Aneta Zatwarnicka, zawodniczka i trenerka karate, w wyniku toczenia wielonarządowego i sepsy przeszła amputacje dłoni i podudzi, straciła nos. W trakcie śpiączki, w której była 2,5 miesiąca, trener i przyjaciele cały czas powtarzali jej, że ma się nie poddawać i walczyć - i ona to słyszała i pamięta. Pamięta, że przy swoim łóżku nie słyszała nic negatywnego tylko "walcz". Jest posłuszna i nie poddaje się. Wróciła do sportu, ćwiczy karate, także gimnastykę, zdobyła Śnieżkę, gra na instrumentach. Zachwyca i inspiruje.
- A
- A
- A
"Palców jest dziesięć, a kikutki są tylko dwa. Największym wyzwaniem są kieszenie". Aneta Zatwarnicka, zdobywczyni czarnego pasa w karate
Karate, gimnastyka, wyprawa na Śnieżkę, gra na perkusji i nie tylko. Wiele rzeczy można osiągnąć po amputacji, ale kieszenie wciąż są wrogiem
Kim Pani dla siebie jest? Jako kogo Pani siebie określa? Jako mistrzynię Polski? Jako sportsmenkę? Jako młodą kobietę? Jako dzielną kobietę? Jako osobę chorą? Jako osobę z niepełnosprawnością? Co jest dla Pani na ten moment taką cechą, która Panią określa?
To jest to trudne pytanie, bo nad tym się nie zastanawiałam, ale wiem, że dam radę. Na pewno nie jest to, że jestem niepełnosprawna, bo ja bardzo często o tym zapominam.
Zależy z jak trudną czynnością akurat w tej chwili mam do czynienia, ale na pewno to nie jest to, że jestem tam osobą niepełnosprawną. Myślę, że to jest coś takiego, że sport, energia i dam radę. Do przodu.
Mówi to osoba, która choruje na toczeń wielonarządowy, przeszła sepsę, uprawiając sport mistrzowsko straciła dłonie, straciła podudzia, także nos uległ zniekształceniu i nie niepełnosprawność jest na pierwszym miejscu.
Karatecy to są w ogóle tacy niesamowici ludzie, ale inni sportowcy też byli w tym ze mną i tak jakby pchali mnie do przodu, a zrobisz już to, a zrobisz już tamto. Oni ze mną byli, nie pozwolili siedzieć właśnie w tym domu. Teraz wiem, że mogę śmiało prosić ludzi o pomoc, bo większość ludzi jest fajna i pomoże, że w ogóle się nie zastanawiam.
Oczywiście są rzeczy gorsze, słabsze, ten toczeń faktycznie osłabia, z niektórymi rzeczami sobie nie radzę, ale sobie tak myślę, że dzisiaj sobie jeszcze nie radzę, a jak będę miała chwilę czasu, albo przypadkiem to coś tam wymyślę. Sporo rzeczy też wymyśliło się przypadkiem.
Zaczęło się tak, od słabiej się pani poczuła.
Faktycznie wydawało mi się, że przeziębienie jakby będzie. Ale jakoś tak coś mnie tam zaniepokoiło, no i później poszło.
Okazało się, że ta choroba już była na takim etapie, że trzeba było aż tak drastyczne kroki podejmować jak amputację?
Jak zostałam przyjęta do szpitala, już było bardzo kiepsko. Oficjalna wersja to jeden procent na przeżycie.
Byłam w śpiączce, więcej przeżyła moja rodzina. Też ta niepewność była taka chyba najgorsza, zwłaszcza dla mamy.
Miała pani świadomość, że to było o włos, o ciut, że była pani na granicy?
Nie ma jakiejś pierwszej myśli, jednej myśli, którą bym pamiętała po przebudzeniu. To wszystko było tak zatarte. Pamiętam rodzinę, mamę. To było pierwsze, co pamiętam i cały czas czekałam, kiedy przyjdą mnie odwiedzić.
To pamiętam najbardziej. Natomiast jakby takie te myśli, które właśnie większość z nas by interesowała, właśnie gdzieś sporo się też zatarło. Mogłam sobie pomyśleć, że trzeba się pogodzić z tym i idziemy do przodu.
Zobaczymy, co będzie. Możliwe, że tak to wyglądało, bo coś takiego bardziej. No bo co można było zrobić? Ale pamiętam rodzinę, pamiętam bliskich i to, to mi wystarczyło.
Nawet może pomyślałam sobie, że jeszcze mam czas na to, żeby się nad tym zastanawiać. Zobaczymy, a na razie robimy to, co jest tu i teraz. Raczej, raczej to tak wyglądało.
Co było najtrudniejsze? Czynności dnia codziennego czy najbardziej Pani myślała, czy wrócę do sportu?
Tak. Nie myślałam o codziennych. Myślałam, jak zagram na pianinie. Wiedziałam, że na perkusji zagram na pewno, bo jakbym nie miała żadnego sposobu, to ja sobie taśmą te pałeczki przykleję i już byłam spokojna, że mogę.
Myślałam też o karate. Już nie mam tych końcówek i jak ja teraz zrobię tę technikę, a jak zrobię tę technikę.
Ale ma Pani pewien kłopot. Nie umie Pani wyjmować rzeczy z kieszeni.
Nie korzystam z kieszeni na razie. Po co się denerwować. Jak coś wymyślę, to będzie okej. Nie tylko te kieszenie. Te najprostsze rzeczy codzienne są dla mnie najtrudniejsze. Coś, co powinno być szybciutko zrobione i lecimy żyć, właśnie jakby hamuje mnie bardzo.
Bo wymaga naprawdę ode mnie wykonywania więcej czynności. Wiadomo, że palców jest dziesięć razem, a kikutki są tylko dwa.
Komentarze (0)
Najnowsze
-
22:07
Bardzo niespokojny wieczór na małopolskich drogach - wypadki w Targowisku, Rzezawie, Skrzyszowie
-
21:47
Zakopiańska policja poszukuje trzech zaginionych osób. W akcję zaangażowany jest TOPR
-
21:04
I tak się czaruje! Wielki powrót Festiwalu Zaczarowanej Piosenki
-
20:21
Siostro Małgorzato, jesteś super! Kilkaset Małgorzat wybrało w Krakowie tę najważniejszą
-
20:04
Amatorskie ściganie w Skale GALERIA
-
19:21
Nie żyje mężczyzna, który kąpał się w zbiorniku przeciwpożarowym w Podłężu
-
18:43
Spektakl "Proszę Państwa, Wyspiański umiera" z ważną nagrodą teatralną
-
18:30
"Palców jest dziesięć, a kikutki są tylko dwa. Największym wyzwaniem są kieszenie". Aneta Zatwarnicka, zdobywczyni czarnego pasa w karate
-
18:17
Pamięci wszystkich, którzy zginęli na Zakopiance. "Bo najważniejsza jest rozwaga i odpowiedzialność"
-
17:01
Tęskniliście? Schronisko na Hali Kondratowej już owarte!
-
16:41
Wsiąść do tira, zaśpiewać na rynku. Niepołomice obchodzą swoje święto
-
15:19
Służby zakończyły działania po wypadku na Zakopiance