenie – również mocno wybrzmiewa na wystawie.
Legitymacje członkowskie Związku Inżynierów Żydów w amerykańskiej strefie okupacyjnej, wystawione w Monachium w 1946 roku. Zarówno Henryk, jak i Łucja funkcjonowali wtedy pod podwójną tożsamością. Dokumenty ze zbiorów rodziny / ŻMG
Historia Reissów to opowieść o strachu i odwadze, o smutku i wytrwałości, o utracie i nadziei. Wystawa, mimo że dotyczy jednej rodziny, ukazuje szerszy kontekst i pozwala przyjrzeć się chronologii i geografii Zagłady. Narracja wykracza jednak poza okres II wojny światowej, rzucając światło na sytuację ocalałych w pierwszych powojennych latach – na dylematy i decyzje tych, którzy zdołali przetrwać.
Z opisu wystawy / mat pras. Żydowskiego Muzeum Galicja