Szerokiej publiczności znany jest dzięki roli Ryśka z serialu Klan, ale udowodnił, że nie jest aktorem jednej roli. Wyszedł z szuflady, pokazał ogromne poczucie humoru i dystans do siebie, ale przede wszystkim aktorską klasę.
Pochodzi z Waksmundu koło Nowego Targu, studia aktorskie skończył na krakowskiej PWST, obecnie związany z Teatrem Polskim w Warszawie. Gra w filmach fabularnych, animacjach i produkcjach telewizyjnych.
Przez dwóch tygodni w cyklu "Z radiowej biblioteki" czytał fragmenty książki "Kruca fuks. Alfabet góralski" Pawła Smoleńskiego i Bartłomieja Kurasia.
Jaki jest Piotr Cyrwus? Co robi, kiedy schodzi ze sceny? I kiedy ujawnia się jego góralski temperament?
Zapis rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Piotrem Cyrwusem:
Cepr nigdy by nie przeczytał "Alfabetu góralskiego" dobrze. A pan pochodzi z gór. Muszę zapytać o te góralskie korzenie, co one znaczą dla Pana dzisiaj? Czy to jest kotwica, która pomaga panu przetrwać burze, zachować właściwe proporcje?
Dobrej metafory pani użyła. Z tą kotwicą jest tak, że czasem ona mnie prostuje w życiu, ta moja góralszczyzna, a czasem odzywa się we mnie ten zły góral, hardy, którego nie lubię.
Nie lubi pan tego hardego górala? To nie on pomaga przetrwać różne koleje w życiu aktora?
Z tą góralszczyzną to było tak, że w szkole teatralnej musiałem mieć dwóch dykcjonistów, którzy by ją we mnie okiełznali i żebym mówił jako tako po polsku. Do tej pory się z tym zmagam. Teraz częściej jestem tzw. "aktorem warszawskim", chociaż mieszkam i w Krakowie, i w Warszawie. Jak przyjeżdżam do Warszawy, to muszę się trochę z tych krakowskich i góralskich zaśpiewów "leczyć".
Podobno ks. Tischner namawiał pana do napisania własnej góralskiej książki, o okolicach, z których pan pochodzi.
Kiedyś z prof. Tischnerem zastanawialiśmy się, że dobrze by było napisać i zrealizować film o "Ogniu", Józku Kurasiu, który pochodził z Waksmunda. To jest piękna i dramatyczna historia i człowieka, i tamtego ludu podhalańskiego, który był w czasie wojny szykanowany przez Niemców, a potem po wojnie - przez ustrój komunistyczny. Temat na film, na książkę "leży na ulicy" i nkit go do tej pory nie podniósł.
Nie da się pan namówić na napisanie książki.
Nie wiem, czy ona by była aż taka ciekawa. Wszyscy teraz piszą, nikt nie czyta. Lepiej te historie opowiedzieć dzieciom, wnukom. Podhale jest w moim sercu. Czasem ktoś mnie namówi, żebym coś opowiedział, ale my, górale, jesteśmy skryci. Nie wszystko jest na sprzedaż.
A kim jest "Pietrek od Lanusia"?
Myślę, że na początku był bardzo nieśmiałym chłopcem. Z dużymi kompleksami, ale i z dużą fantazją. Zawsze chciał zobaczyć, co jest za tą następną górką, i następną. I gdzieś to życie popchnęło Pietrka, że przeleciał za te górki i teraz jest na jakiejś nizinie mazowieckiej.
A co było najważniejsze wyniesione z gór dla tego Pietrka, co go tak poniosło daleko...i wysoko?
Wysoko... u nas w górach jest wyżej (śmiech). Myślę, że tak już jest, że chcemy wychodzić na te szczyty, oglądać te piękne widoki, ale "sięgaj tam, gdzie..." - trzeba mieć fantazję i wyobraźnię. Zawsze podziwiałem ludzi, którzy potrafili wyrwać się ze swojego domu, zmienić środowisko. Ale też podziwiam ludzi, którzy zostają w swych domach i tam potrafią odnaleźć cele i sens w życiu.
Górale są skryci, rzadko też chwalą. Ojciec też rzadko pana chwalił. Jaki jest pan w stosunku do swoich dzieci?
