Dziś w Krakowie rolnicy ze Związku Rolników Kółek i Organizacji Rolniczych zaapelowali do premier Ewy Kopacz o pomoc dla osób dotkniętych suszą.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z Piotrem Nowakiem, specjalizującym się w tematyce wiejskiej socjologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W związku z suszą trwa dyskusja czy wprowadzać stan klęski żywiołowej. Czy to oznacza, że rolnicy znaleźli się w ogniu politycznej walki?
Myślę, że tak. Ta dyskusja nad stanem klęski żywiołowej to dyskusja o wyborach. Pogoda na pewno wypływa na wielkość zbiorów i funkcjonowanie rolnictwa, ale najbardziej dokucza codzienny brak wody, np. dla bydła. Na pewno odbije się to na zbiorach jabłek czy malin, natomiast w mniejszym stopniu dotknie gospodarstwa produkujące zboże.
Oznaczałoby to, że całą przedwyborczą burzę zapłacą rolnicy.
Trochę nieszczęśliwie czas traktuje rolników. Z jednej strony embargo rosyjskie, temat który wciąż wraca. Dwa to pogoda, która ma istotne znaczenie. Trzy – jest to środowisko polityczne, o które toczy się największa wojna. Wracamy do starej zasady: kto wygra na wsi, wygra w Polsce. Różne propozycje z różnych partii politycznych mają na uwadze kampanię wyborcza, która się toczy.
Z punktu widzenia rolników wprowadzenie stanu klęski żywiołowej to konieczność?
Stan klęski ułatwia przekazywanie pewnych środków. Szacunki, które teraz dokonują się na obszarach wiejskich związane z suszą ułatwią odpowiedź rządu, na ile należy gospodarstwa wspomóc. To przyspieszy procedury administracyjne, ale nie wpłynie to na pewno na odszkodowań.
Wspomniał pan o rosyjskim embargu. Mówiono, że Polska słono za to zapłaci. Tymczasem pojawiają się nowe rynki zbytu. Że wysyłamy więcej żywności. A jeszcze kilka miesięcy temu rolnicy protestowali.
Ta polska wieś, można powiedzieć w uproszczeniu, dualizuje się. Rolnicy, którzy załapali się na dopłaty z Unii powiększyli gospodarstwa, żyją dość dobrze, mają przyzwoite dochody. Są nowoczesnymi producentami, znajdą rynek zbytu na świecie. Mniejsze gospodarstwa są trochę bardziej zależni od pośredników. Ci mają trudność ze zbytem produktów. Część środków pobierają z dopłat bezpośrednich, ale to nie wystarcza na to by godnie żyć. Badania pokazuję, że dochody w rolnictwie są niższe o 40% niż w innych dziedzinach gospodarki. To jest też kwestia jednej z najniższych dopłat do hektara, które są w Unii Europejskiej. Hasło wspólnej polityki rolnej jest nieaktualne – tak było w latach 60. Konkurować się zwykłym rolnikom z duńskimi czy francuskimi jest bardzo trudno. Do tego dochodzi niechęć do zrzeszania się i słaby lobbing w polityce. Ci najsłabsi muszą myśleć o dodatkowych źródłach dochodu, o dywersyfikowaniu lub po prostu o życia na skraju ubóstwa.
Czy - w świetle tego co pan mówi - uprawnione jest mówienie o sukcesie polskiej wsi?
Trzeba byłoby rozpatrywać to w różnych branżach. Sukces odnieśliśmy w branży mleczarskiej -jesteśmy jednym z największych i najnowocześniejszych producentów mleka. A z drugiej strony na rynku wieprzowiny ponieśliśmy klęskę. Tu dzieje się coś złego. Spada pogłowie trzody chlewnej. Więcej importujemy niż eksportujemy. Bardzo dobrze jest na rynku jabłka. Ale znowu gdy spojrzymy na rynek wołowiny – to ten wymaga pomocy państwa, jest bardzo trudny. Rolnicy na wschodzie i południu Polski marginalizują, natomiast ewidentnie opolskie , poznańskie, podlaskie, pomorskie wzrastają w siłę produkcji. Pytanie, czy my nie jesteśmy za dużym producentem, a słabo się ma polskie przetwórstwo. Rolnictwo się utrzymało jeżeli chodzi o wielkość produkcji. Sektor przetwórstwa został sprzedany w inne ręce, a on lubuje się jednak we własnych producentach. Spójrzmy na rynek cukru czy tłuszczowy, rynek olejów. Przekłada się to na dualizowanie rolnictwa. Ci rolnicy, którzy inwestują w jakość zwierząt czy materiały siewne – uzyskują dochody. Ale z drugiej strony popadają w kierat technologiczny. Żeby być konkurencyjnym na rynku, muszą ciągle inwestować. Są to największe gospodarstwa, ale to nie wpływa na ich zyski. Średnie gospodarstwa w dłuższej perspektywie są najbardziej stabilne.
Mamy walkę wyborczą o polską wieś. Czego oczekują rolnicy?
Kluczem do wygrania są mieszkańcy wsi, a nie rolnicy. Rolników jest niewielu, a do tego są podzieleni. Ci wysokotowarowi, nowocześni, a właściwie przedsiębiorcy rolni są prorynkowi, nastawieni raczej prounijnie. Natomiast ci mali i średni rolnicy oczekują wsparcia ze strony państwa. Są bardziej zorientowani na postulaty socjalne. Kluczem zwycięstwa dziś nie jest rolnictwo. Ostatnie strajki w porównaniu z tymi z lat 90. były słabe, było tam więcej szumu medialnego. Na wsi faktycznie są duże oczekiwania na zmianę. To pokazała susza. Infrastruktura na wsi nie jest wcale taka rozwinięta. Owszem w każdej gminie są wodociągi, ale już nie w każdej wsi. Sukces jest trochę fasadowy. Jest, jak to mówi jedna z partii - kartonową Polską.