Jesienny redyk- powrót z hal.
Pod Babią Górą kończy się sezon wypasowy. Pola powoli pustoszeją, lasy rozświetlają się kolorami, a hale znów stają się ciche, bo to właśnie wtedy pasterze sprowadzają stada owiec z gór do wiosek. Jesienny redyk jest jednym z najważniejszych momentów górskiego roku. Swoje stado z Hali Barankowej spędził baca Jakub Ciężczak. Owce pasły się tam od kwietnia.
„Całe lato pilnujesz owiec – w dzień i w nocy. A redyk to zwieńczenie tej roboty. Owce wracają, a my możemy choć trochę odpocząć”
– mówi baca.
Przyjmuje się, że zakończenie wypasu powinno odbywać się "po świętym Michale" czyli po 29 września. Jednak z uwagi na festiwal, podjęto decyzję, by tej jesieni wyjść wcześniej. Zawojski redyk, oprócz praktycznego wymiaru ma też świąteczny wymiar. Do uroczystego przemarszu zaproszony jest każdy chętny. Górale prowadzą owce przez wieś, a za nimi podążają dziesiątki turystów. Także tutejsi górale zatrzymują się albo wyglądają z okien, by zobaczyć obrazek, który jeszcze kilka dekad temu był codziennością, a dziś staje się symbolem powrotu do źródeł. Redyk przypomina, że góry zawsze były przestrzenią pracy, wspólnoty i rytmu wyznaczanego przez naturę. Więc na razie pora na zimowanie, a pasterze wrócą na hale "po świętym Wojciechu" czyli po 23 kwietnia.
Stanisław Zawojski – zawojski da Vinci
Historię Zawoi to także opowieść o jej niezwykłych mieszkańcach, którzy swoją pasją przekraczali granice codzienności. Jednym z nich był Stanisław Zawojski, nazywany „góralskim da Vincim”. Choć z zawodu był elektrykiem, jego życie wypełniała twórczość: rzeźbił, malował, skonstruował nawet niewielką elektrownię przy domu, ale nade wszystko pisał.
„Miał ogromną fantazję. Potrafił snuć opowieści o góralskim życiu, ale i o obcych, przybyszach z kosmosu. Dumał, pisał, a przy tym notował zwyczaje i język swojej wsi”
– mówi Arkadiusz Ziętek, reżyser spektaklu „Pod Sokolicom”
Sztuka powstała na podstawie maszynopisów Stanisława Zawojskiego. "Zawojski da Vinci" tworzył poematy i kroniki, w których równolegle opisywał swoją najbliższą rzeczywistość i snuł bajkowe wizje. Opowiadał o ludziach z krwi i kości, a równocześnie tworzył legendy i własne światy. Mieszał też gwarę z językiem literackim. Co ciekawe, przewidział obecne problemy ekologiczne, zanieczyszczenie środowiska i zmiany społeczne.
Siła gwary babiogórskiej
Język jest jednym z najcenniejszych skarbów każdej społeczności. To przez niego przekazuje się nie tylko wiedzę, ale i sposób myślenia, poczucie humoru czy emocje. Gwara babiogórska jeszcze kilka dekad temu była bliska zaniku. W szkołach i urzędach nie była mile widziana, a młodzi często wstydzili się jej używać. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Gwara wraca na scenę, do literatury, do edukacji. Organizowane są warsztaty, spektakle i spotkania, które uczą młodsze pokolenia mówić „po swojemu”.
Kulturoznawca Krzysztof Marszałek z Instytutu Różnorodności Językowej podkreśla:
„Język to nasza tożsamość. Jeśli go tracimy, zubożamy własną kulturę. Ale gwara nie może być zamknięta w skansenie – musi żyć, rozwijać się i opowiadać też o teraźniejszości.”
To właśnie żywotność sprawia, że gwara może być pomostem nie tylko łączącym ludzi ze swoją przeszłością, ale i otwierającym ich na przyszłość.
Muzyka- most nad rzeką czasu
Trudno wyobrazić sobie kulturę góralską bez muzyki. Skrzypce, dudy i śpiew wielogłosowy od wieków towarzyszyły mieszkańcom Beskidów podczas pracy, świąt i wesel. Od kilkudziesięciu lat tradycyjne brzmienia inspirują muzyków, nie związanych do tej pory z ludowym graniem.Okazuje się, że takie spotkania są równie ciekawe dla tych, którzy „ogrywanie” wesel i pogrzebów mają w małym palcu. Właśnie tak działa Górski Uniwersytet Ludowy w Milówce, związany z Fundacją Braci Golec. To tu spotykają się zarówno młodzi pasjonaci, jak i osoby, które dopiero w dorosłości postanowiły spróbować swoich sił w muzyce.
„Przychodzą do nas ludzie po trzydziestce czy czterdziestce, którzy nigdy nie grali, a po roku są gotowi wystąpić na scenie”
– mówi Jarosław Zawada, nauczyciel GULu i skrzypek Golec uOrkiestry.
Efektem prac GULu jest niezwykła mieszanka stylistyczna. Góralskie granie i śpiewanie łączy się z jazzem, elektroniką, a nawet rapem. Dzięki temu tradycyjna muzyka jest wciąż żywa, aktualna i atrakcyjna również dla tych, którzy na co dzień nie sięgają po folklor.
Podczas tegorocznej Babiogórskiej Jesieni usłyszeliśmy też w wersji koncertowej najnowszą płytę zespołu PotOCK "Z hukiem". To kolejna niezwykle udana współpraca zawojskich muzyków rockowych i zanurzonych w tradycji wokalistek Regionalnego Zespołu Juzyna.
Wzrastanie – hasło i droga
Hasło 41. edycji Babiogórskiej Jesieni to „Wzrastanie”. W tym słowie zawiera się sens pracy, jaką wykonują lokalni pasjonaci kultury. Bo wzrastanie to proces – rozwój osobisty, dojrzewanie duchowe, ale też świadome budowanie wspólnoty.
Anna Kulka i Regina Wicher z Babiogórskiego Centrum Kultury podkreślają:
„Żeby zakwitnąć, trzeba najpierw wzrosnąć. Trzeba wiedzieć, z czego się wyrasta i na jakim gruncie stoi. Dopiero wtedy świadomie wybieramy, jaką drogą chcemy iść dalej.”
Wzrastanie w tym kontekście oznacza zarówno pielęgnowanie tradycji, jak i odwagę, by ją twórczo rozwijać. To lekcja, którą pod Babią Górą odrabia się od pokoleń i którą wciąż warto przypominać.