Nie chcę straszyć moim tatą – bo był wspaniały. Czasem to karcenie i niechwalenie wyszło mi na dobre. Teraz to wiem, kiedy też jestem tatą, że do każdego dziecka trzeba mieć inne podejście. Raz trzeba pochwalić, raz zganić. Nie ma czegoś takiego, jak jedna metoda na wychowanie. U górali z tą wylewnością jest inaczej. Jesteśmy inni, jak jest muzyka, zabawa, taniec. Na ogół nie jesteśmy przyjaźni. No chyba, że przyjadą turyści z dudkami...
I bitni jesteście. Podobno bardzo. Przodkowie pod Grunwaldem walczyli.
Tak, ktoś musiał wspomóc tamtą Polskę, żebyśmy wyszli z twarzą, wygrali z Krzyżakami. I nam się udało. Dzięki temu mamy taką piękną część w Gorcach jak Cyrwusówka.
Muszę zapytać pana o coś, o co pan nie lubi być pytany. O Ryśka z "Klanu". Czy udało się panu "odkleić" od tej postaci.
Mnie się udało, ale ludziom – nie. Teraz mniej to bodzie. Pytano mnie, czy mam zamiar zagrać w nowym serialu, a jedna z gazet, której tytułu przez złośliwość nie wymienię napisała "Rysiek z "Klanu" zagra w innym serialu"...
Zareklamujmy ten nowy serial.
To będzie serial "Baron" w TVP 2, od wiosny. Będzie to moja kolejna rola kierowcy, tym razem kierowcy cysterny. Być może znów zapadnę widzom w pamięci jako... Zdzisiu. Seriale w moim zawodzie są jak sztuka użytkowa. Ja też zawsze miałem szczęście do telewizji. Myślę, że to będzie ciekawa propozycja, bardziej charakterystyczna, komediowa.
Zapytam teraz o teatr. Chwalą pana za różnorodność ról, za to, że pokazuje pan różne twarze.
Ja zawsze gram różne role w teatrze. Mówią mi, że teatr wyzwolił mnie od telewizji. I tak to jest: jeżeli 4 razy na tydzień w telewizji puszczają człowieka jako Ryśka, to ludzie uwierzą w tego Ryśka. Nikt tak często nie chodzi do teatru. Ale dzięki Teatrowi Polskiemu i panu Andrzejowi Sewerynowi, który jest jego dyrektorem, dostaję ciekawe role. Staram się grać je jak najlepiej. W tym roku nawet dostałem nominację do "oscarów warszawskich", czyli Feliksów za rolę w"Quo Vadis". W tej chwili czekają mnie dwie olbrzymie role: krakowską - Bolesława Śmiałego, gdzie gram tytułową rolę. 29 stycznia będzie premiera. A potem gramy "Króla Leara", w roli tytułowej pan Andrzej Seweryn, a ja dostałem zadanie zagrać hrabiego Kenta. Jest to wielkie wyzwanie. Wszystkich Państwa z Krakowa i Małopolski zapraszam do Warszawy, do Teatru Polskiego, a może i kiedyś uda się nam przyjechać do Krakowa, żeby przybliżyć mój kunszt aktorski. Od czasu do czasu gram jeszcze w krakowskim Teatrze Stu – gdzie się wcielam w prof.. Tischnera w "Wariacjach tischnerowskich", dubluję czasem pana Krzysztofa Globisza.
Panie Piotrze, ma pan psa? Pytam, bo wziął Pan udział w fantastycznej kampanii "Mafia dla psa".
Nie mam, choć można powiedzieć, że jestem nimi otoczony, dlatego że córka i syn mają psy. W Waksmundzie psy, tak się przyjęło, były przywiązane do budy. Zmieniłem nastawienie odkąd pojawił się Agat, syberian husky, nasz pierwszy pies - domownik. Może ten waksmundzki okres jakoś odpokutowałem. Mam nadzieję, że chociaż troszkę tym psom pomogłem, dzięki tej kampanii. Jak to górale mówią, "nie trzeba mieć ino piniondze i rozum, ale casem trzeba mieć scęście". Od czasu do czasu trafia mi się to szczęście - trudna praca, wybory, a czasem trafia się coś tak fantastycznego jak ta reklamówka i kampania.