W sieci coraz częściej pojawiają się atrakcyjne „patriotyczne influencerki”, które prostym językiem krytykują Unię Europejską i odwołują się do narodowych emocji. To jednak nie są prawdziwe osoby. Mamy do czynienia z podręcznikowym przykładem deepfake’a – postaciami wygenerowanymi przez sztuczną inteligencję, zaprogramowanymi tak, by budzić zaufanie i grać na emocjach odbiorców.
Takie profile często mają historię tzw. kont zombie: wcześniej należały do zagranicznych użytkowników i publikowały przypadkowe treści, by nagle – jak w jednym z przypadków 13 grudnia – stać się bastionem „polskiego patriotyzmu”. Choć algorytmy TikToka zaczynają oznaczać takie materiały jako wygenerowane przez AI, zanim konto zostanie usunięte, filmy potrafią osiągnąć setki tysięcy wyświetleń i dalej krążą na dziesiątkach innych profili.
Eksperci nie mają wątpliwości: to element wojny informacyjnej, najpewniej sterowanej z Rosji. Schemat jest podobny w wielu krajach – lokalna „patriotka” zachwala wyjście z Unii lub przedstawia Rosję jako kraj bezpieczny i uporządkowany. Celem są przede wszystkim młodzi ludzie w wieku 15–25 lat, którzy wkrótce będą głosować.
Skala zjawiska jest tak duża, że coraz częściej pojawia się dyskusja o ograniczeniu dostępu dzieci do mediów społecznościowych, na wzór rozwiązań rozważanych w Australii. Dlatego warto zachować czujność: jeśli w sieci widzimy idealną Polkę recytującą polityczne hasła, przyjrzyjmy się jej uważnie. Pod biało-czerwoną koszulką może nie bić serce, lecz pracować serwery farmy trolli.