Zapis rozmowy Jacka Bańki z ojcem Jackiem Siepsiakiem, jezuitą i redaktorem naczelnym „Życia duchowego”.
Wielki Piątek z udziałem papieża pod specjalnym nadzorem. To oczywiście ze względów bezpieczeństwa. Musimy się przyzwyczajać do myśli, że różnie może być z ŚDM?
- Każdy pewnie wie, że może być rożnie. Przyzwyczajać się to nie znaczy rezygnować. Pewnie będzie więcej środków ostrożności. Pytanie czy będziemy otwarci na kontakt z ludźmi i gościnność. To pytanie przed ŚDM. Czy chcemy się otworzyć, chcemy otworzyć nasze domy, czy wolimy stanąć z boku?
Jak ojciec odpowiada na to pytanie?
- Przygotowania i problemy ze znalezieniem mieszkań świadczą, że wiele się zmieniło. Jak kiedyś były podobne spotkania to było łatwiej o otwartość. Teraz jest trudniej. To efekt straszenia obcymi. Kościół ma z tym problem. Mówi o otwarciu na imigrantów, ale widzi że to wołanie jest nieskuteczne. Nie ma pozytywnego odzewu.
Nie popadamy w histerię, mówiąc o sprawach bezpieczeństwa, zerkając na to co dzieje się w Brukseli czy Paryżu?
- Jesteśmy globalną wioską. Nie rozróżniamy tego co się dzieje u nas a co się dzieje w Brukseli. Nie mamy takiego problemu jak Niemcy, ale jest to jednak bliskie. Ludzie mają obawy. Refleksja, modlitwa i stanięcie wprawdzie jest ważne, żeby nie ulegać panice. Pan to nazwał histerią.
Mówi ojciec, że głos Kościoła apelujący do wiernych, żeby przyjmowali pielgrzymów, nie spotyka się z odzewem. Zapytam o głos lub milczenie Kościoła przy okazji zmian politycznych. Mamy pytania dlaczego Kościół milczy ws. Lecha Wałęsy czy Trybunału Konstytucyjnego.
- Z jednej strony to wynika z tego, że nie wiedzą co powiedzieć. Trochę zatkało. Kościół wiele mówił przed wyborami. Teraz zbieramy owoce wyborów i tej propagandy. Kapłani nie wiedzą co powiedzieć. Jest zażenowanie. Kościół ma też świadomość swojej roli mediatora. Tego nas nauczyła historia. Żeby być mediatorem, trzeba mieć autorytet. To wyzwanie szukanie autorytetu Kościoła. To skomplikowane. Można milczeć i być cicho, żeby się nie wystrzelać od razu. To ważne. Z drugiej strony można być odbieranym za kogoś, kto nie ma nic do powiedzenia.
Albo za kogoś, kto akceptuje milcząco zmiany.
- Albo za kogoś, kto się boi. Wtedy też się traci autorytet. Kościół w latach 80. miał autorytet, który pozwolił na mediację, bo też był prześladowany. To był ważny krok na budowaniu autorytetu. To nie był spół socjalistów z liberałami. To był spór o wolność. Teraz jak ludzie wychodzą na ulice to nie bronią jednej partii. To spór ponad podziałami. To spór o prawa obywatelskie, jak ma żyć człowiek. Tutaj głos Kościoła jest ważny. Było to słychać w ostatnim liście biskupów, że nie powinniśmy faworyzować jednej partii, ale zabierać głos w sprawach ważnych dla ludzi.
Dlaczego Kościół milczy gdy zalewa nas fala hejtu, w którym się pławimy? Tak pięknie się nienawidzimy w roku miłosierdzia.
- Milczy i nie milczy. Są głosy Kościoła. Kościół ma niepodważalną wolę walki z hejtem. Powinien to robić i się stara. Słabo to wychodzi, bo to sprawa grania na popularności. Jak się komuś dowali to jest kapitał. Walka z hejtem to stawanie między młotem a kowadłem, ale Kościół jest wezwany docierpienia, żeby mimo wszystko bronić. Widać to zresztą ws. migrantów. Jak Kościół zaczął w Polsce bronić migrantów to oberwało mu się bardzo mocno z pewnej strony za to, że nie podszedł za pewnym nurtem, który wygrał kapitał polityczny na straszeniu migrantami.
Ojciec jest w tej specyficznej sytuacji. Ojciec odprawia msze święte w kościele, do którego przychodzi prezydent Duda. Wczoraj też był.
- Rzadko to się zdarza, ale się zdarza.
Jak ojciec odprawia mszę i mówi do wiernych to mówi także do prezydenta Dudy. Co ojciec mówi do niego?
- Staram się nie mówić do niego. Mówię do ludzi. Nie wiem kiedy przyjdzie, ale z tyłu głowy jest, że słucha tego ten człowiek. Ambona nie jest od pouczania polityków. Staram się tego nie robić. Od tego są inne gremia. Staram się, żeby pytania zadawane wobec ważnych tajemnic wiary były niebanalne. To mają być pytania o istotne sprawy. To ma być okazja do tego, żeby nie tylko świętować. Chciałbym, żeby obecność prezydenta nie robiła z ceremonii religijnej sprawy państwowej. To ma być uroczystość głęboko religijna, na której stawiamy pytania niewygodne, trudne, które nie muszą im się podobać. To nie jest jednak więc wyborczy. Dla mnie uroczystość religijna idzie pod prąd. Człowiek ma być zakwestionowany w swoich wyborach. Czy to wychodzi? To inna sprawa. Nie jest to jednak kierowane tylko do prezydenta. On jest człowiekiem, chrześcijaninem. Mam nadzieję, że to coś daje.
Jesteśmy w trakcie Triduum Paschalnego, które wczoraj poprzedziły apele polityczne o zgodę przed świętami i do końca ŚDM. To smutne. Jak potrafimy się pogodzić to tylko na płaszczyźnie politycznej?
- To byłoby smutne. Nie jest ważny tylko apel, ale też kto go kieruje. Apel ma sens jak się jest autorytetem. Mogę apelować do ludzi, którzy mnie słuchają. To jest smutne, że nam brakuje autorytetów, którzy mogliby przemówić do wszystkich stron. To jest groźne, także wobec ŚDM. Mnie się wydaje, że nie mamy postaci z tak wielkim autorytetem, żeby porwała ludzi, żeby to było takie piękne ruszenie. Ojciec Góra był takim człowiekiem w Lednicy. Teraz tego nie ma. To też pytanie o milczenie Kościoła. Nie ma kto porwać. Podobnie jest z apelami o spokój polityczny. Kto tego posłucha? Jak już to tylko część osób.
Jaka jest refleksja ojca na czas zmartwychwstania, którą podzieliłby się ojciec z Polakami?
- Święta są pytaniem o nawrócenie. To powinna być ucieczka od teorii spiskowych, że winny jest Bóg czy szatan. Zapytajmy co my źle zrobiliśmy. Kościół też się musi o to pytać. Dlaczego doszliśmy do takiego klinczu? Jak chcemy z tego wyjść to musimy znać prawdziwe przyczyny. Trzeba też pytać o winę, ale nie po to, żeby oskarżać. To musi być realne. Święta są okazją do takiej refleksji nad swoim grzechem. To fajna okazja, żeby odejść na bok i nie zwalając wszystkiego na innych, zapytać się co ja źle zrobiłem.